Tym syfem karmi nas mięsna mafia!

Ohyda! Krew na ścianach, walające się ochłapy starego mięsa i klejące się podłogi pokryte korpusami ubitych kurcząt ... To nie sceny z horroru, ale wnętrza ubojni drobiu pod Tomaszowem Mazowieckim (woj. łódzkie). Te przerażające miejsce skontrolowali policjanci i nadzór weterynaryjny. Okazało się, że ubojnia pracowała pełną parą, choć wcześniej została zamknięta przez inspekcję weterynaryjną! Aż strach pomyśleć, że przygotowywany tu drób mógł trafiać do okolicznych hurtowników...

Tym syfem karmi nas mięsna mafia!
Źródło zdjęć: © newspix.pl

28.05.2013 | aktual.: 28.05.2013 07:43

– Mieliśmy podejrzenia, że jedna z zamkniętych ubojni może nadal prowadzić działalność. Powiadomiliśmy policję – mówi nam Krzysztof Zając, powiatowy lekarz weterynarii w Tomaszowie Mazowieckim.

Gdy śledczy ze specjalnej specgrupy do tropienia mięsnej mafii weszli do ubojni w rejonie Glinnika, znaleźli tam 5 ton żywych kurcząt. Wszystkie upchnięte w małe skrzynki, większość z połamanymi skrzydłami. Do tego wszędzie porozrzucane były martwe już kurczaki... Okazało się, że zakład z zawieszoną działalnością prowadził ubój bez żadnego nadzoru!

– Będziemy sprawdzać jak długo ubojnia działała poza kontrolą i jak dużo mięsa mogła w tym czasie wypuścić na rynek – mówi dr Zając. Ponieważ przedsiębiorca nie chciał zdradzić dostawcy, cały towar trafił do utylizacji.

W drugim skontrolowanym zakładzie, zamkniętym od pół roku, także pod Tomaszowem, weterynarze też trafili na trwający ubój. Przejęto ok. 1200 kg mięsa i 980 żywych ptaków i uboje wstrzymano.

– Mieliśmy zastrzeżenia sanitarne i techniczne, a zakład przestał spełniać warunki wymagane dla ubojni. Właściciel nie spełnił wymagań, ale - jak stwierdziliśmy - nie zaprzestał produkcji. Nie mogliśmy pozwolić na działanie ubojni, która wypuszcza na rynek mięso drobiowe bez wymaganych badań. To zagrożenie dla zdrowia odbiorców – nie ukrywa Krzysztof Zając.

Lekarze weterynarii muszą znać tzw. łańcuch żywieniowy kurcząt do uboju, wydać świadectwo lekarskie kurcząt przed ubojem, a później wymagane są testy mięsa na zakażenie salmonellą. Żaden z tych wymogów nie został spełniony.

W ubojniach nie zgadzają się z zarzutami. Zaskarżyli decyzje lekarzy weterynarii. Michał P. z ubojni pod Glinnikiem twierdzi, że kurczaki przyjechały w celu ich dalszego chowu, a martwe ptaki były ranne w transporcie. Właściciel ubojni pod Tomaszowem twierdzi zaś, że lekarze weterynarii wiedzieli, że zamierza ubić kurczaki z własnej hodowli... Śledczy są jednak pewni, że obaj właściciele zwyczajnie łamali prawo próbując wypchnąć na rynek szkodliwe mięso.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)