W wyczekiwaniu na wyrok - agencja S&P trzyma w niepewności

Statystyka okazała się wyjątkowo mocną stroną Amerykanów. Efekty kalendarzowe, czyli tzw. rajd św. Mikołaja, oraz efekt stycznia w Stanach Zjednoczonych przebiegają zgodnie z prognozowaną skutecznością.

13.01.2012 17:17

Stany Zjednoczone

Statystyka okazała się wyjątkowo mocną stroną Amerykanów. Efekty kalendarzowe, czyli tzw. rajd św. Mikołaja, oraz efekt stycznia w Stanach Zjednoczonych przebiegają zgodnie z prognozowaną skutecznością. O ile o grudniowych wzrostach w Europie można było wyłącznie pomarzyć, w USA odnotowano niewielki, ale jednak wzrost (0,85 proc.). Równie dobrze zachowują się amerykańskie indeksy w nowym roku. S&P500 w pierwszych dwóch tygodniach roku wzrósł o ok. 3 proc., a technologiczny NASDAQ o ponad 4,5 proc.

Nie wszystkie informacje napływające ze Stanów Zjednoczonych w ostatnim okresie zaskakiwały w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Sporym rozczarowaniem okazały się dane o grudniowej sprzedaży detalicznej czy też tygodniowej zmianie liczby nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. Po ostatnich lepszych odczytach ekonomiści oczekiwali kolejnej pozytywnej porcji danych. Te jednak zawiodły inwestorów. Sprzedaż detaliczna bez środków transportu miesiąc do miesiąca skurczyła się o 0,2 proc., a liczba wniosków o zasiłek ponownie wróciła w okolice 400 tys. (w poprzednim tygodniu 375 tys.).

W minionym tygodniu raportem aluminiowego giganta Alcoa umownie rozpoczął się sezon wyników kwartalnych. Spółka przedstawiła jednak dość kontrowersyjne wyniki. W czwartym kwartale 2011 roku Alcoa zanotowała 17 centów straty na jedną akcję, podczas gdy rok wcześniej były to 24 centy zysku. Niesmak ten łagodziły informacje o większych przychodach oraz lepszych prognozach na kolejne kwartały. W piątek wynikami pochwalił się z kolei pierwszy duży bank, JP Morgan Chase. I w tym wypadku nie były one rewelacyjne. W czwartym kwartale bank wypracował 90 centów na akcję, podczas gdy w analogicznym okresie roku ubiegłego zysk na akcję wynosił 1,12 dolara. Mimo to wyniki były zbieżne z prognozami analityków, którzy prognozowali 0,91 centów na akcję. Najbardziej niepokojący nie był jednak ponad 20-proc. spadek zysku, lecz zauważalnie niższy poziom przychodów.

Sytuacja na amerykańskim rynku zrobiła się wyjątkowo ciekawa. Po ostatnich wzrostach indeks S&P500 znajduje się w okolicach istotnych oporów. Trwałe pokonanie poziomu 1310 pkt. powinno wygenerować silny sygnał kupna. Istnieją jednak opinie analityków, że rosnące ceny ropy czy też zagrożenia płynące z Europy w połączeniu z wysokimi poziomami indeksów bardziej zachęcają do sprzedawania akcji niż ich kupowania.

Paweł Mielcarek

Polska i Europejskie Rynki Wschodzące

Dwa pierwsze tygodnie nowego roku upłynęły na polskiej giełdzie w mieszanych nastrojach. Chociaż od początku roku indeksy wzrosły tylko nieznacznie, można odnieść wrażenie, że obóz byków staje się coraz silniejszy. W minionym tygodniu najmocniejsza była czwartkowa sesja. Po raz kolejny za silnymi zmianami indeksów stał KGHM. Indeksy GPW wzrosły ponad półtora procent, a kurs samego KGHM-u wzrósł o 7,5%. Tym razem rząd zaskoczył inwestorów informacją o złagodzeniu w projekcie ustawy MF podatku pobieranego od kopalin, przy skrajnie wysokich i niskich cenach miedzi. Istotne dla inwestorów polskie dane o bilansie płatniczym i inflacji konsumentów były opublikowane w piątek i te niestety negatywnie zaskoczyły inwestorów. Należy odnotować, że tym razem dane te faktycznie wpłynęły na przebieg notowań giełdowych oraz na rynek walutowy. Po publikacji o 14:30 notowania indeksów i złotówki gwałtownie się osłabiły. Reagowanie na złe dane makro, a ignorowanie dobrych danych to typowe zachowanie inwestorów w czasie bessy.
W 2012 rok weszliśmy więc bez określonego trendu. Należy jednak pamiętać, że wyceny akcji, biorąc pod uwagę takie wskaźniki jak cena do zysku czy cena do wartości księgowej dla całego rynku, są już blisko wartości obserwowanych w okolicach lutego 2009. Oznacza to, że akcje są tanie, nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę, że przewidywane na 2012 rok spowolnienie gospodarcze, faktycznie będzie miało miejsce.

Jacek Maleszewski

Europa Zachodnia

Drugi tydzień nowego roku inwestorzy na Starym Kontynencie mogą zaliczyć do lekko udanych. Główne zachodnioeuropejskie indeksy w ujęciu tygodniowym wylądowały na niewielkich plusach i są coraz bliżej 3-miesięcznych szczytów.

