Wędkowanie na Bałtyku będzie droższe
Wędkarz poławiający na Bałtyku już wkrótce nie będzie musiał starać się o pozwolenie na połowy - wystarczy, że wniesie odpowiednią opłatę. Przyjemność wędkowania jednak będzie droższa.
28.02.2015 11:35
Takie ułatwienia przewiduje nowa ustawa o rybołówstwie morskim. Wniesienie opłaty na konto inspektoratu rybołówstwa morskiego i posiadanie dowodu wpłaty oraz dokumentu tożsamości będzie uprawniało do wędkowania. Ile trzeba będzie zapłacić, na razie nie wiadomo, określi to rozporządzenia ministra rolnictwa. Znane są tylko górne granice opłat, które określa nowa ustawa. Jest to 1/100 przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w gospodarce za rok poprzedni w przypadku tygodniowego okresu połowów.
Ustawa wprowadza nowe rozwiązania dotyczące połowów sportowo-rekreacyjnych na Bałtyku. Osoba, która zdecyduje się na morskie wędkowanie, nie będzie musiała starać się o pozwolenie, natomiast armator statku lub organizator zawodów sportowych w łowieniu z brzegu lub z jednostki pływającej będzie musiał dostać taką zgodę od inspektora rybołówstwa.
Opłaty za połowy rekreacyjne będą droższe niż dotychczas. Organizator zawodów sportowych będzie musiał zapłacić za pozwolenie na okres 1 miesiąca - 500 zł; armator statku za miesięczne pozwolenie na połowy z jego statku - zapłaci 300 zł, a za roczne - 3 tys. zł.
Resort rolnictwa uzasadniając tak wysokie opłaty wyjaśnia, że organizacja rejsów wędkarskich jest działalnością gospodarczą, która w ostatnich latach bardzo rozwinęła się i ma coraz większy wpływ na zasoby morskie.
Według Morskiego Instytutu Rybackiego - PIB, "przychody z dorszowego wędkarstwa morskiego w roku 2009 wyniosły ponad 26 mln zł z samych tylko opłat za udział w rejsie, gdy tymczasem przychody rybołówstwa dorszowego wyniosły w tym samym roku 49,4 mln". Tak więc już kilka lat temu przychód z wędkarstwa morskiego wynosił ponad 50 proc. tego, co dostarcza rybołówstwo przemysłowe, którego koszty są znacznie większe, a tym samym opłacalność ekonomiczna zdecydowanie niższa - zauważa resort rolnictwa.
Armator organizujący połowy rekreacyjne tylko od jednej osoby pobiera opłatę ok. 150-300 zł za rejs i przyczynia się do odłowienia znacznie większej ilości ryb niż pojedyncza wędkarz.
Ministerstwo rolnictwa ponosi koszty zarybiania. Wydaje na ten cel 5 mln zł w roku. Do morza głównie wpuszczany jest narybek troci i łososi, ale również certa (ryba karpiowata), sieja, węgorz i jesiotr. Część z tych gatunków poławiana jest podczas połowów rekreacyjnych, dlatego uzasadnione jest, by za stan zasobów odpowiedzialni także armatorzy statków, którzy organizują połowy rekreacyjne.
Według projektu rozporządzenia ministra, osoba fizyczna zapłaci za tygodniowy połów - 36 zł, za miesiąc - 73 zł, a za rok - 180 zł. Przewiduje się ulgi dla osób do 18 lat oraz dla emerytów i rencistów.
Dotychczasowe pozwolenia były tańsze - miesięczne zgoda na połowy (dla wszystkich podmiotów) kosztowała 16 zł, a na rok dla emerytów, rencistów oraz osób poniżej 18 lat - 31 zł. Armatorzy i pozostali wędkarze płacili 49 zł. Pozwolenia na okres zawodów oznaczały wydatek rzędu 15 zł.
Jak przekonuje resort opłaty, choć będą wyższe niż obecnie, i tak są niewielkie w stosunku do tych, jakie pobiera się za wędkarstwo śródlądowe. O ich wysokości decyduje rynek.
Przepisy nowej ustawy zakazują prowadzenia połowów rekreacyjnych na niektórych obszarach, np. tam, gdzie są tarliska dorszy. Nakazują też, by złowione ryby niewymiarowe lub będące pod całkowitą ochroną - lub w okresie ochronnym - wypuszczać z powrotem do morza. Armatorzy muszą sporządzać raporty informujące o liczbie złowionych ryb.