Umowa UE-Mercosur przyjęta. Rolnicy: to jakieś nieporozumienie
Unia Europejska przyjęła umowę handlową z państwami Mercosur i proponuje porozumienie tymczasowe. Przedstawiciele polskich organizacji rolniczych krytykują te decyzje i oceniają, że proponowane rekompensaty są "żenujące". Ostrzegają przed zalewem tanimi produktami i zapowiadają protesty.
Decyzja ws. umowy UE-Mercosur (Brazylia, Argentyna, Paragwaj, Urugwaj) zapadła w środę 3 września. Negocjacje na temat treści porozumienia ciągnęły się przez 25 lat. W ostatnim czasie towarzyszyły im liczne protesty rolników.
- To było do przewidzenia. Teraz pole do popisu ma minister rolnictwa i rozwoju wsi oraz premier. Skoro w kampanii wyborczej premier mówił, że jest w stanie pewne rzeczy załatwić z szefową KE Ursulą von der Leyen przez telefon, to zobaczymy, jakie teraz będą wyniki - czy znajdziemy większość blokującą - mówi w rozmowie z WP Finanse Sławomir Izdebski, przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Rolników i Organizacji Rolniczych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zmierzyliśmy jak głośne są wiatraki. Jest się czego obawiać?
- Krajowa Rada Izb Rolniczych, podobnie jak inne organizacje reprezentujące rolników, w tym Copa-Cogeca (europejska organizacja zrzeszająca rolnicze związki zawodowe i organizacje spółdzielcze - red.), jest przeciwko tej umowie. Ciągle mamy nadzieję, że polski rząd nie zmieni zdania i wraz z Francją będzie szukał większości blokującej, być może przy pomocy Włoch czy krajów nadbałtyckich - mówi nam Robert Nowak, wiceprezes Krajowej Rady Izb Rolniczych.
Jego niepokój budzi także porozumienie przejściowe, które zaproponowała KE. - Wygląda na to, że jest presja, aby te rozwiązania wprowadzać szybko. Trzeba pamiętać, że to nie jest jedyna umowa UE z krajami trzecimi. Jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie wielkości i kontyngenty w tych umowach, to robią się ogromne ilości produktów rolnych, które niekoniecznie spełniają standardy wymagane od towarów produkowanych w UE - tłumaczy.
Poza kwestią samej umowy, KE zapowiedziała hamulec bezpieczeństwa w przypadku nadwyżki produktów z krajów Mercosuru.
- Nasze obawy budzi to, że hamulec bezpieczeństwa będzie zaciągany bardzo długo, bo procesy decyzyjne w KE są przewlekłe i może być już za późno. Pojawia się pytanie, kto ma decydować o jego zaciągnięciu? Czy załamanie rynku w danym kraju członkowskim będzie oznaczało, że to państwo samodzielnie zdecyduje, że nie chce wpuszczać więcej cukru czy drobiu z państw Mercosur, czy będzie to wymagało decyzji KE w kontekście całego rynku unijnego? To są niebezpieczne kwestie - zwraca uwagę Nowak.
Rolnicy mówią o "żenujących rekompensatach"
Wśród zapowiedzi pojawiła się także deklaracja możliwości wypłacenia rekompensat dla rolników do 6,3 mld euro. Według Mariana Sikory, przewodniczącego rady Federacji Branżowych Związków Producentów Rolnych, sam fakt, że mówi się o rekompensatach oznacza, że ta umowa jest niekorzystna.
Sikora podkreśla przy tym, że "KE jest bardzo powolna w wypłatach i trudno udowodnić, że odszkodowanie się należy".
6,3 mld euro na potrzeby rolnictwa w Europie to żenująco niska kwota. Odszkodowania są jednorazowe, a odbudowa straconego rynku i powiązań konsumenckich w Europie i poza nią będzie długotrwała i będzie wymagała ogromnych pieniędzy - zaznacza wiceprezes KRIR.
Tym, co budzi wątpliwości przedstawicieli rolników, jest także rozdźwięk w podejściu UE do ekologii. Długodystansowy transport produktów z państw Mercosur do Europy będzie - jak wskazują - dodatkowym obciążeniem środowiska. - Tyle się mówiło o śladzie węglowym, że planeta płonie. Transport z Mercosuru do UE nie odbywa się na żaglowcach, jak kiedyś. To jest jakieś nieporozumienie - ocenia Sikora.
Czego obawiają się polscy rolnicy
Nasi rozmówcy uważają, że porozumienie handlowe z Mercosurem może wstrząsnąć równowagą na europejskim rynku rolnym. Szczególnie zagrożone są te działy produkcji, w których południowoamerykańscy producenci dysponują przewagą kosztową i skalą.
- Każda tego typu umowa jest niekorzystna dla polskiego rolnictwa. Polska jest liderem i wiceliderem w Europie pod względem eksportu mleka, wołowiny i drobiu, więc umowa UE-Mercosur stanowi dla nas ogromne zagrożenie. Część produktów sprzedajemy do innych państw UE i nawet jeśli produkty z Ameryki Południowej nie zaleją Polski, to mogą zalać rynek unijny, a wtedy stracimy swoje rynki zbytu, które wypracowywaliśmy latami - podkreśla Izdebski.
