Zafałszowana frekwencja wyborcza. Odkryłem tajemnicę Zębowic© WP.PL

Zafałszowana frekwencja wyborcza. Odkryłem tajemnicę Zębowic

Jakub Ceglarz
26 października 2019

Interesuje ich trzynasta emerytura i 500+. Właśnie w tej kolejności. Loty Kuchcińskiego i kamienica Banasia to sprawy z kosmosu. I jeszcze jedno. Zębowice wybaczyły Kaczyńskiemu "ukrytą opcję niemiecką”.

- Daj pan spokój, nie ruszam polityki, więc nie głosowałem. Nie tykaj g…a, to nie będzie śmierdzieć - mężczyzna siedzących przed Lewiatanem w Zębowicach wali prosto z mostu.

"No, to jestem w domu" – przemknęło mi przez głowę, bo co tu ukrywać, takiej mniej więcej odpowiedzi się spodziewałem. Przyjechałem sprawdzić, dlaczego właśnie tutaj frekwencja wyborcza jest najniższa w kraju.

Jeszcze dla zasady staram się go przekonać, że jest w błędzie.

- To może właśnie warto pójść na wybory, żeby coś zmienić?

- Chłopie, a co mój jeden głos zmieni? Nic.

Wyciągam asa z rękawa i podaję mu przykład Koszalina, w którym 320 głosów zadecydowało o większości opozycji w Senacie.

- Widzi pan, każdy głos jest ważny.

Odpowiedzią jest uśmiech od ucha do ucha. Gdy już odchodzę, pan Roman rzuca: - A zresztą ja nie jestem stąd. W odwiedziny przyjechałem. W sąsiedniej gminie mieszkam.

Niezrażony, idę dalej pogłębić swoją wiedzę, dlaczego zębowiczanie nie uczestniczą w "święcie demokracji".

Wieś jakich wiele

Zębowice to gmina wiejska na Śląsku Opolskim. Niedaleko stąd do Opola, ale blisko również do leżącej w Śląskim Częstochowy albo do łódzkiego Wielunia.

W sumie wieś, jakich w kraju wiele, tyle że może nieco większa od przeciętnej. Pod względem udziału w PIT na jednego mieszkańca (795 zł), czyli w statystyce pokazującej zamożność zębowiczan - zajmuje około 2200 miejsce na 2500 gmin. Bogato więc tu nie jest. Przynajmniej w teorii.

Specjalnej biedy na ulicach jednak nie widać. Jest ośrodek zdrowia, kilka sklepów, piekarnia i fryzjer, co jak na wioskę nie jest już takie oczywiste. Budynki zazwyczaj nowe lub po generalnym remoncie. Mają tu również bibliotekę i coś na kształt świetlicy, nazwanej "Domem Spotkań". Nieco dalej dwa budynki szkoły podstawowej i przedszkole.

No i oczywiście urząd gminy, bo Zębowice to siedziba samorządu, gdzie na co dzień urzęduje wójt.

W centralnym miejscu nad wsią góruje imponujący kościół. Zadbany, monumentalny wręcz. Wokół niego krząta się kilka pań z kwiatami jednej ręce i narzędziami ogrodniczymi w drugiej.

Bociany zakłamują frekwencję

Według danych Państwowej Komisji Wyborczej mieszkańcy oddali w sumie równe 1000 głosów, choć uprawnionych do głosowania jest 3,5 tysiąca.

34,96 proc. frekwencji przy ogólnokrajowych 61 procentach to wynik co najmniej blady. Podobnie było 4 lata temu czy w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Każdego napotkanego pytam, z czego to może wynikać.

- Wie pan, teoretycznie w gminie mieszka 3,5 tysiąca ludzi. Ale w praktyce znacznie mniej - mówi mi pan Gerard, którego spotykam przed pizzerią.

- Ja ich nazywam bocianami. Przylatują do nas tylko na lato, a jak ciepło się skończy, to wylatują – żartuje pani Dorota, która przyłącza się do dyskusji.
Chodzi jej o mieszkańców, którzy są zameldowani we wsi, ale od wielu lat mieszkają za granicą.

Euro płynie na Opolszczyznę

- Mamy tu takich setki. Mieszkają głównie w Niemczech. Pojawiają się, jak nie trzeba ogrzewać chałupy. A jesienią, jak są wybory, nie chce im się przyjechać - mówi pani Dorota.

Kiedy więc wielu Polaków z wypiekami na twarzy wyczekiwało w niedzielny wieczór wyników wyborów, niektórzy mieszkańcy Zębowic prawdopodobnie siedzieli przed telewizorami w Stuttgarcie, Lubece, Hamburgu czy Monachium. I oglądali kolejne odcinki najpopularniejszych niemieckich seriali lub przemówienia Angeli Merkel.

A w poniedziałek zrobili przelew w euro dla rodziny w Polsce.

Moi rozmówcy podkreślają, że wielu emigrantów wciąż wspomaga finansowo rodziny, które zostały na Opolszczyźnie. Gminne dane dotyczące zamożności mieszkańców mogą nieco różnić się od rzeczywistości. W danych z PIT przelewów od rodziny z Niemiec nie znajdziemy.

