Wrzenie na Bliskim Wschodzie - masakry w Libii; protesty w Maroku (synteza weekendowa)

21.02. Trypolis (PAP/AFP, Reruters, AP, EFE, Media) - Do dwustu, według szpitala w Bengazi, mogła wzrosnąć w ciągu ostatnich dwóch dni liczba śmiertelnych ofiar represji wobec...

21.02.2011 | aktual.: 21.02.2011 08:53

21.02. Trypolis (PAP/AFP, Reruters, AP, EFE, Media) - Do dwustu, według szpitala w Bengazi, mogła wzrosnąć w ciągu ostatnich dwóch dni liczba śmiertelnych ofiar represji wobec przeciwników reżimu Kadafiego w tym mieście na północy Libii. W w niedzielę fala demonstracji ogarnęła również Maroko.

Libijski przywódca Muammar Kadafi konsekwentnie realizuje zapowiedź, że "zdruzgocze" opozycję. W piątek w Bengazi, które stało się głównym ośrodkiem protestów przeciwko jego reżimowi, snajperzy otworzyli znienacka ogień do ludzi wychodzących z cmentarza po pogrzebie 35 ofiar represji, zabitych poprzedniego dnia.

Znowu zginęło kilkadziesiąt osób: niemal wszyscy mieli rany głowy lub klatki piersiowej.

"Strzelano do nas, aby zabić!" - mówią świadkowie, którzy przeżyli.

Do soboty źródła niezależne mówiły o ponad stu osobach zabitych w ciągu pierwszych pięciu dni wystąpień antyrządowych. W Libii nie ma niezależnej prasy, od soboty nie działa internet.

Lekarz w Bengazi powiedział w niedzielę agencji AP, że tylko do jego szpitala przywieziono w ostatnich dniach ciała co najmniej 200 zabitych demonstrantów.

Według ogłoszonego w niedzielę komunikatu Human Raghts Watch, od rozpoczęcia ruchu protestu przeciwko reżimowi Kadafiego zginęły co najmniej 173 osoby.

Coraz liczniejsze są doniesienia z Libii o zaobserwowanym tam ruchu wojsk libijskich w kierunku Bengazi i innych miast na wschodzie kraju, ogarniętym rewoltą. Podobno towarzyszą im najemnicy z Tunezji i obszarów subsaharyjskich.

Szef dyplomacji brytyjskiej William Hague przeprowadził w niedzielę rozmowę telefoniczną z Muammarem Kadafim. Wezwał go do podjęcia dialogu z przywódcami ruchu protestu oraz do rozpoczęcia reform.

Wrzenie w Afryce Północnej zaczyna obejmować względnie spokojne dotąd Maroko. Po raz pierwszy od styczniowych wydarzeń w Tunezji tunezyjski hymn demonstranci śpiewali w niedzielę również na ulicach stolicy Maroka - Rabatu - oraz Casablanki, Marrakeszu, Fezu i Tangeru.

W Rabacie dymisji rządu, uchwalenia nowej, demokratycznej konstytucji i odsunięcia od władzy kilku najbardziej znienawidzonych doradców króla Mohammeda VI domagało się przed parlamentem około 10 000 ludzi, którzy wypełnili szczelnie szeroką aleję Mohammeda V.

Drugie tyle ludzi demonstrowało w pozostałych miastach.

Policja oceniła, że było ich dziesięciokrotnie mniej.

Na rogatkach Rabatu policja zatrzymywała ludzi udających się na demonstracje i kazała im zawracać. Przebiegu protestów antyrządowych nie można było śledzić ani przez telewizję Al-Dżazira, której sygnał na czas demonstracji zablokowano, ani przez internet, który został wyłączony.

W stolicy Tunezji 4 tys. uczestników pokojowej demonstracji domagało się w niedzielę ustąpienia rządu tymczasowego, wyboru Zgromadzenia Konstytucyjnego i ustanowienia demokracji parlamentarnej.

Dzień wcześniej na ulicach Tunisu blisko 15 tys. osób demonstrowało przeciw tunezyjskim ruchom islamistycznym, apelując o tolerancję religijną w związku z zabójstwem polskiego salezjanina Marka Rybińskiego. Znaleziono go w piątek z podciętym gardłem w garażu prywatnej szkoły religijnej w podmiejskiej dzielnicy Tunisu, Manubie.

Zabójstwo, które władze przypisują "ekstremistom", zostało w sobotę ostro potępione przez rząd i najważniejsze ugrupowanie islamskie Tunezji, Partię Odrodzenia (Hizb an-Nahda).

Egipski przywódca opozycyjny, laureat Pokojowej Nagrody Nobla Mohamed ElBaradei, zapytany w niedzielę przez wielki madrycki dziennik "EL Pais", czy ma zaufanie do obecnego premiera Ahmeda Szafika, odpowiedział: "Nie. Żadnego. Musi odejść. Mianował go Mubarak i Szafik jest z nim związany. Był, jak Mubarak, szefem sił zbrojnych, to bratnie dusze. Trzy miliony Egipcjan, którzy wyszli w piątek na ulice, domagając się powołania nowego rządu, chcą nowych twarzy".

ElBaradei wypunktował w wywiadzie, czego władze kierowane przez Szafika nie zrobiły. Mówił o tym, że nie odwołano stanu wyjątkowego; wojskowi nic nie mówią na temat więźniów politycznych; nie wiadomo, co z ustawą, która pozwalałaby na rejestrację partii politycznych, bez których nie sposób przeprowadzić wolnych wyborów; na czele wszystkich mediów pozostają dotychczasowi ich szefowie.

"Ludzie zaczynają się obawiać, że rewolucja zostanie zatrzymana, a wojskowi ograniczą ją do zmian czysto kosmetycznych" - powiedział w wywiadzie ElBaradei.

W niedzielę rozpoczął podróż po Bliskim Wschodzie admirał Mike Mullen, który stoi na czele kolegium szefów sztabów USA. Odwiedzi on Arabię Saudyjską, Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Dżibuti i Kuwejt, gdzie spotka się z najwyższymi przedstawicielami władz, aby zapewnić o zaangażowaniu Stanów Zjednoczonych w utrzymanie stabilizacji w regionie.

Izrael uznał skutki przemian w Egipcie w postaci otwarcia po raz pierwszy od 1979 roku Kanału Sueskiego dla dwóch irańskich okrętów wojennych za "niezwykle poważne wydarzenie", jak to określił izraelski premier Benjamin Netanjahu. Zapowiedział, że w konsekwencji tego wydarzenia Izrael zmuszony będzie zwiększyć swe wydatki wojskowe.

Izrael poświęca obecnie na cele wojskowe 13 miliardów dolarów rocznie (7 proc. PKB). Do tego dochodzi 2,7 miliarda dolarów pomocy USA. (PAP)

ik/ mc/ asa/

Źródło artykułu:PAP
wydarzeniabliski wschódsynteza
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)