Panie z kół gospodyń wiejskich z gminy Czerwionka Leszczyny prezentują potrawy na wigilijny stół © Agencja Gazeta | Dominik Gajda

Wszystkiego tańszego!

Mateusz Ratajczak

Narzekać na drożyznę czy błysnąć elokwencją - to wybór, z którym zasiądziemy przy wigilijnym stole. Oto krótki przewodnik po tym, jak znaleźć balans pomiędzy jednym a drugim.

- Wiecie, dlaczego cukier taki drogi?

- Bo w Brazylii zimno!

- Dlaczego olej do smażenia tak podskoczył?

- Bo w Kanadzie upał!

- A mleko? Droższe, bo w Nowej Zelandii padało! I Chiny wykupują!

- A te ceny energii? Skandal! Widzieliście rachunki? To polska sprawka.

Nie ma wątpliwości - od rozmów o wszechobecnej drożyźnie nie uciekniemy przy świątecznym stole. Goście i gospodarze będą się irytować, bo rzeczywiście łatwiej byłoby wymienić te produkty spożywcze, których ceny akurat spadły. Szybko by poszło.

Dlaczego? To tylko jedna kategoria, która dodatkowo w Boże Narodzenie nie jest najistotniejsza - tańsza jest wieprzowina, która potaniała o 1 proc. w ciągu roku. Wymiana karpia na schabowego w poszukiwaniu oszczędności w grę nie wchodzi.

A niczym w "Opowieści wigilijnej" Charlesa Dickensa, inflacja - tak jak Ebenezer Scrooge - nie zna pojęć "szczodrość" lub "hojność". Żadne ciepło nie może ich ogrzać, żaden mróz oziębić. Nie ma wiatru bardziej gryzącego i śniegu padającego z większą wytrwałością. I siekący deszcz ulega błaganiom i prośbom.

Inflacja nie. Tak jak i Ebenezer Scrooge. Ten drugi, pod wpływem dobrych duchów się zmienił. Ta pierwsza na dobre duchy wciąż czeka.

Jego wysokość "król karp"

- W zasadzie w ciągu ostatnich dwóch dekad Polacy tylko trzy razy mogli powiedzieć, że święta nie są droższe od poprzednich. W pozostałych przypadkach stwierdzenie: jest drożej niż przed rokiem zawsze było prawdziwe - mówi Jakub Olipra, ekspert z banku Credit Agricole. I dodaje: - Sam wzrost cen to jedno, ale jego dynamika to druga sprawa.

A dynamika wzrostu cen to na dobrą sprawę wskaźnik, który najlepiej mówi, jak bardzo zmiana "boli" portfele Polaków.

Za kilka dni, czyli w kluczowym momencie przed świętami, ceny karpi będą 20-25 proc. wyższe niż w ubiegłym roku
Za kilka dni, czyli w kluczowym momencie przed świętami, ceny karpi będą 20-25 proc. wyższe niż w ubiegłym roku © East News | Piotr Kamionka/REPORTER

O tym finansowym bólu świątecznych rozmów może być więcej niż o sprawach sercowych i sugerowanych - zwykle przez najbliższych - szybkich małżeństwach i planach rodzinnych w najbliższym czasie. Z drugiej strony, zręczną ucieczką od każdego niewygodnego pytania natury bardziej osobistej, będzie właśnie stwierdzenie: to wszystko przez tę drożyznę!

Bo i dojazd na święta droższy. Benzyna poszła w górę o 34 proc., olej napędowy o prawie 37 proc., a gaz o ponad 53 proc. w stosunku listopad 2020 do listopada 2021. Wskaźniki za grudzień poznamy dopiero w styczniu.

Dwucyfrowe podwyżki dotyczą też energii. Prąd w rok podrożał blisko o 10 proc., gaz o 17,5 proc., a ceny opału podskoczyły o ponad 37 proc. Droższe jest więc dogrzewanie domowego ogniska, pieczenie i smażenie.

I tak np. smażona rybka w tym roku będzie wyjątkowo cenna. Droższa jest nie tylko ona sama, ale i oleje (lub masło) do jej smażenia. Żeby przerazić się kultowymi "paragonami grozy" nie trzeba już jechać do nadmorskich kurortów. Wystarczy iść do pobliskiego sklepu i zacząć działać w domowej smażalni.

