Spółdzielnie mieszkaniowe trzeba reformować. Głosy czytelników po naszym artykule
"To dobre zmiany. Wprawdzie to kosmetyka, ale ważny jest pierwszy krok" – tak można streścić dominujące opinie po naszym artykule o nowelizacji ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych. Większość czytelników jest zadowolona z kierunku zmian. Podkreślają jednak, że to dopiero pierwszy krok dla usprawnienia i unowocześnienia spółdzielni.
11.09.2017 17:29
W sobotę 9 września weszła w życie długo oczekiwana nowelizacja ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych, która wywołała lawinę komentarzy naszych czytelników. W myśl nowych przepisów, członkiem spółdzielni stanie się każdy, kto ma mieszkanie lokatorskie lub własnościowe. Najbardziej radykalnym rozwiązaniem jest eliminacja tzw. członków oczekujących, którzy na walnych zgromadzeniach często byli narzędziami w rękach prezesów.
Komentujących najbardziej burzy wielokadencyjność prezesów spółdzielni i wysokie pensje, jakie otrzymują za nie zawsze satysfakcjonującą spółdzielców pracę.
"Może wreszcie ta banda z prezesami na czele zrozumie, że to mieszkańcy członkowie spółdzielni są ich pracodawcami" - zastanawia się Exel. Wtóruje mu człowiek o wiele mówiącym nicku Spółdzielca. "Zarządy spółdzielni są blisko patologii lub przestępstwa. Pracownicy administracji spółdzielni często działają na podstawie swego widzimisię, narzucają mieszkańcom to, co uważają za słuszne. Prawo spółdzielni musi być zmienione. Prezes to panisko pełną gębą. Narzuca swe racje. Ma swoje układy i jest pewny, że będzie wybrany po raz kolejny, kolejny, kolejny".
Relikty przeszłości
Wśród komentujących dominuje przekonanie, że spółdzielnie to relikty przeszłości: źle zarządzane i obsadzone "po znajomości".
"Pudrowanie. Spółdzielnie mieszkaniowe to patologia z definicji. Należy je zlikwidować. To relikt z PRL. Rozumiem, że teraz mamy PRL-bis i w ogóle wracamy na wschód, ale te spółdzielnie to już przesada" - burzy się kl123.
Czytelnicy domagają się wprowadzenia zmian, które uniemożliwią wieloletnie kadencje, lepsze rozliczanie prezesów z ich decyzji i bardziej przejrzyste działanie spółdzielni - zwłaszcza dotyczące podejmowanych decyzji finansowych (np. o zaciąganych kredytach i podejmowanych inwestycjach). Wielu jest zdania, że ustawowe ograniczenie wielkości spółdzielni usprawniłoby ich działanie. W myśl takich przepisów wielkie spółdzielnie miałyby być dzielone na kilka mniejszych.
Filip: "Nie jestem ekspertem, ale jak patrzę na nieudolność spółdzielni, to moim zdaniem jest to krok w dobrym kierunku. Powinno się te największe spółdzielnie podzielić, bo to gigantyczne korporacje z wielką kasą, zarządzane często przez kolesiów, na które spółdzielcy nie mają żadnego realnego wpływu".
Z kolei pereginus38 jest zdania, że zamiast czekać na przepisy zobowiązujące największe spółdzielnie do podzielenia się na mniejsze, spółdzielcy powinni wziąć sprawy w swoje ręce i żądać lepszego zarządzania spółdzielniami. "Każdy świadomy przepisów prawa spółdzielczego członek spółdzielni powinien rozumieć konieczność egzekwowania poszanowania prawa członków przez prezesów i pracowników spółdzielni". Dodaje, że dzielenie spółdzielni na mniejsze nic nie da, jeśli nie pojawi się nowa jakość.
Zobacz także:
Jednocześnie wśród winnych różnych patologii wymieniają nie tylko "wiecznych prezesów”, ale także bierność samych spółdzielców, którzy nie przychodzą na zebrania wspólnoty, rezygnując tym samym ze współdecydowania o losach spółdzielni. "Problemem spółdzielni mieszkaniowych jest nie takie czy inne prawo, ale brak uczestnictwa członków spółdzielni w walnych zgromadzeniach. Na 6 tysięcy członków przychodzi na zebranie 200, góra 300. Zlikwidowano w poprzednich ustawach Zebrania Przedstawicieli Członków - a szkoda, bo wtedy 3-4 razy więcej członków było zainteresowanych sytuacją w Spółdzielni" - zauważa Rycho.
Inna sprawa, że te zebrania często odbywają się w ciągu dnia, więc pracujący w standardowych godzinach zwyczajnie nie mają możliwości, by na nie przyjść.