Pomimo wzrostowego tygodnia, informacje ze strefy euro docierające do obserwatorów rynkowych nie były jednoznacznie dobre lub złe. Z jednej strony, udane akcje hiszpańskiego i włoskiego długu przy mniejszej rentowności świadczą o przynajmniej chwilowej stabilizacji nastrojów wśród zagrożonych fiskalnie państw grupy PIIGS. Jeśli już mowa o emisji długu, to swoistą ciekawostką jest aukcja 6-miesięcznych niemieckich bonów skarbowych z ujemną rentownością, oznaczająca w skrócie, że pożyczkodawcy chcą przechować środki w „bezpiecznej niemieckiej przystani” i nawet do tego dopłacić, co świadczy o wysokim zaufaniu do niemieckiej gospodarki i jej finansów publicznych. Swoje pozytywne „trzy grosze” dodał również Europejski Bank Centralny, pozostawiając stopy procentowe na niezmienionym niskim poziomie, a prezes Mario Draghi potwierdził kontynuację obranej polityki, oczywiście z wyjątkiem czystego drukowania pieniądza wzorem amerykańskiego FED-u.

Dobre humory na rynku nieco popsuły piątkowe pogłoski z „ważnego unijnego źródła” o – notabene zapowiadanym już miesiąc temu - możliwym obniżeniu przez agencję S&P ratingów państw strefy euro. Ewentualne kroki nie będą dotyczyły Niemiec i Holandii, co oznacza, że na „cenzurowanym” może znaleźć się m.in. Francja. Abstrahując od wiarygodności i celowości działania samych agencji w ostatnich miesiącach, niższy rating Francji mógłby obniżyć wiarygodność funduszu pomocowego EFSF i w przyszłości zwiększyć koszt pozyskiwanych przez niego środków. Dopóki jednakże pogłoski nie zamienią się w fakty (do godz. 16 w piątek S&P nie ogłosiło oficjalnego komunikatu), ciężko wyciągać w tej kwestii jednoznaczne daleko idące wnioski.

Nadchodzące tygodnie zapowiadają się ciekawie. Z jednej strony kolejne kraje ze strefy euro będą rolować swój dług emitując kolejne obligacje, z drugiej zaś wchodzimy w okres publikacji wyników kwartalnych amerykańskich i europejskich koncernów. Marzeniem strony popytowej jest zapewne przebicie 3-miesięcznych szczytów na europejskich indeksach - warunkiem koniecznym ku temu jest jednakże utrzymanie dobrego sentymentu globalnego i wzrost zaufania na rynkach finansowych.

Piotr Trzeciak

Surowce

Tydzień na rynkach surowcowych przebiegał pod wyraźnym wpływem danych makro i informacji o charakterze geopolitycznym, co było widoczne głównie na rynku ropy. Otóż, z jednej strony były dobre dane z amerykańskiego rynku pracy, które pozwalają wierzyć, że wzrost zatrudnienia wpłynie na popyt na ropę. Z drugiej strony zobaczyliśmy znaczny wzrost zapasów ropy naftowej w USA (o 1,5 procent), co może tylko świadczyć, że amerykański konsument nie czuje się jeszcze na tyle pewnie, aby zwiększać swoje wydatki na ropę. Najważniejszym czynnikiem, który wpływał na cenę „czarnego złota” w ostatnich tygodniach jest napięta sytuacja na linii USA-Izrael-Iran. Chodzi o cieśninę Ormuz, przez którą przepływają tankowce transportujące surowiec do Europy. Sytuacja, pomimo że w ostatnich dniach nieco „ucichła”, to jednak na zakończenie kryzysu w tym regionie się nie zapowiada, gdyż Iran zamierza w przyszłym miesiącu ponownie przeprowadzać manewry w Zatoce Perskiej. Z kolei Amerykanie zapowiadają szybkie otwarcie szlaku
tranzytowego w przypadku zamknięcia go przez irańską stronę. Konflikt zaostrzyła śmierć irańskiego profesora-naukowca, który pracował na rzecz programu nuklearnego tego kraju. Niepokojące informacje przyszły również z Nigerii, gdzie zaostrza się strajk pracowników firm naftowo-gazowych. Domagają się oni wznowienia subsydiów paliwowych pod groźbą wstrzymania produkcji tego surowca. Tu wspomnieć należy, iż Nigeria jest głównym dostawcą ropy do Stanów Zjednoczonych oraz Europy z produkcją na poziomie 2,4 mln baryłek dziennie. W takich nastrojach ropa kończy tydzień na 1,5 procentowym plusie, a w piątkowe popołudnie za baryłkę Crude płacono 98 dolarów.

Z kolei rynek miedzi pozostaje pod silnym wpływem informacji z Chin. Jak podano w komunikacie, import surowców przemysłowych, w tym miedzi, pozostaje dość silny pomimo słabnącej koniunktury rynku nieruchomości w tym kraju. Konkretnie, odczyty importu w grudniu 2011 roku były najwyższe w historii i wzrosły o 48 procent w ujęciu rok do roku. Pozwoliło to wygenerować wzrost cen aż o 5 procent, osiągając cenę 7918 dolarów za tonę.

Na rynku złota bardzo silny wpływ ma sytuacja na rynku walutowym. Widoczne to było głównie w czwartek i piątek, gdzie umacniający się dolar do euro wywierał presję na spadki wszystkich surowców, w tym złota. W kontekście otoczenia inwestycyjnego, czyli dużej niepewności rynkowej, kryzysu zadłużeniowego w strefie euro oraz napięć geopolitycznych, złoto powinno cieszyć się dużym zainteresowaniem jako ucieczka do tzw. bezpiecznej przystani. Okazuje się, że polepszająca się koniunktura w USA daje inwestorom większe przekonanie w inwestycję w dolara aniżeli w kruszce.

Początek nowego roku wpływa na wzrost zainteresowania złotem ze strony funduszy, które pesymistycznie oceniając perspektywy wzrostów notowań innych surowców, decydują się na lokowanie dużych ilości wolnej gotówki w kruszce.

Tomasz Ray-Ciemięga

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)