Urzędy puchną od nadmiaru pracowników

Zwolnienia w administracji: w sierpniu urzędnicy zaczną tracić pracę – jeszcze ostatniego dnia grudnia biły na alarm media. Teraz sprawa ucichła. Wszystko po tym, jak zaprotestował prezydent. Czy na długo? - Rząd użyje wszystkich innych metod, żeby efekt tej ustawy osiągnąć, czyli redukcję przeprowadzić - powiedział w mediach rzecznik rady ministrów Paweł Graś.

Urzędy puchną od nadmiaru pracowników
Źródło zdjęć: © Thinkstock

20.01.2011 | aktual.: 21.01.2011 15:21

Obecnie w administracji publicznej i samorządowej zatrudnionych jest ok. 420 tys. urzędników. To sporo. Dla porównania, w 1990 roku armia urzędników liczyła ok. 150 tys. osób.1 lutego 2011 r. w urzędach wojewódzkich, skarbowych i ministerstwach miała rozpocząć się czystka. Przygotowana przez rząd ustawa o racjonalizacji zatrudnienia w państwowych jednostkach budżetowych, zakładała zwolnienie 10 proc. pracowników administracji. Jednak na początku stycznia została skierowana przez prezydenta do Trybunału Konstytucyjnego. To pierwsze ustawa przygotowana przez rząd Donalda Tuska, której prezydent Bronisław Komorowski nie podpisał.

Plany zwolnień

Związane z oszczędnościami budżetowymi przepisy miały wejść w życie 1 lutego 2011 roku. W ciągu najbliższego roku pracę stracić miała zaplanowana liczba urzędników. 1 stycznia 2012 r. proces miał być zakończony. Natomiast pomniejszony stan etatowy w urzędach miał być zachowany przez dwa lata. Do 31 grudnia 2013 r. urzędy miały nie mnożyć stanowisk. Ustawa powstała w ekspresowym tempie jako odpowiedź rządu Donalda Tuska na informację, że w ostatnich latach (2005-2009) przybyło ponad 113 tys. pracowników urzędów. Był to wzrost aż o 36 proc. W tym czasie w administracji państwowej zatrudniono blisko 47 tys., a w samorządowej 66 tys. osób.
Jak to się dzieje, że urzędy wręcz puchną od nadmiaru pracowników? To proste. Zatrudnienie w administracji rośnie, ponieważ kolejne struktury dziedziczą po poprzednikach urzędników, funkcjonariuszy z którymi pracować nie chcą lub którzy się nie sprawdzają. Problemem jest jednak to, że nie można ich zwolnić. Ustawa miała to zmienić

Obrona urzędników

Na początku stycznia prezydent zaprotestował przeciwko odchudzeniu urzędów. Wziął w obronę pracowników administracji, podkreślając, że ustawa, a dokładniej kilka jej przepisów, nie jest zgodna z konstytucją.
Problemem okazało się to, że redukcja zatrudnienia miała mieć charakter mechaniczny. Przede wszystkim w ustawie nie określono kryteriów, według których mieli być zwalniani zbędni pracownicy. Oznaczało to, że każdy zwolniony urzędnik mógłby złożyć odwołanie lub nawet zaskarżyć decyzję w sądzie. W konsekwencji mogłyby pojawić się nakazy przywrócenia do pracy lub wypłaty odszkodowań za niezgodne z przepisami zwolnienia. Przeciwnicy ustawy podkreślali też, że zwolnienie części urzędników doprowadziłoby lekkiego zamieszania w instytucjach. Zwalniani pracownicy musieliby przekazać swe obowiązki wciąż pracującym kolegom. W rezultacie zwolnienia dotknęłyby wszystkich pracowników administracji.

Trzeba czekać

Decyzja prezydenta oznacza, że ustawa przed rozstrzygnięciem Trybunału Konstytucyjnego nie będzie mogła wejść w życie. Trybunał ma teraz czas na przeanalizowanie kwestionowanych przepisów. Jednak, jak się okazuje, urzędnicy nie mogą spać spokojnie.
- Rząd użyje wszystkich metod, by doprowadzić do redukcji zatrudnienia w administracji - stwierdził Paweł Graś, rzecznik rady ministrów. - Po decyzji prezydenta Bronisława Komorowskiego o skierowaniu ustawy o racjonalizacji zatrudnienie do TK będzie to trudniejsze, ale i tak to zrobimy.

ml/JK

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)