Upadłość tylko na papierze
Od ponad trzech lat obowiązuje w Polsce ustawa o upadłości konsumenckiej. Jak działa? Mówiąc
oględnie – nie najlepiej
31.08.2012 | aktual.: 03.09.2012 10:57
Od ponad trzech lat obowiązuje w Polsce ustawa o upadłości konsumenckiej. Jak działa? Mówiąc oględnie – nie najlepiej
Przepisy dają formalnie szansę uwolnienia się z pułapki zadłużenia, ale są one na tyle skomplikowane, a wymogi formalne tak trudne do spełnienia, że udaje się to naprawdę nielicznym. O propozycjach zmian w ustawie dyskutuje się między innymi w senackich komisjach – Komisji Budżetu i Finansów Publicznych oraz Komisji Praw Człowieka, Praworządności i Petycji. Zdaniem senatorów, obecne przepisy pozwalają na skorzystanie z upadłości zbyt wąskiej grupie osób, i to w bardzo ograniczony sposób.
Coraz więcej dłużników
Upadłość miała być kołem ratunkowym dla Polaków, którzy nie ze swojej winy nie są już w stanie regulować zobowiązań finansowych. Statystyki mówią, że takich osób z roku na rok jest coraz więcej. Z raportu przegotowanego przez Info Dług wynika, że od początku roku przybyło ponad 74 tys. nowych dłużników, którzy mają problemy z terminowym regulowaniem swoich należności, i jest ich już teraz ponad 2,1 mln. Coraz więcej osób wpada też w tak zwaną „spiralę zadłużenia”, czyli finansuje kredyt innymi pożyczkami.
– Mamy w Polsce rosnącą grupę osób, które uciekają przed komornikami. Te liczby wymagają już interwencji – mówi senator Grzegorz Bierecki, wiceprzewodniczący Komisji Budżetu i Finansów Publicznych, prezes Krajowej SKOK.
Tymczasem ustawa o upadłości konsumenckiej wprowadzona 31 marca 2009 roku, która miała dawać z założenia możliwość oddłużenia i być ostatnią deską ratunku, praktycznie nie funkcjonuje.
Za biedny, żeby upaść
Do końca 2011 roku w Polsce ogłoszono upadłość zaledwie 36 osób fizycznych. Trzeba zaznaczyć, że liczba ta nie wynika bynajmniej z małego zainteresowania procedurą upadłości, bo w tym czasie złożono aż 1875 wniosków. Skutecznych okazało się zaledwie 1,92 proc. 40 proc. wniosków zostało oddalonych, pozostałą część sądy zwróciły bądź odrzuciły. Dlaczego? W opinii ekspertów osoby zainteresowane tą procedurą nie potrafią sprostać wymaganiom formalnym ani materialnym.
– Wymogi formalne od razu stawiają pewną barierę osobom, które występują z wnioskiem. Dokumentacja jest bardzo rozbudowana. W większości ludzie nie są na to przygotowani – tłumaczy Janusz Płoch, sędzia Sądu Rejonowego w Krakowie, który rozstrzyga w postępowaniach upadłościowych.
Co ciekawe, wniosek o upadłość może złożyć wyłącznie dłużnik, który jest niewypłacalny, nie powinien więc korzystać z żadnej płatnej pomocy prawnej. Niektóre sądy zwracają wnioski, w których nie ma oświadczenia co do prawdziwości danych w nich zawartych, i to bez wezwania do uzupełnienia. Ludzie często nie wiedzą też, że nie można ogłosić upadłości, mając tylko jednego wierzyciela – musi być ich co najmniej dwóch. Wystarczy więc zadłużyć się jeszcze bardziej, pożyczając na przykład dziesięć złotych od sąsiada.
Jeżeli nawet komuś uda się przebrnąć suchą nogą przez stronę formalną wniosku, napotka inne bariery. Może się na przykład okazać, choć brzmi to paradoksalnie, że jest zwyczajnie za biedny, żeby upaść.
