Słodki klincz
Nie dość, że mamy jedne z najwyższych cen cukru w Europie, to na dodatek pasą się na nim krewni i znajomi polityków Platformy i PSL. To najlepszy przykład, jak regulacje podbijają ceny w sklepach i sprzyjają łamaniu prawa.
07.11.2012 | aktual.: 08.11.2012 13:58
Nie dość, że mamy jedne z najwyższych cen cukru w Europie, to na dodatek pasą się na nim krewni i znajomi polityków Platformy i PSL. To najlepszy przykład, jak regulacje podbijają ceny w sklepach i wypaczają prywatyzację.
Wszystko zaczęło się od tego, że w 2006 roku Bruksela wprowadziła limity produkcyjne na cukier. Regulacja miała chronić przemysł cukrowniczy oraz plantatorów ze Wspólnoty, a uderzyła w sektor spożywczy, rykoszetem bijąc po kieszeni klientów. Polska musiała obniżyć produkcję 20 proc. W efekcie w marcu 2011 roku ceny cukru w niektórych sklepach przekroczyły 5 zł.
Dzisiaj zamiast być potentatem w produkcji cukru, borykamy się z jego brakiem, a to winduje ceny. W konsekwencji wszyscy przepłacamy rocznie aż 2 mld zł.
40 proc. tej kwoty musimy dopłacić, kupując cukier w sklepie, resztę nabywając jego przetwory, takie jak słodycze, dżemy czy napoje.
Tymczasem, jak pisze "Polityka", największa polska spółka cukrowa zarabiająca na nas krocie stała się eldorado dla polityków i ich znajomych. Jest także areną nielegalnych działań biznesu, który walczy o kontrolę nad nią.
Dzięki limitom Krajowa Spółka Cukrowa obraca rocznie 3 mld zł, a jej zysk sięga pół miliarda złotych. Od lat Skarb Państwa próbuje firmę sprywatyzować. Z informacji "Polityki" wynika jednak, że w spółce zatrudnieni są krewni i znajomi liderów PSL, dawnego SKL, a także siedleckich posłów Platformy Obywatelskiej. Jak przypomina tygodnik, jest to region wyborczy Marka Sawickiego z PSL oraz Marka Halickiego z PO.
W konsekwencji sprzedaż KSC zablokowano. Dano wprawdzie możliwość sprzedaży jej udziałów, lecz tylko pracownikom spółki oraz plantatorom dostarczającym buraki cukrowe. Ci jednak w efekcie wysokiej wyceny spółki nie mają na to pieniędzy. Sytuację starają się wykorzystać odbiorcy cukru. Efekt jest taki, że sprawą zainteresowało się CBA. Biuro podejrzewa, że Maspex podstawiał osoby uprawnione do zakupu akcji KSC, aby przejąć w niej udziały.
Firma zaprzecza tym zarzutom.
- Już kilka miesięcy temu potwierdziliśmy, że nasza spółka udostępniła środki finansowe w formie pożyczek plantatorom i pracownikom uprawnionym do zakupu akcji Krajowej Spółki Cukrowej. Naszym celem było wsparcie idei akcjonariatu plantatorsko-pracowniczego poprzez jej wzmocnienie o udział akcjonariusza branżowego. Wszystkie nasze działania, jak również współpracujących z nami plantatorów, były w każdym aspekcie zgodne z prawem - mówi Dorota Liszka, rzeczniczka Maspexu.
Rolnicy oraz pracownicy domagają się obniżenia wyceny KSC. To pozwoliłoby im taniej nabyć akcje. Chcą także, aby spółka udzieliła im kredytu na taką transakcję, rozłożonego na siedem lat.
Ciężko liczyć na przejrzystość dalszych przekształceń. Sytuacja nie zmieni się, dopóki działalność cukrowni będzie opłacalna niezależnie od jakości zarządzania. Szansa na to będzie na początku grudnia. Wówczas Parlament Europejski zajmie się reformą polityki rolnej. Wśród proponowanych zmian jest całkowite uwolnienie rynku cukru w ciągu 3-4 lat. Zdaniem ekspertów spowoduje to spadek cen. Aby w takich warunkach KSC mogła chwalić się zyskiem, Wówczas spółką trzeba będzie zacząć profesjonalnie zarządzać, by ta wypracowywała zysk, upychanie tam kolegów z partii i znajomych przestanie mieć sens. Bo ci nie poradzą sobie