Węgry borykają się z długiem; rząd szuka pieniędzy, uderzając w kapitał zagraniczny

Węgrom nie grozi na razie "grecka ścieżka", ale problemem kraju jest wysoki dług publiczny, sięgający 80 proc. PKB. Rząd szuka pieniędzy, obciążając kapitał zagraniczny, ale może to oznaczać "podcinanie gałęzi, na której się siedzi" - oceniają eksperci.

17.02.2015 09:55

Zdaniem rozmówców PAP Węgrom szkodzi też "stanie w rozkroku" między Rosją a UE.

Udostępniamy nagranie wideo:

http://serwiswideo.pap.pl/wideo/Bokros-o-paragrafie-22-na-Wegrzech.mp4

http://serwiswideo.pap.pl/wideo/Bokros-na-Węgrzech-panuje-rezim-autorytarny.mp4

http://serwiswideo.pap.pl/wideo/Ekspert-polityka-gospodarcza-Wegier-irracjonalna.mp4

Pobranie możliwe po podaniu loginu i hasła:

użytkownik: wideo01

hasło: OZsV2TzG%!if

"Na Węgrzech mamy obecnie do czynienia z reżimem autorytarnym, który nie wierzy w wolny rynek, nie lubi własności prywatnej, zwłaszcza inwestorów zagranicznych ani konkurencji. W konsekwencji na Węgrzech wprowadzane są obecnie bardzo specyficzne, socjalistyczne środki ekonomiczne, takie jak nacjonalizacja, kary fiskalne o charakterze sektorowym, które szkodzą gospodarce, powodują spadek zatrudnienia i skutkują ucieczką inwestorów" - powiedział PAP prof. Lajos Bokros, węgierski polityk i ekonomista, były minister finansów Węgier.

Bokros podkreśla, że na Węgrzech mamy do czynienia z "niszczeniem systemu państwa prawa na dużą skalę". "Nie mamy już niezależnego sądownictwa. (...) Rządzący starają się wypłoszyć z kraju wszystkie zagraniczne banki" - mówił.

Zdaniem Bokrosa, Węgry znalazły się w "ślepej uliczce, bo konsekwencją nieracjonalnej i nieprofesjonalnej polityki gospodarczej jest to, że na Węgrzech nie ma ani wzrostu, ani tworzenia miejsc pracy".

"Inwestycje produkcyjne są niskie, większość inwestycji jest finansowana ze środków unijnych. Dla ogromnej, zamkniętej gospodarki takiej jak rosyjska, która dysponuje ropą naftową, gazem i innymi surowcami taki model funkcjonowania może być wykonalny przez dłuższy czas. Ale dla bardzo małej, całkowicie otwartej gospodarki kraju-członka Unii Europejskiej, przy jednoczesnej swobodzie przepływu kapitału, to jest zupełnie niewykonalne. Gospodarka musi być konkurencyjna, aby zapewnić zrównoważony wzrost gospodarczy" - podkreślił ekspert.

Bokros zwraca uwagę, że przy bardzo wysokim zadłużeniu trudno o stabilny wzrost gospodarczy. "Poziom długu publicznego na Węgrzech jest bardzo wysoki, wynosi ok. 80 proc. PKB, to zdecydowanie najwięcej ze wszystkich nowych krajów członkowskich. Przy niskim poziomie wzrostu gospodarczego nie można wydobyć się z zadłużenia, w rezultacie nawet refinansowanie długu jest bardzo kosztowne. To taki +paragraf 22+, w tym sensie, że przy wysokim zadłużeniu trudno jest ożywić wzrost, a bez wzrostu nie można rozwiązać problemu długu".

Główna ekonomistka Konfederacji Lewiatan Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek oceniła w rozmowie z PAP, że o ile rząd węgierski radzi sobie na razie z deficytem budżetowym, który nie przekracza 3 proc. PKB, to problemem jest bardzo wysoki poziom długu publicznego. "Po to, żeby zejść z długiem do poziomu 60 proc. w relacji do PKB, nie wystarczy mieć deficyt poniżej 3 proc., ale - w sytuacji, gdy gospodarka przyzwoicie się rozwija - powinno się dążyć przynajmniej do minimalnej nadwyżki. Jednak pomysł rządu węgierskiego na to, jak zapewnić sobie większe wpływy do budżetu, nie jest pomysłem na to, jak gospodarka ma się lepiej rozwijać, tylko na to, jak zwiększyć obciążenia podatkowe" - zaznaczyła.

Jak mówiła, na Węgrzech mamy obecnie do czynienia z obciążaniem większych firm, w tym kapitału zagranicznego m.in. poprzez działania podatkowe i parapodatkowe - m.in. poprzez zakaz handlu w niedzielę czy też pomysł na wprowadzenie podatku od obrotów.

"Aby zwiększać wpływy do budżetu, uderza się w duży biznes. Problem polega na tym, że gospodarka węgierska jest mała i +stoi eksportem+. Konsumpcja wewnętrzna i inwestycje wewnętrzne mogą oczywiście generować wzrost gospodarczy, ale szansą na jego zwiększenie jest eksport. A eksport na Węgrzech, podobnie jak w przypadku gospodarki polskiej, generowany jest przede wszystkim przez duże firmy zagraniczne. Pytanie zatem, czy dodatkowe obciążenia finansowe kierowane w stronę dużych podmiotów z kapitałem zagranicznym to nie jest podcinanie gałęzi, na której się siedzi" - powiedziała ekspertka.

Zdaniem Starczewskiej-Krzysztoszek, Węgrom nie grozi obecnie odpływ kapitału zagranicznego na dużą skalę, ale "ci, którzy myśleli o wejściu na rynek węgierski lub zwiększeniu tam swojej obecności mogą z tych pomysłów zrezygnować i szukać miejsca na ulokowanie inwestycji gdzie indziej".

Ekspertka zwróciła też uwagę, że w rankingu Doing Business Węgry lokują się za Polską, a o ile naszym atutem w oczach inwestorów zagranicznych jest wielkość rynku wewnętrznego, to rynek węgierski nie ma tego atutu. Zdaniem Starczewskiej-Krzysztoszek negatywnie na decyzje potencjalnych inwestorów może również wpływać "gra polityczna" prowadzona przez rząd Wiktora Orbana, czyli - jak powiedziała - "stanie w rozkroku między Unią Europejską a Rosją".

Starczewska-Krzysztoszek zaznaczyła ponadto, że choć Węgry wykazują bezrobocie na poziomie poniżej 8 proc., to w rzeczywistości rząd węgierski w sposób sztuczny zwiększa zatrudnienie w spółkach komunalnych, a ponadto zalicza do grona zatrudnionych osoby, które wyjechały za granicę.

Zdaniem ekspertki Węgrom nie grozi obecnie tzw. scenariusz grecki, ale problemem - w kontekście bardzo wysokiego długu publicznego - są m.in. rozbudowane wydatki publiczne. "Gdyby Węgry miały taki poziom długu publicznego, jaki mają, czyli 80 proc., a jednocześnie deficyt w relacji do PKB byłby rosnący z roku na rok, to powiedziałabym, że jesteśmy na +greckiej ścieżce+. Jednak jak na razie deficyt jest poniżej 3 proc., a jednocześnie poniżej wzrostu PKB, co powoduje, że dług publiczny w 2014 r. wzrósł w mniejszym stopniu niż gospodarka. "Nie widzę jak na razie ryzyka greckiego. Natomiast działania dotyczące szukania źródeł wpływów do budżetu pokazują, że rząd węgierski widzi, iż ze wzrostu gospodarczego nie da się finansować zejścia z długiem - nawet w dłuższej perspektywie - do poziomu poniżej 60 proc. PKB. Oczywiście przy obecnym poziomie wydatków - a widać wyraźnie, że w gospodarce Węgier jest coraz więcej państwa" - powiedziała.

Według lutowej prognozy Komisji Europejskiej, o ile Węgry zamknęły rok 2014 wzrostem gospodarczym na poziomie 3,3 proc., to w kolejnych latach dynamika wzrostu ulegnie spowolnieniu - do 2,4 proc w 2015 r. i 1,9 proc. w roku 2016. W poprzednich latach węgierska gospodarka miała duże kłopoty - w 2009 r. PKB Węgier spadło o 6,8 proc., a w 2012 r. gospodarka skurczyła się o 1,7 proc.

Bezrobocie na Węgrzech w 2015 r. ma wynieść 7,4 proc. Prognozy dotyczące długu publicznego to odpowiednio 77,2 proc. PKB w 2015 r. i 76,1 proc. w 2016 r.

Od marca na Węgrzech zakazany będzie handel w niedzielę. Skutki zakazu odczują przede wszystkim należące do zagranicznych sieci supermarkety, które zaczęły się pojawiać na Węgrzech po demokratycznej transformacji 1989 roku i zarabiają przede wszystkim w niedziele. Wielkopowierzchniowe sklepy decyzją rządu Orbana muszą już płacić nadzwyczajne podatki i inne dodatkowe opłaty.

Masowe protesty wywołała na Węgrzech w ubiegłym roku zapowiedź wprowadzenia obciążenia dla dostawców dostępu do internetu. Ostatecznie premier Orban wycofał się z tego kontrowersyjnego pomysłu. Na początku stycznia ponad 5 tys. osób manifestowało w Budapeszcie, domagając się dymisji Viktora Orbana. Manifestanci oskarżali Orbana m.in. o ograniczanie demokracji, odchodzenie od wartości europejskich, zbytnią centralizację władzy i korupcję.

Marta Tumidalska, Łukasz Osiński

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)