Tański: przemiany ustrojowe były korzystne dla gospodarki żywnościowej

Gospodarka rynkowa okazała się bardzo korzystna dla rozwoju rolnictwa i branży spożywczej. Staliśmy się jednym z największych producentów żywności w UE. Wyjątek stanowi produkcja trzody chlewnej, która spadła o połowę - powiedział PAP Adam Tański.

03.06.2014 07:05

PAP: Jak wyglądało przejście z gospodarki sterowanej do wolnorynkowej?

A.T.: Urynkowienie gospodarki żywnościowej zaczęło się w 1989 roku, zniknęły wtedy kartki na wiele produktów rolnych reglamentujące żywność. Wtedy były absurdalne relacje cenowe: ceny skupu niektórych surowców było wielokrotnie wyższe od cen detalicznych, np. dotyczyło to mleka. Budżet przeznaczał ogromne dotacje na pokrycie różnicy w tych cenach, dotowany były całe branże m.in. przemysł mleczarski i mięsny. Ówczesne władze robiły to dlatego, gdyż obawiały się, że podniesienie cen żywności wywoła niepokoje społeczne. Doszło do absurdalnej sytuacji, że 1/3 budżetu przeznaczana była na dotacje do gospodarki żywnościowej.

PAP: Po 1990 r. mieliśmy do czynienie już z wolnym rynkiem.

A.T.: Rolnicy najpierw "zachłysnęli się" nową sytuacją rynkową. Wówczas dochody rolników były wysokie, wyższe niż ludności miejskiej, bo wysokie były ceny skupu. Dotacje były stopniowo wycofywane, następował wzrost cen detalicznych. Po kilku miesiącach rynek żywnościowy się zrównoważył.

PAP: Kto przeprowadzał zmiany w PRL-u?

A.T.: Konieczność zmian zrozumieli premier Mieczysław Rakowski oraz ówczesny minister finansów Andrzej Wróblewski - to oni zapoczątkowali przemiany gospodarcze, choć byli z ekipy, która traciła władzę. W 1988 r., został uchwalona ustawa o działalności gospodarczej tzw. ustawa Wilczka, która kładła podstawy pod przywrócenie w Polsce wolnego rynku.

PAP: A póżniej?

A.T.: Reformy wprowadzali także kolejni premierzy. Terapię szokową przeżyła gospodarka, gdy wicepremierem był Leszek Balcerowicz. Ale chcę zwrócić uwagę, że wbrew potocznym opiniom, nastawienie szefów rządów do rolnictwa było pozytywne, byli oni skłonni do akceptowania różnych rozwiązań, ale byli przeciwni demagogicznym żądaniom. Np. Balcerowicz był bardzo otwarty na wszelkie koncepcje, które nie były sprzeczne z gospodarką rynkową.

Regulacje były konieczne, bo w rolnictwie trzeba się liczyć z wahaniami cen żywności spowodowanymi nie tylko relacjami podaży i popytu, ale również i uwarunkowaniami przyrodniczymi. Dlatego trzeba było powołać instytucję, która mogłaby stabilizować ceny żywności. W 1990 za zgodą byłego wicepremiera Leszka Balcerowicza utworzona została Agencja Rynku Rolnego. Później Agencji dodano jeszcze obowiązek dbania o dochody rolników. ARR musiała więc nie tylko czuwać nad wahaniami cen, ale również "kreować" rynek. Taki obowiązek jednak trochę zakłócał relacje rynkowe, bo czasem ceny skupu były "podciągane", by zadowolić rolników.

PAP: Jak to się stało, że mleczarstwo, tak dobrze się rozwinęło?

A.T.: W 1991 r. jescze mieliśmy kłopot z mleczarstwem. Produkowano zbyt dużo mleka, którego nie można było sprzedać. Wywołało to protesty rolników i niezadowolenie mleczarzy. Wtedy zostały uruchomione ogromne środki, bodaj był to 1 mld zł, na restrukturyzację spółdzielczości mleczarskiej. To był pierwszy krok, który spowodował że sektor mleczarki jest obecnie jednym z najnowocześniejszych w UE.

PAP: Jak zmiany rynkowe wpłynęły na rolnictwo?

A.T.: Wprowadzenie cen rynkowych spowodowało, że w kolejnych latach rolnicy uzyskiwali mniej pieniędzy ze sprzedaży surowców, więc ich dochody spadły. Rolnictwo indywidualne jakoś sobie radziło, gorzej było z sektorem państwowych.

PAP: A PGR-y?

