Trzy wiedźmy świętują koniec roku

Ostatni dzień ubiegłego tygodnia był okresem wygasania instrumentów pochodnych na całym świecie. Inwestorzy zawsze oczekują nadzwyczajnych zmian tego dnia, ale bardzo często ich po prostu nie ma. Piątek nie był tutaj wyjątkiem.

Trzy wiedźmy świętują koniec roku
Źródło zdjęć: © Xelion. Doradcy Finansowi

21.12.2009 09:19

Ostatni dzień ubiegłego tygodnia był okresem wygasania instrumentów pochodnych na całym świecie. Inwestorzy zawsze oczekują nadzwyczajnych zmian tego dnia, ale bardzo często ich po prostu nie ma. Piątek nie był tutaj wyjątkiem.

Warszawski parkiet zaczął piątkową sesję neutralnie i doczekawszy w spokoju jedynej publikacji tego dnia rozpoczął po niej niewielkie wzrosty. Usprawiedliwiał je lepszy od prognoz odczyt indeksu instytutu Ifo, który w grudniu wzrósł do poziomu 94,7 wobec prognoz na poziomie 94,5. Co ciekawe wzrost wynikał ze zwyżki subkomponentu mierzącego stan obecny, a nie oczekiwania co do przyszłości. To dobrze, bo ożywienie już nadeszło, ale z drugiej strony tempo poprawy gospodarki w przyszłości nie jest postrzegane jako znaczące.

Zwyżka indeksu była jednak tak anemiczna, że musiała źle się skończyć. Tym złem była konsolidacja, która skończyła się wybiciem do dołu, gdy rozpoczęła się magiczna, ostatnia godzina notowań. Spadek z jednej strony był spowodowany wygasaniem kontraktów, ale z drugiej mieliśmy ruch na eurodolarze, który z pewnością nie był bez winy. Mocniejszy dolar nie pomaga rynkom akcyjnym, a szczególnie gdy owe parkiety są zaliczane do rynków wschodzących. Spadki zatrzymały się przy ważnym wsparciu na poziomie 2309 punktów, z którego rozpoczęło się odbicie. Sama sesja zakończyła się więc jedynie kosmetycznymi spadkami.

Za oceanem sesja rozpoczęła się od wzrostów, ale spadek eurodolara, który pociągnął za sobą surowce doprowadził do korekty. Samo zachowanie waluty amerykańskiej jest wręcz niewyobrażalne, gdyż wzmacnia się ona praktycznie bez korekt. W piątek liczono na odreagowanie, które jednak po godzinie 16.00 prysło niczym bańka mydlana. Inne rynki zareagowały na owo zdarzenie odpowiednio do „kryzysowej” zależności. Zbyt długo inwestorzy przyzwyczaili się do ujemnej korelacji między dolarem a ryzykownymi aktywami.

Spadki eurodolara nie okazały się zbytnio trwałe, więc indeksy amerykańskie rozpoczęły mozolny proces odbudowy swoich poziomów. Pomagały informacje ze spółek. Przykładowo Oracle pokazało lepsze od prognoz wyniki, a Google przygląda się Yelp, na którą może wyda 500 mln dolarów. Nic dziwnego, że to Nasdaq święcił triumfy. Z drugiej jednak strony nie brakowało też tych gorszych informacji. Chodzi przede wszystkim o kolejny głos ze strony agencji ratingowych. Tym razem Moody’s przygląda się obligacjom zabezpieczonym tzw. „jumbo” hipotekami (zbyt duże by być objęte rządowym wsparciem) wartymi 143 mld dolarów. Informacja potencjalnie bardzo niebezpieczna, gdyż również w piątek ECB w swoim raporcie wskazywało na potencjalne problemy z przede wszystkim kredytami udzielonymi na rynku nieruchomości komercyjnych. Chodzi o możliwość pojawianie się 187 mld dolarów nowych strat w systemie. Bank Centralny wskazywał również na potencjalną niestabilność strefy za sprawą rosnącego zadłużenia poszczególnych państw.

Sytuacja więc zbyt różowa nie jest i na początku przyszłego roku może się zemścić, ale teraz gdy inwestorzy oczekują świąt Bożego Narodzenia, czy końca roku, humorów sobie psuć nie należy. Chodzi o to by utrzymać się w konsolidacji i zachować już praktycznie naliczone bonusy. Indeksy zamknęły dzień na plusach, a newralgiczny moment sesji, jej końcówka, była niezwykle bycza.

Na rynku surowcowym zwyciężył kolor zielony, chociaż gdy w czasie dnia dolar przeżywał swoją krótką chwilę triumfu to towary momentalnie zanurkowały. Carry trade wciąż przeszkadza, ale nie w tak dużym stopniu, w jakim można by tego oczekiwać. Nadzieje na ożywienie gospodarcze jest wyjątkowo silne, a na rynku oprócz spekulantów są obecne również fundusze emerytalne, które przy zakupach nie posiłkują się słabym dolarem.

W przypadku walut eurodolar się nie zmienił, ale widać, że pod euro kopane są niemałe dołki. Umocnił się bowiem poniżej ważnego poziomu 1,50 frank szwajcarski. Widać więc, że aktualna szarża dolara ma też swoje źródło w słabości waluty wspólnotowej. Złoty dzień rozpoczął od umocnienia, które jednak do końca dnia nie utrzymało się.

Na sam koniec warto jeszcze wspomnieć o informacji z PIMCO, które powoli pozbywa się obligacji amerykańskich na korzyść gotówki. Warto o tym pamiętać, gdyż niewykluczone, iż wkraczamy w okres względnej stabilizacji cen akcji przy jednoczesnych spadkach obserwowanych na amerykańskich papierach dłużnych. Dość nieprzyjemna perspektywa…

Łukasz Bugaj
Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)