- Dlaczego tak drogo? - rzucam z pretensją do sprzedawcy karpi.

Chyba nie jestem pierwszym, który zadaje to pytanie, bo facet emocjonalnie wyrzuca z siebie niewiele: - Panie, rozejrzyj się pan! Nie widzisz pan, co się dzieje?

Odpowiadać nie ma jednak zamiaru, tylko rzuca: "To co, ważyć?". Najwyraźniej negocjacji cenowych nie przewiduje.

Podejrzewam, że podobnie jest w sklepach rybnych w całym kraju, które właśnie na tony sprzedają karpie. Bo choć każdy region ma swoje specyficzne potrawy wigilijne, to karp pojawia się wszędzie. Dlatego o tego "króla" stołu bożonarodzeniowego pytam Zbigniewa Szczepańskiego z Towarzystwa Promocji Ryb "Pan Karp".

- Hodowla karpia, choć wydaje się tania i prosta, wymaga sporych nakładów. Karp od ikry do momentu sprzedaży rozwija się przez prawie trzy lata, w sumie około 30 miesięcy - tłumaczy Szczepański.

I nie jest tak, że staw wystarczy zarybić i można czekać na zyski. Na cenę ryby składa się nie tylko wynagrodzenie dla pracowników i utrzymanie stawów - w tym prace przy użyciu ciężkiego sprzętu budowlanego i paliwa.

Do niego trzeba doliczyć pokarm dla ryb, a i czasami koszt dzierżawy miejsca (nie zawsze stawy są prywatne, czasami należą do Skarbu Państwa). Najwięksi producenci zajmują stawami setki hektarów. Utrzymanie takiego obszaru też do tanich nie należy. I hodowca nie zrobi tego w pojedynkę.

I tak krok po kroku cena kilograma karpia wędruje w górę. W 2019 roku - jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego - było to około 16 zł. Dziś to bliżej 20 zł na kilogram żywego okazu. A im bardziej przygotowany jest karp - pocięty i zapakowany - tym oczywiście jest droższy.

I jak prognozuje Szczepański za kilka dni, czyli w kluczowych dniach przed świętami, ceny będą 20-25 proc. wyższe niż w ubiegłym roku.

Karp za drogi, to może inna rybka? Nic z tego. Również z danych GUS wynika, że cała kategoria "ryby i owoce morza" w ciągu roku zdrożała o około 6 proc. Gdyby więc ktoś chciał "króla" zastąpić śledziem, dorszem, pstrągiem lub morszczukiem, to i tak zapłaci więcej niż przed rokiem. Przed podwyżką w ten sposób nie ucieknie.

Zamiast więc narzekać - uważajmy na ości! - ile to zapłaciliśmy, lepiej błysnąć elokwencją i opowiedzieć o usmażonym bohaterze wigilijnego wieczoru.

Na przykład o tym, że karp w Polsce pojawił się w XII wieku za sprawą czeskich cystersów (o kopalni Turów i "złych Czechach" nie opowiadamy, bo to nie ta okazja), którzy hodowali je w przyklasztornych stawach.

Logiczne, bo ryba była idealnym daniem na czas postu, którego łamanie surowo karano. W sumie postny był niemal co drugi dzień w ciągu całego roku (łącznie 180 dni). I tak cystersi spod Milicza spowodowali, że w tym rejonie jest dziś karpiowe zagłębie Polski.

Gadatliwego wujka Staszka lub lubiącą rozmowy o świecie ciocię Grażynę może zainteresować fakt, że w Polsce mamy dziś blisko 10 tys. hodowców karpi, ale tylko tysiąc z nich to producenci profesjonalni. Reszta to przydomowe hodowle, które służą do wykarmienia siebie lub ewentualnie jeszcze sąsiadów. Tych bardziej lubianych.