W tym kontekście Sikora dodaje, że jeśli stracimy rynek europejski, będziemy musieli jeszcze intensywniej szukać innych rynków w odległych krajach trzecich. - W takiej sytuacji wzrośnie zarówno ślad węglowy, jak i koszty, które już nas zabijają. Rolnicy, którzy hodują bydło i drób, będą zbywali produkty po niższych cenach - przewiduje.
O skutki tej umowy obawia się także wiceprezes KRiR. Jak podkreśla, umowa jest szczególnie niekorzystna dla hodowców.
- Hodowla wszystkich gatunków zwierząt w Polsce jest niszowa - w przypadku bydła zamyka się około 10 proc. gospodarstw rok do roku. Mamy naprawdę niewiele gospodarstw, które produkują bydło mleczne. Przez afrykański pomór świń w bardzo złej kondycji jest też hodowla trzody chlewnej. Naszym atutem jest produkcja drobiu i wołowiny, ale na tych produktach państwa Mercosur mocno się koncentrują. Na rynek wpłynie dobra gatunkowo wołowina i to może spowodować zakłócenia na rynku i obniżenie cen. Myślę, że konsumenci zapłacą za to w przyszłości, bo kiedy rodzima produkcja spadnie lub zostanie mocno ograniczona, to rynek będzie dyktował wyższe ceny na produkty spoza UE - mówi nasz rozmówca.
Sikora dodaje, że na umowie UE-Mercosur mogą sporo stracić także gospodarstwa zajmujące się produkcją roślinną (np. kukurydzy). - Jeśli nie skonsumujemy tych produktów, to w obliczu tej umowy, będziemy mieli problem z ich zbyciem - argumentuje.
Paradoks w podejściu UE do rolników? "Nieuczciwa konkurencja"
Otwarcie unijnego rynku na produkty rolne z Ameryki Południowej nasuwa też pytania o konkurencję.
- Dochodzi do paradoksu, bo z jednej strony UE dotuje rolnictwo poprzez dopłaty bezpośrednie, a z drugiej dopuszcza do, naszym zdaniem, nieuczciwej konkurencji. W tych państwach panują inne warunki produkcji, są duże obszary, inny klimat, który nie wymaga aż takich nakładów np. w energię. Nawozy naturalne są inaczej przechowywane, koszty pracy są inne, tak samo jak system podatkowy. W tym kontekście my - jako Europa - jesteśmy na straconej pozycji - ocenia Nowak.
Teoretycznie umowa daje możliwość eksportu polskich produktów rolnych na rynki Ameryki Południowej. Jednak pojawia się pytanie, na ile polska produkcja jest w stanie skutecznie konkurować i znaleźć swoje miejsce w tamtejszych realiach rynkowych.
- Wysyłamy nasze produkty do USA, Kanady, Japonii, ale nie wierzę, żebyśmy mogli wysyłać wołowinę do Argentyny czy Brazylii. To niemożliwe, oni mają własną produkcję - zaznacza Sikora.
Kolejne protesty ws. umowy UE-Mercosur
Nasi rozmówcy zgodnie przyznają, że decyzja UE spotka się ze zdecydowaną reakcją. Izdebski przekonuje, że "rolnicy są zbulwersowani" i już trwają przygotowania do "protestów zimowych w sprawie umowy UE-Mercosur".
- Myślę, że pojawią się kolejne protesty również dlatego, że w zanadrzu mamy jeszcze umowę stowarzyszeniową z Ukrainą. Dopuszczenie produktów z tych dwóch kierunków na ograniczony rynek europejski jest bardzo niekorzystne. Do dziś pokutujemy za rozchwianie rynku zbożowego poprzez import z Ukrainy i niby tranzyt, który zostawał w Polsce. Mamy rekordowo niskie ceny zbóż podobne do tych z lat 90. i nie mamy gdzie sprzedawać tych produktów - kwituje Nowak.
Protesty miałyby zablokować ostateczne wejście w życie umowy.
Umowa UE-Mercosur - czego dotyczy?
Porozumienie ma na celu eliminację barier handlowych dla europejskich przedsiębiorstw, w tym: wysokich ceł, oraz uproszczenie procedur administracyjnych i ujednolicenie norm technicznych z międzynarodowymi standardami.
Największe kontrowersje budzi fakt, że umowa otwiera unijny rynek na produkty rolne z krajów Mercosuru, przy czym import niektórych wrażliwych towarów, takich jak wołowina, etanol, wieprzowina, miód, cukier i drób, ma być ograniczony.
Zanim cały dokument zostanie ratyfikowany przez parlamenty wszystkich krajów członkowskich, KE proponuje wcześniej wspomniane porozumienie tymczasowe. Jego przyjęcie będzie wymagać zgody Parlamentu Europejskiego oraz krajów członkowskich w Radzie UE (musi się za nią opowiedzieć 15 państw stanowiących 65 proc. ludności UE).
Maria Glinka, dziennikarka WP Finanse i money.pl