Za ile napiszą pracę magisterską
Już za tysiąc złotych można kupić pracę magisterską. W Internecie aż roi się od ogłoszeń. W ten sposób dorabiają studenci, ale też nauczyciele i naukowcy.
Już za tysiąc złotych można kupić pracę magisterską. W Internecie aż roi się od ogłoszeń. W ten sposób dorabiają studenci, nauczyciele i naukowcy. Wielu z nich nawet z tym się nie kryje. Bo cena zależy też od tego, kto pracę napisze.
Ceny wahają się od kilkuset do nawet kilkunastu tysięcy złotych. Wszystko zależy od tego, czy chodzi o referat, pracę licencjacką czy magisterską. Koszty są uzależnione od problematyki pracy (humanistyczne są tańsze). Od kiedy uczelnie bardziej walczą z plagiatami, na „rynku” pojawili się "wykonawcy", którzy napiszą unikalne prace od początku do końca i nie skopiują ani akapitu. Co więcej, przeprowadzą badania, posłużą się literaturą lub nawet wybiorą się do biblioteki. Po wpłaceniu zaliczki, w wyznaczonym terminie, "wykonawca" przesyła kolejne rozdziały. Opisuje też, co będzie w kolejnych, aby student lub uczeń miał o czym dyskutować z promotorem lub nauczycielem.
"Wykonawca", który pisze dla studenta (lub ucznia) jest z nim w stałym kontakcie. Uwzględnia też uwagi i poprawki promotora.
Ogłoszenia o sprzedaży prac można znaleźć nawet na uczelnianych tablicach ogłoszeń czy w portalach szkół wyższych. Działają też całe „firmy”, składające się z kilku osób. Mogą przygotować kilka prac miesięcznie (również o niższej randze – np. w grę tu wchodzą również referaty, rozprawki, opowiadania zadane przez nauczycieli) i zarobić łącznie ok. 10 tys. zł.
Odpisaliśmy na oferty zamieszczone w jednym z serwisów ogłoszeniowych. Podszyliśmy się pod studenta politologii, który chciałby kupić pracę magisterską. Napisaliśmy w mailu, że praca ma dotyczyć konfliktów w XX wieku, ale nie sprecyzowaliśmy tematu. Jeden z „wykonawców”, który w ogłoszeniu napisał, że specjalizuje się w tematach historycznych i politycznych, zaproponował, że może napisać o Indiach (za 2,8 tys. zł) albo o Izraelu (3 tys. zł – bo „jest uboższa literatura”), temat jeszcze zostanie sprecyzowany. Dodał, że właśnie robi doktorat na politologii. Gwarantuje, że praca będzie niepowtarzalna, będzie miała najwyższą jakość i zostanie napisana w oparciu o ciekawą, zagraniczną literaturę. Stwierdził, że cena może jest wysoka, ale praca będzie wysoko oceniona. Inny „wykonawca” napisał, że pracę napisze za tysiąc złotych, no chyba że „dojdą jakieś dodatkowe koszty”. Co to znaczy?
„Promotor się czasem czepia, chce to, czy tamto poprawić – napisał nam w mailu „wykonawca”. - Ja te wszystkie poprawki, co on chce, wprowadzę. Ty nic nie musisz przy niej robić. Tylko sobie przed obroną przeczytasz. Chcę za całość tysiaka, ale jak będzie dużo poprawiania, no to wiadomo - więcej pracy, to cena wzrośnie. To nie będzie żaden plagiat, żadnego zżynania, to masz gwarantowane”.
Ten „wykonawca” nie chciał się przyznać, czym zajmuje się zawodowo. Nie jest tajemnicą, że w ten sposób dorabiają nauczyciele. Niektórzy nie kryją tego w swoich anonsach: „Nauczyciel chemii, pracuje w ogólniaku, napisze pracę inżynierską, cena do negocjacji, wszystkie tematy”, „ Dorabiam pisząc prace i tłumaczenia, jestem po filologii angielskiej, tematy tylko z szeroko pojętej humanistyki, również dla uczniów, ceny bardzo atrakcyjne.” Zdarza się, że „wykonawcy” w ogłoszeniach niezgodnie z prawdą piszą, że mają stopień naukowy – bo mogą wówczas zażądać wyższą cenę.
Proceder zatacza szersze kręgi, bo jest ogromny popyt na prace. Dlaczego studenci nie piszą sami? Oczywiście zdarzają się leniwi żacy z kontem uzupełnianym systematycznie przez zamożnych rodziców, ale najczęściej powodem jest zapracowanie. Studenci nie mają czasu na pisanie swoich prac dyplomowych. Wielu z nich twierdzi, że ślęczenie w bibliotece im się nie opłaca - w tym czasie wolą zarabiać lub nabywać doświadczenie.
- Nawet chciałbym sam pisać magisterkę, mam temat, który mnie interesuje, ale pracuję w agencji ubezpieczeniowej i muszę być dyspozycyjny. Wiem, że doświadczenie i dobra opinia w firmie jest najważniejsza. Sama magisterka nie da mi pracy. Szkoda czasu, jak można zarabiać. Gdy szukasz pracy, szef patrzy na doświadczenie, a nie na to, na jaką ocenę się obroniłeś - mówi student zarządzania z Pomorza, który opowiedział nam o procederze.
Co na to profesorowie? Wielu z nich w ogóle nie chce na ten temat rozmawiać. Inni twierdzą, że jeśli praca nie jest plagiatem, to trudno udowodnić, że nie ich podopieczny ją napisał. Najczęściej jednak przyznają, że o kupowaniu prac nie słyszeli albo że jest to możliwe tylko na słabszych uczelniach.
(toy)