Trwa ładowanie...

Ustawione rekrutacje w urzędach

Nie ma to jak ciepła posadka w administracji. Bezpieczeństwo i dobra pensja gwarantowane. Tylko jak ją zdobyć? Wystarczy mieć odpowiednie dojście

Ustawione rekrutacje w urzędachŹródło: thinkstock
dzwprku
dzwprku

Ściemniane rekrutacje

Nie każda instytucja czy urząd państwowy zobligowany jest do rozpisywania konkursu, jeśli szuka nowych osób do pracy. Co prowadzi często do wypaczeń w naborach i powoduje wiele nadużyć. „Dziennik Gazeta Prawna” podaje przykłady rekrutacji, których wyniki były znane jeszcze przed ich rozpoczęciem.

„Kandydat na stanowisko dyrektora jednego z departamentów został najpierw zatrudniony na zlecenie z pensją w wysokości 8 tys. zł, potem został dopuszczony do konkursu, który – rzecz jasna – wygrał. – To była czysta formalność. Wszyscy w departamencie wiedzieliśmy, że już wcześniej został namaszczony na to stanowisko – mówi mi jeden z pracowników ministerstwa” – czytamy w „DGP”.

Praktyki obchodzenia konkursów to w urzędach codzienność. Gazeta przytacza kilkanaście podobnych przypadków, gdzie np. etatowe stanowisko dostaje ktoś, kto pracuje w instytucji, która ogłosiła nabór, tyle że na zlecenie. Oczywiście kandydat „z urzędu” brał udział w rekrutacji, ale znał wcześniej odpowiedzi do testu, który był jednym z etapów rekrutacji. – Prawda jest brutalna i skłania do postawienia tezy, że każdy nabór można zorganizować w taki sposób, iż nawet część komisji rekrutacyjnej nie będzie zdawała sobie sprawy z tego, że jego wynik był z góry ustalony – stwierdza na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” Stefan Płażek z Katedry Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

dzwprku

Bałagan w rekrutacji potrwa jeszcze długo, bowiem przepisy, które regulują te kwestie w urzędach państwowych, były wprowadzone w życie 30 lat temu. W myśl których urzędnicy nie muszą przejmować się otwartymi naborami czy konkursami. W instytucjach takich jak np. Kancelaria Sejmu, Senatu, Prezydenta, regionalne izby obrachunkowe, biura Rzecznika Praw Obywatelskich i Rzecznika Praw Dziecka, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nie trzeba przeprowadzać żadnych konkursów rekrutacyjnych.

Praca „na rodzinę”

Ustawione nabory to nie jedyny grzech przy przyjmowaniu nowych pracowników. Nagminne jest również zatrudnianie z polecania. Niedawno „Fakt” ujawnił wynik swojego eksperymentu, jaki przeprowadzono w Powiatowym Urzędzie Pracy w Rybniku. Gdy dziennikarka podała się za asystentkę ministra gospodarki i spytała o możliwość stażu dla jego chrześniaczki, kierownik biura zapewniła, że to możliwe. To, a nawet jeszcze więcej - czyli poszukanie normalnej pracy dla dziewczyny, absolwentki finansów i ekonomii (de facto nieistniejącej). Czy z podobną odpowiedzią spotkałby się każdy absolwent? Z kolei "Super Express" wytropił skandal z żoną ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego w roli głównej (obecnie już eksministra). Została ona zatrudniona przed dwoma laty jako dyrektor biura współpracy instytucjonalnej z pensją ok. 10 tys. zł. Biuro to, zajmujące się współpracą prezydenta z premierem, ministrami, Sejmem i Senatem, utworzono na 2 miesiące przed objęciem przez nią tego stanowiska. Wcześniej nie istniało. Miano w tym
celu zmienić regulamin organizacyjny Kancelarii Prezydenta. Natomiast radca byłego ministra Paweł Białek razem z nim studiował archeologię na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Polska Agencja Żeglugi Powietrznej - już w 2010 roku podejrzeniami o nepotyzm w tej instytucji zajęła się Kancelaria Premiera. W PAŻP pracownicy otrzymują średnio 16 tys. zł pensji. Podobno były przypadki pensji w granicach 40 tys. na stanowiskach, gdzie średnio zarabia się 10 razy mniej. Byli tam zatrudniani członkowie rodzin kierowników i dyrektorów: córki, synowie, zięciowie, żony. Bronili się, że nie ma między nimi bezpośredniej zależności służbowej. Ekspert z Instytutu Sobieskiego Paweł Soloch mówił we wrześniu 2012, na konferencji poświęconej zawłaszczaniu państwa, zorganizowanej przez Fundację im. Stefana Batorego, że w PAŻP 40 proc. pracowników łączy pokrewieństwo, a kilkanaście procent ma ten sam adres.

