Uchodźcy z Ukrainy ratują polską demografię. "W Polsce przybędzie dodatkowy rocznik urodzeń"
- To osoby w młodym wieku, mające i mogące mieć jeszcze więcej dzieci. Może się zdarzyć, że dzięki nim przybędzie nam nawet dodatkowy rocznik urodzeń – uważa Bartosz Marczuk, wiceprezes Polskiego Funduszu Rozwoju, b. wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej. I dodał, że uchodźcy mogą uzupełnić luki w naszym rynku pracy, w którym jest ok. 300 tys. wakatów.
23.05.2022 | aktual.: 23.05.2022 13:15
Od początku wojny funkcjonariusze SG odprawili na przejściach granicznych z Ukrainy do Polski 3, 551 mln osób - podała w poniedziałek Straż Graniczna. Ilu uchodźców faktycznie przebywa w naszym kraju?
- Miarodajną wskazówką jest tu ich rejestr w bazie PESEL, bo osoby pragnące zostać w Polsce są zainteresowane otrzymaniem tego numeru. Dzięki niemu mogą np. ubiegać się o świadczenie 300 zł na start, czy 500+ na dziecko. W tej chwili w bazie mamy 1 mln 114 tys. osób z Ukrainy, które trafiły do nas po wybuchu wojny. Można więc przyjąć, że w naszym kraju jest ich ok. 1,2 – 1,3 mln. Ponad 1,4 mln wróciło już do ojczyzny, a z tych 2,1 mln, którzy zostali, część wyjechała na Zachód - mówi wiceprezes PFR.
Miejsca noclegowe opłacone przez państwo
Z zebranych danych wynika, że 525 tys. uchodźców to dzieci: 50 tys. w wielu żłobkowym, blisko 110 tys. w wieku przedszkolnym i ponad 360 tys. dzieci i młodzieży w wieku szkolnym. Największa grupa to kobiety (533 tys.), które wraz z dziećmi stanowią 95 proc. uchodźców.
Jak informuje Marczuk, jeśli spojrzeć na grupę dorosłych pod kątem rynku pracy – zdecydowana większość, bo 85 proc. – jest w wieku produkcyjnym. - Nie sprawdziły się zatem przewidywania, że do Polski będą przyjeżdżać głównie seniorzy, którzy mogą być obciążeniem dla polskiego systemu opieki zdrowotnej. Wychodzi na to, że przekrój demograficzny tej migracji jest dla nas korzystny - 47 proc. to dzieci, a 46 proc. osoby w wieku produkcyjnym, a niespełna 7 proc. w wieku poprodukcyjnym - zauważa wiceprezes PFR.
Zdaniem Marczuka, Polska stoi w tej chwili przed wielkim wyzwaniem: zapewnieniem miejsca pobytu uchodźcom, z których duża część mieszka u polskich rodzin.
- Na rynku nieruchomości, najmu, sytuacja jest trudna: ceny poszły w górę, z szacowanych 60 tys. mieszkań, które były wolne, w tej chwili mówi się o 15-20 tys. Dłuższe przebywanie uchodźców z Ukrainy w polskich domach na pewno jest wyzwaniem. Wprawdzie rząd podjął decyzję, żeby wydłużyć o kolejne 60 dni opłacanie ich pobytu u polskich rodzin, ale jestem przekonany, że w dłuższej perspektywie trzeba będzie znaleźć i wprowadzić inne rozwiązania, bardziej systemowe - uważa.
Jednym z rozważanych pomysłów jest opłacanie przez państwo około miliona miejsc noclegowych w różnego rodzaju hotelach czy pensjonatach. Uchodźcy mieliby partycypować w kosztach takiego najmu.
- To by się odbywało na zasadzie podobnej, jak w przypadku bonu turystycznego: państwo współfinansowałoby miejsca, w których mogliby się zatrzymać, a oni musieliby dołożyć do tego swój wkład. Ale to tylko jedno z rozwiązań, które może być rozważane - zdradza wiceprezes PFR.
Ukraińcy podjęli pracę. "Przybędzie dodatkowy rocznik"
Spora grupa uchodźców, ktrzy uciekli do Polski przed wojną, znalazła już pracę. Na 513 tys. uchodźców w wieku produkcyjnym na dziś (piątek, 20 maja) zarejestrowanych jako pracujące jest 150 tys., a więc co trzeci z nich. Do tego należy dodać tę część, która pracuje w szarej strefie.
- Stąd wniosek, że takich osób, które realnie podjęły pracę, może być z 200 tys. spośród tego pół miliona uchodźców w wieku produkcyjnym. I to zaledwie po 2,5 miesiącach od tego trudnego dla nich doświadczenia. Jest to bardzo dobry wynik - uważa Marczuk i dodaje, że Ukraińcy przyczyniają się do poprawy sytuacji domograficznej w Polsce.
- Przybyły do nas osoby w młodym wieku, mające i mogące mieć jeszcze więcej dzieci. Może się zdarzyć, że dzięki nim przybędzie nam nawet dodatkowy rocznik urodzeń. Drugi pozytywny aspekt migracji jest związany z naszym rynkiem pracy – uchodźcy mogą uzupełnić w nim luki, a wakatów mamy sporo – ok. 300 tys., więc na pewno bez trudu poradzi sobie z absorbcją tych ludzi - wylicza.