Ukryli GPS w liście. Wyszła na jaw gigantyczna opieszałość poczty
Mieszkańcy podwarszawskiego Mysiadła miesiącami czekali na ważne listy, wysyłane do nich z sądów, od lekarzy czy z innych ważnych instytucji państwowych. Przesyłki dochodziły na miejscową pocztę, ale zamiast trafić do adresatów, zalegały na półkach.
10.01.2019 | aktual.: 15.01.2019 13:36
Urząd Pocztowy w Mysiadle trudno nazwać za wzorcową placówkę. Brakowało pracowników, więc listy po prostu nie były roznoszone po miejscowości i okolicach. Poczta posypała sobie głowę popiołem i zmieniła swe postępowanie dopiero po dziennikarskim eksperymencie.
Sprawą zajęli się reporterzy TVN Warszawa. Jak czytamy w portalu, mieszkańcy Mysiadła od dłuższego czasu nie dostawali ważnych listów. Ktoś przez to nie pojechał do sanatorium, ktoś nie dostał wezwania do sądu, a chore dziecko straciło prawo do darmowych przejazdów do szkoły.
Co się działo z tymi listami? Co prawda dochodziły na pocztę w Mysiadle, ale budynku już nie opuszczały. Dziennikarze postanowili na własnej skórze przekonać się o opieszałości tej placówki. Wysłali więc z nieodległej miejscowości list zaadresowany do mieszkańca Mysiadła. Do środka włożyli nadajnik GPS, by łatwo dało się zlokalizować przesyłkę.
Przy jej wysyłaniu dziennikarze - którzy oczywiście nie ujawnili swej profesji - zostali poinformowani przez pracowniczkę poczty, że list powinien już następnego dnia roboczego powinna dotrzeć do adresata. I rzeczywiście, nazajutrz był już w placówce w Mysiadle.
Po tym, jak przeleżał tam dwa tygodnie, dziennikarze poszli w końcu zapytać, co się z nim dzieje. Najpierw naczelnik nie chciał rozmawiać, ale gdy pracownice dowiedziały się, że w środku jest GPS, szybko wzięły się do pracy i paczkę odnalazły.
Dyrektor regionu warszawskiego Poczty Polskiej wytłumaczył później reporterom, że wszystko przez problemy kadrowe na poczcie w Mysiadle. Placówka miała tylko jednego listonosza, na dniach miała zatrudnić drugiego.
- W codziennej pracy zdarza się, że nie wszystko działa tak, jakbyśmy chcieli. Jeden błąd ludzki pociąga za sobą kolejne. Negatywne konsekwencje wpływają na ocenę całej Poczty Polskiej, także tych pracowników którzy w sposób rzetelny wypełniają swoje obowiązki - wyjaśnia Justyna Siwek, rzecznik Poczty Polskiej.
- Działamy bez państwowych dotacji, zarobione pieniądze przeznaczamy zarówno na wynagrodzenia pracowników, jak też na niezbędne inwestycje, bez których nie moglibyśmy działać na rynku. Poczta Polska jest jedyną polską firmą kuriersko-logistyczną działającą na terenie Europy Środkowo Wschodniej, inni kluczowi gracze w tej branży to poczty: niemiecka, francuska, brytyjska i amerykańskie firmy kurierskie - zanacza. .
- Dokładamy starań, by świadczone przez nas usługi satysfakcjonowały naszych klientów - zapewnia rzecznik Poczty Polskiej.
Dwa tygodnie po wizycie dziennikarzy na poczcie sytuacja uległa już poprawie. Na półkach przestały zalegać listy, a adresaci zaczęli dostawać je na czas.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl