Wojenny krajobraz po bitwie

W piątek, 24 października, wszystko wskazywało na to, że zaliczymy najgorszy miesiąc w historii GPW.

W piątek, 24 października, wszystko wskazywało na to, że zaliczymy najgorszy miesiąc w historii GPW. W pierwszym tygodniu indeks WIG20 stracił 4,30 proc., w drugim - 15,33 proc., w trzecim - 10,67 proc., a w czwartym - 12,56 proc. Niektórzy akcjonariusze zapewne siwieli widząc stratę na akcjach KGHM, która momentami przewyższała 60 proc. Na początku miesiąca spółka kosztowała 50,6 zł, a minimum miesięczne wyniosło 20,08 zł!

_ Na szczęście _ - mówi Wojciech Maryański z Beskidzkiego Domu Maklerskiego S.A. - ostatni tydzień października przyniósł odreagowanie i część spadków została „odrobiona”, ale inwestorzy jeszcze długo będą wspominać ten miesiąc. Mieliśmy okazję się przekonać, że spadający rynek nie bierze zakładników.

Jakie są skutki takiego obrotu rzeczy?
_ Umarła wiara w poziomy wsparcia, uformowane w roku 2004 i 2005. Indeksy gładko pokonywały bariery, na których miały się rzekomo zatrzymać. Oczywiście, każda taka bariera kusiła inwestorów, którzy - „łapiąc dołek” – angażowali się w akcje, a potem łapali za głowę _ - kontynuuje Maryański. _ Wielu posiadaczom TFI puściły nerwy. „Uratować chociaż połowę” – to myśl, która zapewne towarzyszyła niejednej osobie umarzającej jednostki. Krach to najgorszy moment do sprzedaży, ale niestety dla wielu „progiem bólu”, wyłączającym racjonalność, jest właśnie magiczne 50 proc. _ – twierdzi Maryański.

Mocno nadszarpnięta została wiara w „bezpieczne” fundusze obligacyjne:
_ Jeśli duże TFI ponosi w krótkim okresie stratę rzędu kilkunastu procent na „bezpiecznym” funduszu obligacyjnym, to osoba mniej zorientowana ma prawo stracić zaufanie do rynku kapitałowego i instytucji finansowych _ - dodaje Maryański.

Bitwa skończona, wojna trwa

W otoczeniu GPW istnieje wiele instytucji, które swoją działalność dedykowały właśnie temu rynkowi - domy maklerskie, doradcy finansowi, agencje public relations, banki inwestycyjne, biegli rzeczoznawcy, rewidenci, księgowi i kancelarie prawne. Wszystkie one boleśnie odczuwają zarówno spadki notowań, jak i brak podaży kolejnych ofert publicznych. Środowisko jest oczywiście podzielone w oczekiwaniach, co do najbliższych trendów, ale jedno słyszy się wszędzie: „przetrzymać”. Pytanie tylko, ile spośród nich zgromadziło w okresie hossy zapasy finansowe, pozwalające przetrwać ten martwy okres.
_ Coraz częściej pojawiające się redukcje kosztów bieżących, redukcje etatów oraz rezygnacje z przyjętych prognoz finansowych wskazują wyraźnie, że „wojna” być może dopiero się zaczyna. Być może jest po jednej z bitew, ale wojna trwa _- uważa Jerzy Bednarek, prezes Morison Finansista Corporate Finance. Jego zdaniem czeka nas zapewne kilka, kilkanaście tygodni oddechu, a bardziej przecenione i płynne spółki staną się obiektem zainteresowania byków, co spowoduje wzrosty indeksów. Nie będzie to jednak oznaczać powrotu hossy, skutki kryzysu dopiero zaczynają się ujawniać.

_ Przedsiębiorstwa korygują prognozy, ograniczają zatrudnienie czy wręcz zwalniają pracowników _- mówi prezes Bednarek. W jego opinii niektóre branże w nadchodzącym 2009 r. bardzo silnie odczują skutki kryzysu.

Podobnego zdania jest Paweł Puterko z PROFESCAPITAL Sp. z o.o.:
_ Nie wykluczam, że bitwa się skończyła, ale nie mam takiej pewności. Jeśli bitwa się skończyła, to na razie straty nie są zbyt bolesne _ - zauważa Puterko. _ Owszem, znacząca część aktywów straciła na wartości, inwestorzy są dużo ostrożniejsi w selekcji projektów inwestycyjnych, rynek pierwotny zamarł, a wyniki spółek stanęły w niektórych sektorach pod znakiem zapytania. Z drugiej strony, moim zdaniem, system ciągle jest sprawny i czeka tylko na 2 – 3 miesięczną poprawę, aby znów być źródłem kapitału (a taka powinna być jego zasadniczą funkcja) _ - dodaje z przekonaniem.

Jak na razie wyniki firm (historyczne) ciągle są na ogół dobre, do tej pory nie zbankrutowała właściwie żadna spółka giełdowa, nikt nie sygnalizuje nawet poważniejszych kłopotów z płynnością. Sektor maklerski nadal trzyma się krzepko, nie słychać o zwolnieniach pracowników w tym biznesie, który jest barometrem rynku kapitałowego. Dlatego należy obserwować wydarzenia sprawdzając, czy jest już po wszystkim, czy czeka nas kolejna odsłona.

_ Sądzę, że niepewność będzie nam towarzyszyć przez najbliższe 2-3 kwartały, ale jeśli ktoś dziś zainwestuje i obstawi dobry kierunek rozwoju koniunktury, to wygra najwięcej _– przekonuje Puterko.

Niestety, wszystko wskazuje na to, że to nie koniec kłopotów a przed nami okres spowolnienia wzrostu gospodarczego i pogorszenia sytuacji samych spółek. Także w przekonaniu Doroty Ubysz, prezes Mobiltek SA, analityka SG Securities Polska SA i banku TD Securities Inc. wojna wciąż trwa. Jej zdaniem ocenianie obecnego krajobrazu to prognozowanie, jak sytuacja potoczy się dalej i w jaki sposób odbije się zarówno na sektorze finansowym, jak i na pozostałych segmentach gospodarki. _ Ponad wszelką wątpliwość bessa jest naturalnym następstwem hossy, a takie cykle koniunkturalne szacuje się w okresie 3 do 5 lat _ - mówi Ubysz.

Debiut do lodówki

_ Jestem przeciwnikiem interwencjonizmu państwowego. Jak pokazują codziennie polskie i światowe indeksy, nie spełnia on założonych celów, a jedynie może destrukcyjnie wpływać na mechanizmy samoregulacji _ - mówi Dorota Ubysz. Jej zdaniem można się teraz spodziewać redukcji wydatków w bankach i instytucjach finansowych, co odbije się na wynikach finansowych podmiotów z nimi związanych. _ Szczególnie znaczące będą cięcia na IT, co spółki z naszego sektora z pewnością boleśnie odczują. Jedynym sposobem zamortyzowania takich konsekwencji jest dywersyfikacja produktów i odbiorców, a zatem zwiększenie obrotu _ - dodaje.

Mobiltek, podobnie jak inne spółki wybierające się na giełdowy parkiet, zdecydował się przełożyć plany giełdowe do czasu ustabilizowania sytuacji na GPW. Jak podkreśla Ada Kluzek z CARDA Consultancy, w branży instytucji związanych z GPW nic nie wskazuje na rychłe odwrócenie trendu, dlatego odłożenie debiutu wydaje się być rozsądnym rozwiązaniem.

_ Naszym klientom doradzamy na ogół przekładanie ofert publicznych, pozostają jeszcze oferty prywatne, ale wyłącznie przy precyzyjnym zdefiniowaniu nowego akcjonariatu. Jednak wprowadzanie do obrotu publicznego pociąga za sobą nakłady finansowe i wymaga czasu. Często lepiej jest, aby zarząd spółki skupił się na działalności operacyjnej, a nie na spadkach notowań i implikacjach z tym związanych _- twierdzi Kluzek. _ Przy niskiej płynności na rynku alternatywnym już od kilku miesięcy obserwujemy wycofywanie się z deklaracji, którym towarzyszy obniżenie prognoz operacyjnych – bo zarządy liczyły na przypływ kapitału, skupiły się na przygotowywaniu ofert _ – dodaje. Jej zdaniem dywersyfikacja (produktów, usług, odbiorców, dostawców, źródeł finansowania) oraz obniżanie kosztów działalności to najbardziej właściwe elementy strategii rozwoju – zarówno dla instytucji z otoczenia giełdowego, jak i z pozostałych sektorów.

Państwowe tracą?

Za nami debiut spółki Enea - pierwszego z trzech państwowych koncernów. Jego pojawienie się na giełdowym parkiecie nie zachwyciło inwestorów – cena akcji spadła o 0,97 proc. Enea na sprzedaży ponad 103 mln akcji (liczba akcji oferowanych została zmniejszona ze 149) zarobiła ok. 2 mld zł. Na otwarciu notowań walory wyceniano na 15,6 zł, czyli o 1,3 proc. więcej, niż wynosiła ich cena w ofercie, ale ostatecznie na zamknięciu straciły do 15,25 zł.
_ Jeszcze przed debiutem informacje o zainteresowaniu akcjami inwestora branżowego, Vattenall, budziły optymizm. Jednak notowania w dniu debiutu udowodniły, że ogólna nieufność jest widoczna na całym rynku i inwestorzy są sceptyczni wobec każdego IPO _ – twierdzi Bednarek. _ Już prywatyzacja ZA Tarnów pokazała, że debiuty tego typu spółek nie muszą być udane. _

Tymczasem prezes GPW skorygował plany wprowadzenia 70 spółek na giełdę w 2008 r.; liczy, że „dociągnie” do 30. _ W kontekście wydarzeń z października, jego wypowiedź nie dziwi _ - zauważa Maryański.

Czas na zakupy?

Akcje należy kupować, kiedy są tanie, a nic temu bardziej nie sprzyja niż czas bessy. Oczywiście nie ma gwarancji, że wkrótce nie przyjdą kolejne spadki, więc nadarzy się jeszcze lepsza okazja do zakupów. Inwestorzy, którzy dziś zdecydują się na zakup akcji, muszą być przygotowani na taki rozwój sytuacji i muszą cierpliwie czekać na wzrosty.
_ W tym czarnym obrazie dostrzegam element pozytywny - mówi Wojciech Maryański - polscy inwestorzy detaliczni coraz lepiej rozumieją zasady gry. W tak wydawałoby się niesprzyjającym czasie domy maklerskie rejestrują wzrost liczby otwieranych rachunków maklerskich. Ceny akcji są bardzo niskie, sporo spółek jest wycenianych poniżej ich wartości księgowej, więc chwila do zakupów nie jest najgorsza. _

Agnieszka Grabuś
Rynek Kapitałowy

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)