Wracamy jednak na ulice Zębowic. Moja rozmówczyni, pani Dorota szybko zaznacza, że ona i mąż głosowali. Tak samo, jak spotkana kilkadziesiąt metrów dalej pani Patrycja. Głosowała też fryzjerka.

- I ja też na wyborach byłam – spod suszarki wystawia głowę kobieta z papilotami we włosach.

Starsza pani robiąca zakupy również oddała głos. Podobnie mężczyzna sprzedający warzywa z samochodu, dwie kobiety zmierzające do banku i rowerzysta w średnim wieku.

Okazuje się, że tylko pan Roman - ten, z którym rozmawiałem jako pierwszym - nie wierzył w siłę swojego głosu.

Choć nie, na wyborach nie pojawił się też pan Stanisław, który siedział w samochodzie przed ośrodkiem zdrowia.

- Pewnie bym się wybrał, ale mam olbrzymie problemy z poruszaniem i nie miałem wtedy jak dojechać do lokalu - zastrzega. Na tylnym siedzeniu dostrzegam dwie sfatygowane kule ortopedyczne.

- Mój sąsiad nie poszedł na wybory – pani dźwigająca siatki z zakupami konspiracyjnie ścisza głos. - Nie zagłosował, bo jego synowi zabrali refundację jakiegoś leku odczulającego. Wkurzył się i powiedział, że w takim razie w ogóle nie pójdzie głosować.

To jednak wyjątki, bo rozmawiałem z kilkudziesięcioma osobami, a większość z nich oddała głos, spełniając swój obywatelski obowiązek.

I każda z nich, jako powód słabego wyniku wskazywała na olbrzymią emigrację mieszkańców na Zachód. Właśnie Niemcy okazali się tu kluczem do rozwikłania zagadki, która sprowadziła mnie do Zębowic.

Niemieckie wpływy

Jestem w sklepie z kwiatami i zniczami koło cmentarza. Klientka próbuje złożyć reklamację - opowiada coś o zepsutej lampce na baterie, którą kupiła tu kilka dni wcześniej.

Jej język ma typowo śląską melodię. Mówi, że "da jej złotówka". Nie "złotówkę". Wplata też niemieckie wyrazy. Dostrzegam, że ekspedientka nie do końca ją rozumie - jak się później dowiedziałem, pochodzi z Kluczborka i pracowała w sklepie w zastępstwie.

Wtedy przypominam sobie, że przy wjeździe do Zębowic moją uwagę przykuła tablica, na której nazwę miasta zapisano w dwóch językach - polskim i niemieckim. Niby nic nadzwyczajnego, bo w tym regionie to normalne i wiadomo o tym nie od dziś.

W kontekście frekwencji wyborczej może to mieć znaczenie. Dowiaduję się o tym w pobliskim spożywczaku.

- Wie pan, to nie jest tak, że ci ludzie wyjechali stąd w zeszłym roku. To jest kwestia pokoleniowa - tłumaczy ekspedientka.

Najwięcej mieszkańców gminy wyemigrowało do Niemiec jeszcze w latach 80. i wczesnych 90. Ze względu na historyczne zaszłości, choćby przesiedlenia po II Wojnie Światowej, wielu z nich ma nie tylko niemieckie korzenie, ale również paszporty.

- Wtedy z niemieckim dokumentem wyjazd był prostszy, a wie pan jak to u nas było 30 lat temu - tłumaczy sklepowa.

Po transformacji mało kto zdecydował się na powrót. I choć wciąż widnieje w gminnym spisie jako mieszkaniec, to tak naprawdę żyje za zachodnią granicą.

Detronizacja Mniejszości Niemieckiej

Niemieckich śladów jest zresztą w Zębowicach dużo więcej niż tabliczka przy wjeździe do wioski. Na przykład wspomniany już "Dom Spotkań" ma również niemiecką nazwę - Begegnungstatte.

Obraz
© WP.PL / Zębowicki Dom Spotkań.

Na innych budynkach też nie brakuje napisów w obcym języku.

Zerkam na wyniki wyborów. Na początek Senat. Tu jest trzech kandydatów - z KO, z PiS i z Mniejszości Niemieckiej. Najlepszy wynik w gminie uzyskał Roman Kolek, reprezentujący tę trzecią opcję. Zebrał 37,8 proc. głosów.

Sejm? Tu Mniejszość Niemiecka ma drugi wynik - 23,6 proc. Lepszy jest tylko PiS z 34,6 proc. głosów.

I to można nazwać niespodzianką.

"To", czyli zwycięstwo PiS, wcześniej się nie zdarzało. To był bastion… właśnie Mniejszości Niemieckiej, która wygrała choćby jeszcze w poprzednich wyborach parlamentarnych, tych z 2015 roku.

To właśnie na Opolszczyźnie Mniejszość Niemiecka działa najprężniej, tylko tutaj zarejestrowała listę wyborczą i stąd do Sejmu wprowadziła Ryszarda Gallę.

