Wyrzucona z pracy po interwencji Lecha Kaczyńskiego?

Przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Śródmieścia toczyła się w poniedziałek kolejna rozprawa w procesie odszkodowanie, jakiego żąda od Szpitala Bielańskiego pielęgniarka. Uważa, że została zwolniona z pracy z inspiracji Lecha Kaczyńskiego.

23.01.2006 14:10

Przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Śródmieścia toczyła się w poniedziałek kolejna rozprawa w procesie odszkodowanie, jakiego żąda od Szpitala Bielańskiego pielęgniarka. Uważa, że została zwolniona z pracy z inspiracji Lecha Kaczyńskiego.

Maria Machera domaga się 5 tys. zł odszkodowania i przywrócenia do pracy. Została zwolniona w lipcu 2003 r., po tym gdy do Szpitala Bielańskiego przyjęto znajomą ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego.

Jej zdaniem Kaczyński, który przyjechał do szpitala zaniepokojony stanem zdrowia znajomej, głośno domagał się od personelu szpitala natychmiastowego wezwania lekarza, wyrażał niezadowolenie z niezapewnienia znajomej właściwej opieki. Machera zwróciła mu uwagę. Miała powiedzieć, że "dziwi się, iż taki człowiek jak on zachowuje się w ten sposób". Według jej relacji prezydent zagroził wtedy zwolnieniem jej z pracy - stało się tak kilka dni później.

Dyrekcja szpitala zaprzecza, by zwolniła pielęgniarkę na polecenie prezydenta.

Jako świadek w procesie zeznawała m.in. jedna z pielęgniarek, które pełniły dyżur razem z Macherą. Powiedziała przed sądem, że prezydent Warszawy był "nadmiernie pobudzony" i mówił podniesionym głosem, a do pielęgniarek zwracał się "bezosobowo i w formie rozkazów". Według niej Kaczyński miał powiedzieć do Machery: _ Praca się pani znudziła? Zapamięta pani ten dzień do końca życia _.

_ Powiedział też coś w rodzaju: "Od jutra tu nie pracujecie". Nie zapamiętałam dosłownie, ale taki był sens jego wypowiedzi _ - zeznała.

Sąd przesłuchał też w poniedziałek znajomą prezydenta, która razem z nim przyjechała do szpitala do chorej koleżanki. Zeznała ona, że chora krzyknęła "zabierzcie mnie stąd". _ Przykładała do rany zakrwawiony ręcznik. Pomagała jej inna pacjentka, starsza osoba, podczas gdy trzy pielęgniarki stały na korytarzu _ - powiedziała przed sądem.

Według jej zeznań Machera mówiła do Kaczyńskiego "bardzo niemiłym, agresywnym tonem". Zapytać miała: _ Co pan, nie zna życia? Co pan sobie wyobraża? _. Kobieta nie pamiętała, jaka była reakcja prezydenta, ale według niej "na pewno był zdenerwowany".

Machera dopuszcza możliwość ugodowego załatwienia sprawy, jeśli szpital wypłaci jej 3 tys. zł - tyle zarobiłaby do momentu wygaśnięcia umowy o pracę, gdyby nie została zwolniona. Jeśli do ugody nie dojdzie, prawdopodobnie prezydent Lech Kaczyński zostanie wezwany do sądu w charakterze świadka.

Źródło artykułu:PAP
szpitalwarszawapielęgniarka
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)