Wielu dłużników nie ma świadomości, że aby wniosek o ogłoszenie upadłości mógł być skuteczny, konieczne jest posiadanie środków na pokrycie kosztów postępowania upadłościowego i opłacenie syndyka. Zwykle jest to wydatek rzędu 5-8 tys. zł, ale może być to nawet kilkanaście tysięcy złotych. Samo złożenie wniosku kosztuje 200 zł, choć można wnioskować o zwolnienie z tej opłaty. W innych krajach europejskich postępowanie upadłościowe kosztuje mniej, np. w Wielkiej Brytanii – 50 funtów. Zdaniem sędziego Płocha słabą stroną obowiązujących przepisów jest także brak dostatecznej dokumentacji, sąd opiera się bowiem tylko na oświadczeniach dłużnika, czyli na tym, co pamięta sam zainteresowany.
Finansowy reset
Kontrowersji wokół ustawy jest znacznie więcej. Wątpliwości budzi między innymi uznaniowe wydzielanie przez sąd środków na czynsz. Skutkiem ogłoszenia upadłości jest bowiem likwidacja całego majątku dłużnika, łącznie z mieszkaniem czy domem.
Z ceny uzyskanej ze sprzedaży lokalu sąd wydziela uznaniowo kwotę odpowiadającą rocznemu czynszowi najmu mieszkania. Wyprzedaż majątku przez syndyka odbywa się przy tym niejednokrotnie za bezcen, znacznie poniżej wartości rynkowej, na czym traci nie tylko upadły, ale także jego wierzyciele. Jeżeli po likwidacji majątku dłużnika dalej pozostają mu niespłacone długi, sąd na wniosek upadłego wyznacza nawet pięcioletni plan ich spłaty. Dłużnik musi dalej regulować więc swoje należności, mimo że teoretycznie ogłosił upadłość.
Nie jest też z góry określone, jaka część zobowiązań zostanie umorzona i kiedy dokładnie to nastąpi. W konsekwencji może się okazać, że dłużnik spłaci praktycznie całość swoich zobowiązań. Nad wnioskiem o upadłość dobrze powinni zastanowić się ludzie po ślubie, bo zgodnie z prawem upadłości nie może ogłosić małżeństwo. Skutkuje to tym, że z momentem ogłoszenia upadłości któregoś z małżonków w skład masy upadłościowej wchodzi cały wspólny majątek.
– Jest to bardzo niekorzystne. Małżonek może się wtedy domagać swojej części na takich samych zasadach jak reszta wierzycieli – tłumaczy Joanna Kruczalak -Jankowska z Uniwersytetu Gdańskiego. Taki finansowy reset warto więc dokładnie przemyśleć.
Postulowane zmiany
W Wielkiej Brytanii co godzinę oddłuża się średnio nawet 200 osób. To prawie siedem razy więcej niż u nas w ciągu roku. Wniosek o upadłość składa się na specjalnym formularzu, i to przez internet. Ustawodawca przewidział też minimum pięć możliwych sposobów oddłużenia, między innymi alternatywne do bankructwa metody, takie jak chociażby nieformalne układy z wierzycielami przy zadłużeniu do 10 tys. funtów.
W Niemczech upadłość konsumencka funkcjonuje już od 1999 roku. Wtedy bankructwo ogłosiło zaledwie 2450 osób. Jednak ta liczba rosła z każdym rokiem i w 2007 roku było to już ponad 105 tysięcy. Czy tak będzie także u nas? Na razie mówi się o konieczności zmian w ustawie polegających między innymi na wprowadzeniu obligatoryjnego przesądowego układu z wierzycielami czy rozszerzeniu instytucji upadłości konsumenckiej, tak żeby wniosek mogli składać na przykład małżonkowie pozostający we wspólnocie majątkowej i rolnicy. Być może wtedy z szarej strefy wyjdą setki tysięcy Polaków, dziś ukrywający się przed dłużnikami i komornikami.
Autorka: Marta Lewkowicz