A.T.: W 1990 wyniki PGR-ów były jeszcze dobre, ale w następnym roku gwałtowanie pogorszyły się i wraz ze spadkiem cen skupu 2/3 przedsiębiorstw rolnych była zagrożona upadłością. PGR-y źle jednak zniosły urynkowienie, bo były obciążone dużymi kosztami związanymi z opieką socjalną pracowników, na które wcześniej dostawały dotacje. Część PGR-ów była efektywna dlatego, że zużywała dużą ilość środków produkcji (nawozów), które także były dotowane. Po wycofaniu tych dopłat okazały się one zbyt drogie, co spowodowało zmniejszenie ich zużycia, a w konsekwencji spadek produkcji. PGR-y ponosiły też koszty nadmiernego zatrudnienia pracowników.

Ówczesna ustawa o upadłości przedsiębiorstw nie uwzględniała specyfiki rolnictwa. Potrzebna była instytucja, która mogłaby się zająć restrukturyzacją PGRów", aby nie dopuścić "do chaotycznego i niekontrolowanego upadku" poszczególnych gospodarstw. Dlatego każdemu gospodarstwu trzeba było się przyjrzeć indywidualnie.

Zdecydowano się na utworzenie Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa (obecnie ANR), która przejęła wszystkie PGR-y wcześniej zlikwidowane z mocy prawa. One formalnie już nie istniały, ale dalej w nich produkowano i czekano na decyzje w sprawie restrukturyzacji.

Ścierały się wówczas dwie koncepcje: jedna - by szybko rozparcelować PGR-y i rolnikom rozdawać lub sprzedać ziemię, druga - to maksymalnie wykorzystać istniejący majątek, a niepotrzebne grunty czy budynki - sprzedać. Wybrano ten drugi wariant.

Większość PGR-ów została szybko sprzedana lub wydzierżawiona, w części lub w całości. Działalność ta przyniosła wielki sukces, bo powstało kilka tysięcy przedsiębiorstw, które obecnie dają sukces rolnictwu.

PAP: Początki transformacji były trudne dla rolników: gospodarka była niestabilna, szalała inflacja.

A.T.: Tak. Wielu rolników zaciągnęło kredyty chcąc dokonać inwestycji w gospodarstwie i właśnie z powodu inflacji, co przełożyło się na gwałtowny wzrost oprocentowania kredytów wpadli w "pułapkę zadłużenia". Duża część z nich nie mogła poradzić sobie ze spłatą zadłużenia. Były bankructwa gospodarstw i protesty. Rząd chcąc pomóc rolnikom utworzył w 1991 r. Fundusz Oddłużenia i Restrukturyzacji Rolnictwa. Na jego bazie powstała później Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.

PAP: Od połowy lat 90-tych coraz wyraźniej było widać, że plany przystąpienia Polski do UE stają się realne.

A.T.: Tak, rozpoczęto negocjacje z UE w sprawie warunków przytępienia Polski do Wspólnoty. W moim odczuciu przedstawialiśmy potrzeby restrukturyzacji polskiej gospodarki w sposób niezbyt klarowny i stanowczy. Nie potrafiliśmy wynegocjować pomocy, która uwzględniała by fakt, że polskie rolnictwo w porównaniu z francuskim czy niemieckim jest strukturalnie o 40 lat opóźnione. Tej stanowczości zabrakło także przy wyborze systemu dopłat bezpośrednich. Wybraliśmy łatwiejszy do realizacji system - dopłat do hektara czyli dla wszystkich i w jednakowej kwocie. To ma skutki do dzisiaj, rolnicy nie chcą wyzbywać się ziemi, nawet jeżeli nic na niej nie produkują, bo zależy im na unijnej dopłacie. Taki system utrwala obecną strukturę gospodarstw nie sprzyjając zmianom.

PAP: A sukcesy...

A.T.: Sukcesem było też doprowadzenia do powszechności ubezpieczeń rolników. W 1990 r. powstał Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego, która objęła wsparciem socjalnym wiele osób mieszkających na wsi. KRUS wzbudzał i wzbudza kontrowersje, ale na tamte czasy rozwiązanie było właściwe. Obecnie taki system ubezpieczeń jest "anachroniczny", bo utrwala strukturę agrarną.

Ogromy postęp dokonał się w przemyśle spożywczym. Wszystkie branże rozwinęły się. Napłynęło sporo kapitału. Jest to podstawa sukcesu eksportowego. Podobnie jest w przypadku rolnictwa, Polska może się poszczycić dobrymi wynikami produkcji mleka, owoców, warzyw, zbóż, rzepaku. Wyjątkiem jest produkcja trzody chlewnej, która zmniejszyła się o połowę. Polska z eksportera wieprzowiny stała się jej importerem. Tu został popełniony błąd, bo w odpowiednim czasie duże gospodarstwa hodowlane nie otrzymały wsparcia.

Adam Tański, ekonomista, dwukrotny minister rolnictwa, b. prezes Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa.

Anna Wysoczańska

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)