Uczeń w pracy: pożytek czy kłopot?

Ten temat co roku, niczym bumerang, powraca wraz z rozpoczęciem wakacji. Uczniów chętnych i gotowych do pracy są całe rzesze

Uczeń w pracy: pożytek czy kłopot?
Źródło zdjęć: © thinkstock

06.07.2012 | aktual.: 06.07.2012 15:22

Młody (niezbyt) poszukiwany

Zbieranie owoców za 8 zł/godz. Rozdawanie ulotek za 5-7 zł/godz. Sprzedaż lodów i napojów – na procencie od sprzedaży, tu można wyciągnąć nawet 100 zł dziennie. Praca hostessy lub konsultantki kosmetycznej za 10 zł na godzinę. To zwyczajowo wymieniane oferty pracy dla niepełnoletnich. Może też się trafić – chociaż to już na ogół zajęcie na krótszą metę – opieka nad psem czy kotem, rozklejanie plakatów, pilnowanie dziecka. Z reguły zarobki przy wakacyjnej pracy dla młodzieży nie przekraczają 2 tys. zł.

Jedną z nielicznych korporacji sięgających po usługi młodocianych jest McDonald’s. Pozostają też jeszcze Młodzieżowe Biura Pracy. Ilość proponowanych przez nie ofert na ogół jednak nie powala.

Dla wielu młodych ludzi wakacje to okres stresu i, w miarę jak czas upływa, coraz bardziej gorączkowego poszukiwania ofert. Często bez rezultatu. – Przeglądam Internet, pytam znajomych i nic nie mogę znaleźć. Najgorsza jest presja ze strony rodziców. I świadomość, że czekają mnie wakacje kompletnie bez pieniędzy – zwierza się 16-letnia Zuzanna. – Znajomy ojca ma firmę, obiecał, że coś znajdzie. Efekt na razie zerowy.

Na giełdzie pracodawców notowania nieletnich nie stoją wysoko. Szefowie firm tłumaczą się niekiedy obostrzeniami natury prawnej, jakie wiążą się z zatrudnieniem młodocianego. Trzeba wszystkiego dopilnować, sprawdzić, dopytać. Oni tymczasem i bez tego mają dość kłopotów, by zajmować się jeszcze „małolatami”, zastanawiać się, co im wolno, a czego nie.

Już na wstępie może pojawić się problem, gdy np. okaże się, że młody kandydat jest… za młody. – Chciałem zrobić przysługę znajomemu. Zgodziłem się zatrudnić jego syna na zmywaku – opowiada Krzysztof Migalski, gastronomik. – Chłopak miał 15 lat i 8 miesięcy. Tymczasem zgodnie z kodeksem wolno zatrudniać nieletnich w wieku od 16 lat. Sprawa upadła. Okazało się jednak, że ma starszego brata, 17 lat. W międzyczasie przy zmywaniu miejsca zostały zajęte. Pozostawała praca kelnera. Tu z kolei nawet 17-latek nie może pracować bez pisemnej zgody rodziców, ze względu na dostęp do alkoholu. Tymczasem rodzice chłopców wyjechali. Było dużo zastanawiania się, kombinowania. Strata czasu, a skutek żaden. O, to są takie sprawy z nieletnimi. Co wolno młodocianemu…

Jeśli chodzi o przepisy, rzeczywiście Kodeks Pracy chroni młodocianych i reguluje przysługujące im prawa. Pracodawca musi na przykład zażądać od 16- 18-latka zaświadczenia lekarskiego. Musi zwalniać go na zajęcia związane z nauką, nie może zlecać mu zadań mogących zagrażać jego życiu i zdrowiu. Młodociany z kolei nie może pracować dłużej niż 7 godzin dziennie, nie wolno mu pracować w nocy ani brać godzin nadliczbowych. Między innymi te regulacje powodują, że wielu potencjalnych pracodawców na propozycję zatrudnienia 17-latków macha tylko ręką.

Wśród rzeczy, które przemawiają na ich niekorzyść, szefowie firm wymieniają również brak doświadczenia, nieznajomość języków, brak własnego pojazdu. – Rozumiem, że trudno wymagać od nastolatka, by był fachowcem w jakiejś dziedzinie i mógł na zawołanie dotrzeć do pracy samochodem. Ale to są rzeczy, które często decydują. Nie masz ich, nie jesteś konkurencyjny – rozkłada ręce Krzysztof Migalski.

Znacznie bardziej ekonomiczne, na przykład zdaniem gastronomików, jest zatrudnianie studentów. Tym bardziej że, według opinii niektórych pracodawców, nastolatek jak to nastolatek: zapomni, znudzi się, nagle zachce mu się wyjechać. – Nie wszyscy są tacy. Na pewno wśród młodzieży dużo jest osób odpowiedzialnych i chętnych do pracy. Ale takie przykłady robią nam wszystkim „złą prasę” – mówi 17-letni Sebastian, który usiłował załapać się do sprzedaży lodów i napojów, a ostatecznie wylądował jako ulotkarz.

- Wiele zależy od tego, czy młody rzeczywiście chce pracować i zarobić, bo kasa jest mu autentycznie potrzebna, np. na wyjazd. Czy może idzie do pracy, bo tata kazał, a i tak wie, że pieniądze dostanie z domu. Wtedy nie będzie się starał. Słyszałem nawet o takich, którzy udawali, że znaleźli pracę, a naprawdę wychodzili z domu i wałęsali się gdzieś – mówi anonimowo jeden z rodziców.

Co może zrobić młody człowiek szukający zajęcia? Przede wszystkim nie zniechęcać się. Ogłaszać się w internecie, pytać po znajomych, sprawdzać oferty w instytucjach takich jak MBP czy Ochotnicze Hufce Pracy. – Wydaje mi się, że komu naprawdę zależy, w końcu coś tam znajdzie. Ważne, żeby schować głęboko oczekiwania na jakąś ekstra pracę i brać to, co się nawinie – radzi Sebastian.

TK/JK

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (85)