- Karp masowo na stoły wrócił w czasach PRL i przez to do dziś ma "PRL-owską gębę", która z prawdą ma niewiele wspólnego. Popularność ryby po wojnie spowodowana była tym, że była jedną z nielicznych łatwo dostępnych. Flota bałtycka po wojnach wymagała odbudowania i o rybach morskich można było zapomnieć.

- Łatwiej było zarybiać stawy i to dlatego karp stała się symbolem świąt. I tak jest do dziś - puentuje Zbigniew Szymański.

A tych, którzy mówią o "mułowatości karpia", postawiłby w rzędzie wrogów tej ryby.

- Jeszcze się wszyscy przekonają, ile znaczy polski karp. Im mniej ryb w morzach i oceanach, im gorzej są hodowane, tym więcej będzie wielbicieli karpia. Dobre lata jeszcze przed nami - mówi.

Choć przyznaje wprost, że dobrych lat mogą nie doczekać wszystkie przedsiębiorstwa. Hodowcy z lat 70. właśnie odchodzą na emeryturę. I do karpia, jak do roli, młodych nie sposób przekonać.

Opowieść opowieścią, ale od karpiowych cen całkowicie nie uciekniemy. To dlatego, że zanim ryba wyląduje na talerzu, musi trafić do mąki, panierki i na patelnię. I tu znów są cenowe schody - mąka droższa (o 8,7 proc.), pieczywo też w górę (o 12,4 proc.), a olej i tłuszcze podskoczyły o 16 proc. Smażenie na maśle też niewiele pomoże. Droższe o 11,6 proc.

Na osłodę nie pomoże cukier. Też droższy o 19 proc. Do cukru i słodyczy wrócimy jednak nieco później. Na razie możemy błyszczeć wiedzą z kolejnych dziedzin. I cenowych historii.

Kanadyjski trop

Cenową katastrofę olejową (w zasadzie większości produktów oleistych i tłuszczy) mamy w Polsce przez Kanadę. To nie problemy z brakiem rzepaku w Polsce odbijają się na półkowej cenie oleju kujawskiego, wielkopolskiego, polskiego, beskidzkiego lub każdego innego rzepakowego, który wybierzemy w najbliższych dniach.

Co Kanada ma do Polski? Ekstremalne upały przypaliły blisko 90 proc. terenów do upraw pszenicy, jęczmienia i rzepaku w Kanadzie. A to właśnie ten kraj - choć u nas mało kto się tym pewnie zainteresował - jest jednym z największych producentów zbóż (2/3 światowej produkcji pochodzi właśnie z Ameryki Północnej).

I choć kanadyjski rzepak wcale do Polski nie musiał trafiać, to wystarczyła fatalna pogoda 7 tys. kilometrów od nas, by ceny poszybowały w górę. Bo tak właśnie działa skomplikowany i połączony świat.

W tym roku warunki pogodowe w Kanadzie były dla upraw dramatyczne. Jak bardzo? W miejscowości Lytton padł wieloletni rekord temperatur - ponad 49,6 stopni Celsjusza. Meriel Barber, mieszkanka Lytton, opowiadała w rozmowie z brytyjską telewizją BBC: - Wstawałam o 4 nad ranem, by zrobić cokolwiek poza domem, bo później było to już niemożliwe.

Uprawa rzepaku w Kanadzie. W tym roku na tamtejszych plantatorów spadły chyba wszystkie "plagi egipskie"
Uprawa rzepaku w Kanadzie. W tym roku na tamtejszych plantatorów spadły chyba wszystkie "plagi egipskie" © East News | Dave Reede

Krótko potem Lytton spłonęło. To pokazuje, jak ekstremalna była pogoda w Kanadzie. W oczywisty sposób takie warunki ograniczyły możliwości produkcji kanadyjskich rolników. Plony nie rosły, a wyzwaniem była nawet dostępność siana dla zwierząt.

Efekt? Kanadyjscy rolnicy wyprodukowali w tym roku (to wciąż szacunki) o około 20 milionów ton zbóż mniej niż rok wcześniej. Taki towar zapełniłby około 800 tys. TIR-ów lub wymagał około 20 transportów jednym z największych kontenerowców na świecie (i to z wypełnionymi po brzegi kontenerami). Dużo? Dużo.

I to rozpoczęło efekt domina. Drogie zboża w kanadyjskich portach, to drogie zboża na europejskich giełdach i u innych dostawców (np. na Ukrainie, skąd Unia Europejska ściąga rok w rok tony zboża, a część spławiana jest Dnieprem do portów i wyrusza dalej w świat).

W przypadku cen zboża jest jeszcze jeden czynnik pchający ceny w górę. Im droższe są klasyczne paliwa, tym gorzej. I wcale nie chodzi tylko o zużycie paliw w maszynach rolniczych. Zwiększa się też zapotrzebowanie na biopaliwa. A spora część plonów nie musi być przerabiana na olej czy śrut wykorzystywany przy karmieniu hodowli zwierząt. Może stać się lepszym źródłem zarobku.

- Im większe zawirowania są na rynku ropy naftowej, tym więcej chętnych do wykorzystania roślin oleistych w inny sposób - wyjaśnia ponownie Jakub Olipra z Credit Agricole. I to cała tajemnica, dlaczego cena rzepaku w ciągu roku, do końca listopada, urosła o 80 proc.

Tu warto jednak powtórzyć: sytuacja na międzynarodowych rynkach to tylko jeden czynnik ciągnący ceny w górę. W każdym przypadku swoje dokłada to samo trio czynników z Polski. To presja płacowa (na podwyżkę wynagrodzeń), koszt energii oraz koszt paliw. Od paliw droższych o 36 proc. (listopad 2020 do listopada 2021 roku) i energii o 13 proc. nie sposób uciec w cenach produktów. A rosnąca cena gazu - 17,5 proc. w skali roku - wpływa na rynek nawozów. Im tam drożej, tym większej zapłaty będą oczekiwać rolnicy i producenci.

W sobotę prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę antyinflacyjną, która w założeniu ma obniżyć ceny paliw i energii w pierwszym kwartale przyszłego roku. O tym, jak wytrzymała jest tarcza, można przeczytać tutaj.

"Kiwi" winni cenom nabiału

A warto dodać, że zawirowania na rynku zbóż to nie tylko drogi olej, ale też mąka (i jej wypieki) oraz mięso. Drogi rzepak to drogi śrut rzepakowy, który jest źródłem białka w wielu hodowlach.

Numerem jeden drożyzny w żywności jest drób, który kosztuje prawie 24 proc. więcej niż w analogicznym okresie poprzedniego roku. I tu znów "podziękowania" możemy wysyłać w różne strony świata. Choć świąteczna kartka może mieć też adresatów w Polsce.

Od miesięcy producenci drobiu i jaj (te podrożały o 10 proc.) walczą z ptasią grypą. Ta dziesiątkuje stada, a to odbija się na cenach. Giną nie tylko polskie kurczaki, ale również duńskie indyki i niemieckie gęsi. Francuzi muszą przez wirusa zabijać za to kury nioski. I tak spirala cenowa znów się nakręca.

Statystyczny Polak zjada w ciągu roku około 30 kilogramów drobiu. Może albo płacić więcej, albo zredukować spożycie o 7 kilogramów. I wtedy płacić wciąż tyle samo, choć jeść mniej.

Mleko i produkty mleczne? Również droższe. W tej chwili na ich ceny wpływa… sytuacja w Nowej Zelandii.

To największy na świecie eksporter produktów mlecznych, który cierpi przez problemy pogodowe. O ile w Kanadzie prażyło, to u "Kiwi" zbyt często pada. - Rolnictwo lubi równowagę, a tej nie było - ocenia Jakub Olipra. W tym przypadku różnica cenowa to około 6 proc. w ciągu roku.

W tym jednak - mleko 6,6 proc., jogurty, śmietana i napoje mleczne 5,6 proc., a sery i twarogi 6 proc. Oczywiście wszystko w górę.

Do wzrostu cen mleka, sera i masła swoje trzy grosze wtrącili również Chińczycy. Sami nie są w stanie wyprodukować odpowiedniej ilości, więc importują. I pod tym względem są numerem jeden. Polscy producenci na tym zyskują (my jednak tracimy), bo Chiny są zaraz po Czechach i Niemczech na liście krajów, do których wysyłamy najwięcej produktów mleczarskich.

