Tyram, bo lubię

Nic nie daje nam takiej radości, a naszemu życiu sensu, jak ciężka, wyczerpująca praca od świtu do nocy. I odwrotnie: żadna życiowa potworność nie da się porównać z udręką urlopu. Większym nieszczęściem jest chyba tylko wypłata.

Tyram, bo lubię
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

31.03.2008 | aktual.: 31.03.2008 13:08

Marienthal to mała austriacka miejscowość położona o jakieś pół godziny jazdy pociągiem z Wiednia. W latach 20. życie kręciło się tu wokół fabryki włókienniczej zatrudniającej większość mieszkańców. Gdy w gospodarce zaczęły się trudne czasy, zakład pociągnął ich za sobą na dno: w chwili jego upadku w 1929 roku trzy czwarte spośród 478 tamtejszych rodzin straciło źródło dochodów.

Pułapka bezczynności

Obywatele Marienthal nie musieli głodować. W tamtych latach w Austrii ubezpieczenia przed bezrobociem pokrywały większość utraconej pensji. Ludzie i tak jednak marnieli w oczach. Nie mieli innego stałego zajęcia, które mogłoby zastąpić zatrudnienie w upadłym zakładzie. Na domiar złego bezrobotnym udzielano pomocy pod warunkiem, że nie podjęli pracy. Pewien nieszczęśnik stracił zasiłek, gdy odkryto, że zarabia, grając na ulicy na organkach. Warunki gospodarcze i polityka rządu sprzysięgły się, by mieszkańcy Marienthal nie mieli co ze sobą począć.

Wcześniej udzielali się w stowarzyszeniach i organizacjach politycznych. Paradoksalnie, po zamknięciu fabryki, gdy mieli pod dostatkiem czasu, aktywność tych instytucji zamarła. Wydawało się, że mieszkańcy nie mają czasu ani energii, by zająć się czymkolwiek. W ciągu dwóch lat od zamknięcia fabryki liczba książek wypożyczanych z miejskiej biblioteki spadła o połowę. Pewna kobieta wspominała: Wcześniej żyło się wspaniale, samo pójście do fabryki stanowiło odmianę. Latem chodziliśmy na spacery, były tańce! Teraz nie mam ochoty nigdzie się ruszać.

Arthur C. Brooks

Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu "Forum".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)