Usługi bez unijnych granic
Czy już za kilka miesięcy nasi murarze,
fryzjerzy, krawcowe, dentyści i setki tysięcy innych rodaków będą
mogli bez żadnych przeszkód oferować swoje usługi w całej Europie?
Tak proponuje Bruksela. Rządy Niemiec i Francji robią wszystko,
aby do tego nie doszło - pisze "Rzeczpospolita".
17.11.2004 | aktual.: 17.11.2004 11:10
Komisja Europejska proponuje największą - od wprowadzenia 6 lat temu euro - rewolucję w gospodarce Unii. Przedsiębiorcy, którzy świadczą usługi w innym państwie zjednoczonej Europy, mieliby przestrzegać jedynie prawa rodzimego kraju. W ten sposób zniknęłyby tysiące przeszkód, które chronią rynki narodowe przed zagraniczną konkurencją - podkreśla publicysta "Rzeczpospolitej" Jędrzej Bielecki.
Według niego, dziś w Unii obowiązuje swoboda świadczenia usług, ale tylko teoretycznie. Korzystają z niej nieliczne przedsiębiorstwa. Aby zostać piekarzem w Belgii, trzeba opanować setki lokalnych receptur sięgających nieraz średniowiecza, w Niemczech od krawca wymagana jest doskonała znajomość języka Goethego. W Danii każdy dentysta musi zostać przyjęty do cechu branżowego, zanim wstawi pierwszą plombę. W efekcie polskie firmy zarabiają na świadczeniu usług w Unii dziesięć razy mniej niż na sprzedaży towarów - stwierdza Jedrzej Bielecki.
Charlie Mc Creevy, nowy komisarz ds.wspólnego rynku, chce przeforsować reformę w najbliższych tygodniach. Nie byłoby z tym problemu, gdyby nie postawa Niemiec i Francji. Oba kraje, przerażone tańszą konkurencją, robią wszystko, aby otwarcie rynku nastąpiło jak najpóźniej, nawet po 2010 r., i objęło jak najmniej zawodów - podkreśla publicysta "Rzeczpospolitej". (PAP)