dzwprku

Pod koniec lipca 2012 "SE" pisał o "ciepłych posadkach" dla kilkudziesięciu radnych PO w Mazowieckiej Jednostce Wdrażania Programów Unijnych i innych instytucjach sektora publicznego. Było tam możliwe awansowanie w ciągu kilku lat na stanowisko kierownicze, i to w przypadku osób, które trafiły do instytucji z bezrobocia. Roczne pensje, według wyliczeń "Super Expressu", sięgały od 30 do nawet ponad 100 tys. zł. "Mandat radnego dzielnicy gwarantuje niezłą państwową fuchę z jeszcze lepszą pensją!" - podsumowywała gazeta. Kumoterstwo w różnych postaciach tropią też dziennikarze na szczeblach lokalnych. Na przykład na Śląsku krewny wicemarszałka zajmował stanowisko w funduszu podległym wojewodzie, a córka znanego posła otrzymała pracę jako asystentka wicewojewody. Pisał o tym w bieżącym i ubiegłym roku "Dziennik Zachodni". Wątpliwości pojawiły się też kilka lat wcześniej, gdy syn jednej z posłanek został wicedyrektorem Śląskiego Centrum Przedsiębiorczości. Chociaż tu posłanka broniła się, że nie może on ponosić
odpowiedzialności za to, iż jest synem lokalnego polityka.

Jest się o co bić!

W ubiegłym roku płace w administracji wzrosły o 800 złotych. Pensje urzędników rosną, mimo że formalnie piąty rok z rzędu są zamrożone. Nikt nie rezygnuje jednak z nagród, które w samych ministerstwach są czterokrotnie wyższe niż wymagany limit. Co więcej, okazuje się, że padł kolejny rekord w wydawaniu budżetowych pieniędzy na bonusy. W 2012 roku wydano na nie o 14 milionów złotych więcej niż rok wcześniej. Łącznie to już suma blisko 600 milionów - czytamy w "Dzienniku Gazecie Prawnej". Na czele najlepiej opłacanych pracowników administracji wyłaniają się ci zatrudnieni w ministerstwach. Tam średnie zarobki wzrosły o 200 zł i wynoszą już ponad 7 tys. zł. W resorcie edukacji narodowej przeciętna pensja w 2011 r. wynosiła około 7 tys. zł, a obecnie jest wyższa o 500 zł. W resorcie skarbu w 2011 r. zarabiało się średnio 5,2 tys. zł, a w tej chwili o 600 zł więcej. Dyrektorzy generalni otrzymują średnio 17 tys. zł, dyrektorzy departamentów przeciętnie 12,9 tys. zł.

dzwprku

Natomiast „Fakt” postanowił przyjrzeć się zarobkom zatrudnionych na stanowiskach kierowniczych i pracowników szeregowych. Według dziennika, kierownicy, eksperci i specjaliści dostają wynagrodzenia oscylujące w granicach 10 tys. zł, a zwykli pracownicy otrzymują około 3 tys. zł. Przykładowo kierownik wydziału ZUS Warszawa zarabia 7,1 tys.zł, analityk w Najwyższej Izbie Kontroli w Warszawie - 10 tys. zł, ekspert w ministerstwie rolnictwa - 9,5 tys.zł, informatyk w Urzędzie Wojewódzkim w Szczecinie dostaje 3,3 tys. zł, inspektor wojewódzki w Białymstoku - nieco ponad 3 tys. zł, kierowca w MON 2,9 tys. zł, urzędnik w inspekcji weterynaryjnej - 2,4 tys. zł.

JK,TK,WP.PL

dzwprku
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dzwprku