Wysokie ceny energii odbiją się na całej gospodarce. "Szantaż energetyczny Rosji trwa"
W obliczu rosyjskiej agresji na Ukrainę trzeba spodziewać się wzrostu cen energii - zapowiada Mateusz Walewski, główny ekonomista Banku Gospodarstwa Krajowego. - Cała Europa w trybie natychmiastowym musi przestawić się import surowców spoza Rosji. Widzimy, jak bardzo niebezpieczne okazało się uzależnienie od rosyjskich dostawców - dodaje.
24.02.2022 | aktual.: 24.02.2022 14:55
- Należy spodziewać się wprowadzenia przez UE najwyższych sankcji. Najważniejszą sprawą jest dotkliwe podniesienie kosztów wojny dla prezydenta Putina - ocenia ekspert BGK w rozmowie z PAP.
Ceny energii będą jeszcze wyższe
- Szantaż energetyczny Rosji trwa, odkąd ma ona realny wpływ na wzrosty energii w Europie. Bywa on mniej lub bardziej ostry, ale teraz niewątpliwie ceny energii skoczą w górę - zaznaczył Walewski. - W momencie gdy bomby spadają na Ukrainę, trudno wyrokować, jakie inne kroki podejmie Rosja przeciwko rynkom europejskim - dodał.
W ocenie głównego ekonomisty BGK obserwowane już momentalne spadki giełd europejskich, a także wzrost cen złota i bezpiecznych walut, takich jak frank szwajcarski, są oczywistą reakcją na rosyjską agresję na Ukrainę.
- Rząd polski musi się przygotować na przyjęcie uchodźców z Ukrainy. To są najbardziej podstawowe rzeczy, które musimy zrobić. Po drugie, cała Europa w trybie natychmiastowym musi przestawić się import surowców spoza Rosji. Nie wiadomo, jak długo ten kierunek będzie odcięty. Widzimy, jak bardzo niebezpieczne okazało się uzależnienie od rosyjskich dostawców - zaznaczył Walewski.
Odczuje to cała gospodarka
- Nie wiem, czy obecna sytuacja będzie impulsem do przeorientowania polskiej polityki energetycznej - powiedział. - Nawet jeśli nie będzie przerw w dostawach, to wszystkie sektory polskiej gospodarki odczują kryzys wywołany rosnącymi cenami energii - zaznaczył ekonomista.
W czwartek rano wojska rosyjskie przekroczyły granice Ukrainy od północy, wschodu i południa - przekazały ukraińskie władze. Wkroczenie wojsk poprzedził atak artyleryjski; ukraińscy żołnierze robią wszystko, by zatrzymać wroga - dodano. Ostrzelano większość oddziałów straży granicznej w obwodach ługańskim, sumskim, charkowskim, czernihowskim i żytomierskim. Wybuchy słychać było także w stolicy Ukrainy, Kijowie.
W graniczącym z Polską obwodzie lwowskim na zachodzie Ukrainy zaatakowane zostały trzy obiekty wojskowe w Kamionce Bużańskiej, Kalinowie Nowym i Brodach - poinformował szef administracji tego regionu Maksym Kozycki. Wzmocniono ochronę lotniska i innych obiektów infrastruktury krytycznej; nie odnotowano ofiar śmiertelnych tych nalotów. Do wybuchów doszło też w Łucku w obwodzie wołyńskim, w Odessie i w Zaporożu.
Rosja zaatakowała ponad 30 obiektów cywilnej i wojskowej infrastruktury na Ukrainie – poinformował sztab generalny ukraińskich sił zbrojnych. Jak dodano, jest to stan na godz. 13 (12 czasu polskiego).
Czytaj też: Wojna na Ukrainie. W Kijowie zakorkowane ulice, kolejki na stacjach, ludzie wykupują żywność
Gaz z Rosji nie będzie Polsce potrzebny?
W 2023 roku nie będzie już obowiązywał długoterminowy kontrakt na dostawy błękitnego paliwa z Gazpromem. Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, tłumaczył niedawno, że Polska będzie kupowała gaz skroplony ze Stanów Zjednoczonych, a wkrótce ruszy też nowy rurociąg, za pomocą którego surowiec do Polski dostarczą Norwegowie.
Pojemność magazynów gazu w Polsce to ponad 3 mld m sześc. - Te kontrakty na dostawy skroplonego gazu LNG (z USA - przyp. red.) w tej chwili wydają się ze wszech miar korzystne. I one są i będą w najbliższych latach elementem dającym Polsce bezpieczeństwo dostaw tego surowca. Podobnie jak Baltic Pipe, gazociąg z Norwegii, który w tym roku będzie gotowy - mówił w poniedziałek Piotr Naimski w Telewizji Republika.
Dodał też, że kryzys energetyczny, jaki panuje w Europie, a który w dużej mierze wynika z niewystarczających dostaw z Rosji, spowodował, że obłożenie w zachodnich gazoportach jest większe niż kilka miesięcy temu. Odbiorcy szukają bowiem dostaw np. z USA i Kataru. - Wydaje się, że w Europie można zastąpić dostawy z Rosji właśnie dostawami z innych kierunków - ocenił.