O chiński rynek walczą jednak ze sobą głównie Australijczycy, Nowozelandczycy i Amerykanie - europejskie firmy zwykle miewają problem z przebiciem konkurencyjnej oferty. I tylko obserwują zmiany cen.

Brazylijczyków zmroziło, a my zapłakaliśmy

Wrócę do cukru, który miał coś posłodzić, a nie osłodzi - on też znajduje się na liście drożejących produktów. Zdrożał o ponad 19 proc. - a to dlatego, że jego ceny na rynkach światowych rosną, więc analogicznie dzieje się w Polsce. Tym razem niewinna jest Kanada i Nowa Zelandia, a Brazylii.

To największy eksporter tego produktu, ale tym razem plantacjom zaszkodził nie upał, tylko przymrozki, które uszkodziły plony.

Na światowe ceny ma wpływ też to, jak sytuacja wygląda w Indiach i Tajlandii, które są również w "cukrowej" czołówce. Im gorzej tam, tym więcej Polacy płacą w sklepach.

I znów - polski cukier nie pochodzi z trzciny cukrowej, a buraka cukrowego, ale dla międzynarodowych rynków nie ma to większego znaczenia.

Jednocześnie warto dodać, że trzcinę cukrową - wykorzystywaną w Brazylii, Indiach i Tajlandii - można przerobić albo na cukier, albo na bioetanol. I choć to może zaskakiwać, to od lat notowania cukru powiązane są z notowaniami ropy naftowej. Jednocześnie od dwóch lat na rynku jest deficyt, czyli zapotrzebowanie zdecydowanie przewyższa możliwości produkcyjne.

Życzę wszystkim i sobie zdrowych, spokojnych i tańszych świąt. A prezenty pod choinką warto docenić podwójnie. Odzież? Droższa niż przed rokiem. Obuwie? Droższe niż przed rokiem. Wyposażenie domu? Też. Warto być wdzięcznym za każdy.

Tylko żarty wujka wciąż pozostają bezcenne i nie drożeją.

Źródło artykułu:

Wybrane dla Ciebie

Tańsze sanatorium. Nowe stawki już od października
Tańsze sanatorium. Nowe stawki już od października
Seniorka zostawiła pieniądze pod śmietnikiem. Straciła oszczędności
Seniorka zostawiła pieniądze pod śmietnikiem. Straciła oszczędności
Nowa usługa w popularnej sieci. Ma być dostępna w każdym sklepie
Nowa usługa w popularnej sieci. Ma być dostępna w każdym sklepie
Zabytek oddany za złotówkę i odkupiony za miliony. Historia wieży z Mazur
Zabytek oddany za złotówkę i odkupiony za miliony. Historia wieży z Mazur
Rok się nie skończył, a limit na ścieki tak. Kłopot pod Poznaniem
Rok się nie skończył, a limit na ścieki tak. Kłopot pod Poznaniem
Zapłacił za węgiel. Sklep nagle zniknął. Policja ostrzega
Zapłacił za węgiel. Sklep nagle zniknął. Policja ostrzega
Czy do łosi będzie można strzelać? Resort rolnictwa komentuje
Czy do łosi będzie można strzelać? Resort rolnictwa komentuje
Tony truskawek z Egiptu z zakazem wjazdu. Oto co wykryły służby
Tony truskawek z Egiptu z zakazem wjazdu. Oto co wykryły służby
Koniec sporu o kebaba. Turcy wycofali wniosek z UE
Koniec sporu o kebaba. Turcy wycofali wniosek z UE
Skarbówka wyprzedaje auta. Wśród nich kultowa toyota za 8 tys. zł
Skarbówka wyprzedaje auta. Wśród nich kultowa toyota za 8 tys. zł
Pierwszy taki autobus na cmentarzu. To pomysł Polaków
Pierwszy taki autobus na cmentarzu. To pomysł Polaków
Przemyt warty 76 tys. zł. Oto co znaleźli w przesyłkach kurierskich
Przemyt warty 76 tys. zł. Oto co znaleźli w przesyłkach kurierskich