Galla miał również najlepszy indywidualny wynik w Zębowicach - 171 głosów. To więcej niż liderka listy PiS Violetta Porowska, a także więcej niż wszystkie głosy na PSL i Lewicę razem wzięte.

Pomogli emeryci

Ale w tym roku w Zębowicach wygrał PiS.

- Wie pan, programy społeczne na pewno zrobiły swoje - słyszę od swoich rozmówców.

- A pewnie, że zagłosowałam na PiS. Dla mnie te dodatkowe tysiąc złotych to naprawdę duża pomoc. Wcześniej musiałam sobie radzić bez tego - mówi starsza, około 80-letnia kobieta wchodząca do sklepu.

I podaje przykład wnuczki, która ma dwójkę dzieci. - Teraz ma 1000 złotych miesięcznie więcej. No i jak tu mówić, że się nie poprawiło? - dodaje.

Gdy pytam o afery, loty marszałka Kuchcińskiego czy kamienicę Mariana Banasia, kobieta przyznaje, że nawet nie do końca wie o co chodzi.

Jak widać, nawet słowa Jarosława Kaczyńskiego sprzed lat, gdy mówił o "ukrytej opcji niemieckiej" (choć dotyczyło to grupy mieszkańców Górnego Śląska) też już mało kto tutaj pamięta.

Zresztą w Zębowicach o separatyzmie nikt nie mówi. - My tu od zawsze śpiewaliśmy 4 zwrotki Mazurka Dąbrowskiego, jesteśmy Polakami – słyszę na każdym kroku.

Ale nie wszyscy są przychylni obecnej władzy. - No i co z tym Banasiem teraz zrobicie w tej Warszawie, gdzie go schowacie? Nieźle nawywijał - słyszę z kolei od jednego z mężczyzn w średnim wieku.

On jest bardziej na bieżąco. Krytykuje reformę sądownictwa, obrywa się ministrowi sprawiedliwości i ministrowi zdrowia. - Strach do lekarza iść - mówi mój rozmówca.

Służba zdrowia to też bolączka mieszkańców. Potwierdza to przykład mężczyzny, który wściekł się, że lek odczulający jego syna zniknął z listy leków refundowanych.

Mieszkaniec Zębowic w niczym więc nie różni się od tego, mieszkającego w Zambrowie, Szczecinku, Zamościu czy pod Rzeszowem.

Chyba że wiekiem. Zmierzając do urzędu gminy, nagle zdaję sobie sprawę, że prawie wszyscy moi rozmówcy to ludzie w wieku 50+, a zdecydowana większość na pewno jest po sześćdziesiątce. Pod sklepami prędzej zobaczę zaparkowany balkonik niż samochód.

W tegorocznych wyborach pewnie bardziej na wyobraźnie zębowiczan zadziałała więc 13. emerytura, a nie 500+.

Realna frekwencja

Moje spostrzeżenia potwierdza Zdzisław Szuba, zastępca wójta gminy Zębowice.

- Nie da się ukryć, że społeczeństwo nam się starzeje. Ale to nie jest tylko problem nasz, ale całej Polski, a nawet Europy – zastępca wójta przechodzi do makropolityki.

Pytam o przyczyny niskiej frekwencji. Spodziewam się potwierdzenia tego, co usłyszałem od mieszkańców.

Zdzisław Szuba lubi konkrety i jak przystało na człowieka konkretnego, wyciąga konkretne liczby.

- Z deklaracji śmieciowych możemy oszacować, że w gminie mamy w sumie około 2,5 tys. mieszkańców, w tym dzieci - mówi Szuba. - Po odliczeniu dzieci z 3,5 tys. osób, które widzimy w danych PKW robi nam się około 2 tysiące dorosłych mieszkańców - szacuje.

Obraz
© WP.PL

A skoro w Zębowicach oddano 1000 głosów, to realna frekwencja oscyluje wokół 50 proc. A to już wynik przyzwoity, mniej więcej pokrywający się z tym, który widzimy na całej Opolszczyźnie, gdzie głosowało 52,91 proc. uprawnionych. I choć to również najgorszy wynik województwa w kraju, to przecież zdecydowanie lepszy od tego w Zębowicach.

Zastępca wójta mówi, że ludzie znacznie bardziej mobilizują się na wybory samorządowe.

- Jak głosują na tych, których znają, to wtedy i z Niemiec przyjadą. Mają przeświadczenie, że wybierając wójta mają znacznie większy wpływ na życie gminy - dodaje. W zeszłorocznych wyborach samorządowych frekwencja wyniosła około 50 proc.

Zdzisław Szuba nie zgadza się więc z twierdzeniami, że komuś "nie chciało się pójść na wybory" czy że jego mieszkańcy zignorowali je z lenistwa. Bo to - jego zdaniem - nie jest cechą charakterystyczną zębowiczan.

Bezrobocie jest na znikomym poziomie, a mieszkańcy nie stronią od pracy.

- Jak trzeba posprzątać kościół, przygotować dekorację, to nigdy nie ma z tym problemu - puentuje Szuba.

Gdy wychodzę z urzędu, moją uwagę zwraca uwite na szczycie słupa gniazdo. Puste. Bociany odleciały.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP magazyn
Komentarze (674)