W 2020 r. pracy nie będzie miało jedynie 500 tys. Polaków
W 2020 roku pracy nie będzie miało jedynie 500 tys. Polaków – wynika z prognoz Głównego Urzędu Statystycznego, ale też zapowiedzi ekspertów rynku pracy.
W 2020 roku pracy nie będzie miało jedynie 500 tys. Polaków – wynika z prognoz Głównego Urzędu Statystycznego. W jakich zawodach warto teraz się uczyć, żeby za 6 lat na pewno mieć pracę?
Największy wpływ na zmiany na rynku pracy w perspektywie długookresowej będą miały czynniki demograficzne.
- W ciągu najbliższych 6 lat zmieni się struktura ludności Polski. Nasze społeczeństwo się starzeje, zmniejszy się liczba osób w wieku produkcyjnym. To niewątpliwie wpłynie na liczbę miejsc pracy, chociażby w służbie zdrowia - mówi Małgorzata Majewska, ekspertka Monsterpolska.pl, portalu z ofertami pracy.
Również ożywienie gospodarcze oraz fundusze unijne wpływają na poprawę koniunktury na rynku pracy. Dotacje z Unii Europejskiej, przewidziane dla Polski na lata 2014 - 2020, wyniosą ponad 440 mld złotych, co przy nowych inwestycjach rządowych, zaowocuje stworzeniem miejsc pracy. Polska jest także najbardziej atrakcyjnym regionem dla inwestorów zagranicznych w całej Europie Środkowo – Wschodniej.
- Najlepszym przykładem jest tu Amazon, gigantyczny sklep internetowy, który do roku 2015 chce przenieść swoje centra dystrybucyjne do Polski. Firma zapowiada, że stworzy 6 tys. miejsc pracy. I nie są to oczywiście jedyne inwestycje. Koncern Volkswagen otwiera fabrykę samochodów we Wrześni, gdzie będzie rocznie produkować około 85 tysięcy aut. Planuje przyjąć do pracy 2-3 tysiące osób oraz dodatkowe kilka tysięcy w sektorze poddostawczym. To optymistyczne przesłanki – dodaje ekspertka.
Najbardziej poszukiwanymi pracownikami w ciągu kilku najbliższych lat nadal będą specjaliści z wykształceniem technicznym. Ale nie tylko.
- Inżynierowie stanowią wąską grupę wysoko wyspecjalizowanych pracowników i to ich będą poszukiwać pracodawcy. Szacuje się, że równie atrakcyjną grupą będą specjaliści z branży IT, gdyż coraz więcej firm inwestuje w innowacyjne rozwiązania technologiczne. Jedynie innowacyjna gospodarka może bowiem zagwarantować stały wzrost ekonomiczny i rozwój. Na liczbę ofert nie będą narzekać także przedstawiciele handlowi oraz sprzedawcy. Nie zabraknie również pracy dla robotników wykwalifikowanych – podkreśla Małgorzata Majewska.
Z danych Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych wynika, że w ciągu sześciu lat grupa handlowców i sprzedawców ma się powiększyć o 74,5 tys. pracowników. Z kolei aż o 160 tys. zwiększy się liczba miejsc pracy dla specjalistów do spraw administracji i zarządzania, a także marketingu i public relations. Będzie też większe zapotrzebowanie na finansistów i specjalistów do spraw komunikacji. Zmniejszy się natomiast (nawet o ok. 600 tys.) liczba miejsc pracy w rolnictwie, leśnictwie oraz rybołówstwie. Nieznacznie zmniejszy się także zapotrzebowanie na robotników budowlanych. To cenne wskazówki dla maturzystów, którzy niebawem będą wybierać studia.
W odróżnieniu od prognoz w krajach Europy Zachodniej, u nas na zatrudnienie będą mogły liczyć osoby bez wyższego wykształcenia. Na rynku pojawi się miejsce dla kierowców, sprzątaczek czy ochroniarzy. Dla porównania, w Niemczech i Wielkiej Brytanii wzrośnie zapotrzebowanie na specjalistów w sektorach gospodarki i technologii.
Nie oznacza to jednak, że problem bezrobocia zostanie całkowicie zlikwidowany - nowych miejsc pracy powstaje cały czas za mało w stosunku do liczby bezrobotnych, która obecnie wynosi ponad 2 miliony osób. Z drugiej strony, wciąż będziemy borykać się z niedoborem pracowników w pewnych sektorach. Najnowsze dane Bilansu Kapitału Ludzkiego pokazują, że 75 proc. pracodawców ma kłopoty ze znalezieniem i zatrudnieniem odpowiednich kandydatów.
- Mimo pozytywnych prognoz, liczba miejsc pracy nie zostanie zachowana w stosunku 1:1. Należy uwzględnić to, że postęp technologiczny powoduje likwidację i zanikanie pewnych zawodów, a także pojawianie się nowych. Dla przykładu, pracowników zatrudnionych w rolnictwie czekają zmiany. Coraz większa mechanizacja oraz łączenie gospodarstw spowoduje ograniczenie liczby pracowników - tłumaczy Małgorzata Majewska z Monsterpolska.pl. - Bezrobocie z pewnością się zmniejszy, ale całkowicie nie zniknie. Wynika to z niedopasowania kompetencyjnego dużej grupy bezrobotnych. Aby móc wykorzystać pojawiającą się szansę zatrudnienia, pracownicy już wcześniej muszą podnosić swoje kwalifikacje i nadążać za postępem technologicznym, a tak w wielu przypadkach się nie dzieje. Dodatkowo, nowe miejsca pracy wypełniać będą Polacy powracający z emigracji oraz obcokrajowcy.
Na rynku będzie brakowało wyspecjalizowanych pracowników fizycznych. Już teraz widać ich niedobór. W ubiegłym roku blisko 50 tys. obcokrajowców otrzymało pozwolenie na legalną pracę w Polsce. Największa liczba rozpatrzonych pozytywnie wniosków dotyczyła właśnie tej grupy zawodowej.
- Jeśli tempo napływu się nie zmieni, to w ciągu kilku lat polscy robotnicy zostaną wypchnięci z rynku przez obywateli Ukrainy, Rosji, Wietnamu czy Chin, którzy mogą pracować za niższe stawki. Mimo danych Głównego Urzędu Statystycznego mówiących, że w 2020 roku bez pracy będzie tylko pół miliona Polaków, nie popadajmy w przesadny optymizm. Można założyć, że pracownikom łatwiej będzie znaleźć pracę, ale nie oznacza to, że mogą oni pozostać bierni. W dobie nowoczesnych technologii, otwartego rynku pracy oraz poprawiającej się atrakcyjności Polski, jako kraju do życia, polscy pracownicy będą musieli się zmierzyć nie tylko z lokalnymi konkurentami, ale również obcokrajowcami. Nie zapomnijmy również o poprawiającej się wydajności i efektywności pracowników – dodaje ekspertka z Monsterpolska.pl
AB/AK/WP.PL