Zagranica zaczęła doceniać polskie akcje
W ciągu ostatnich dwóch lat zagraniczni inwestorzy byli bardzo aktywni na naszym rynku akcji i papierów dłużnych. To dla Polski plus w czasach, gdy wiele państw ma kłopoty z pozyskiwaniem pieniędzy. W końcówce ubiegłego roku akcjami interesowali się bardziej, niż obligacjami.
24.01.2011 11:29
Od lutego 2009 roku aż do września 2010 r. zagraniczni inwestorzy portfelowi bardzo chętnie kupowali polskie papiery skarbowe. Wyliczane przez Narodowy Bank Polski saldo kupna i sprzedaży przez nich obligacji każdego miesiąca było dodatnie, czyli przeważali kupujący. Rekordowe zainteresowanie naszymi papierami w 2009 r. zanotowano w lipcu, a w 2010 r. w styczniu, lipcu i sierpniu. W pierwszym miesiącu ubiegłego roku dodatnie saldo wyniosło prawie 18 mld zł i było najwyższe w historii. W dwóch letnich miesiącach przekraczało ono 10 mld zł. A trzeba pamiętać, że wówczas bardzo gorąco było nie tylko wokół Grecji, ale i znacznie bliższych nam Węgier. W czerwcu 2010 r. grecki premier zapewniał, że jego kraj nie zbankrutuje i nie zamierza opuszczać strefy euro. I w czerwcu oliwy do ognia dolali nasi bratankowie. Wysocy rangą politycy oznajmili wówczas, że Węgry mogą nie być w stanie spłacić swoich długów. Europejskie rynki finansowe znalazły się więc w oku cyklonu, którego źródłem był zdecydowany nadmiar obaw z
jednej strony i skrajny brak zaufania z drugiej. Zwykle inwestorzy zagraniczni wrzucają wszystkie kraje naszego regionu do jednego worka, jak mówią jedni, lub portfela, co brzmi bardziej elegancko, ale znaczy to samo. Tym razem było inaczej.
Jednak nie oznacza to wcale, że sielanka będzie trwać wiecznie. W połowie stycznia 2011 r. ekonomista Banku Światowego Kaspar Richter wypowiadał się w podobnym tonie mówiąc, że dla utrzymania bądź przekroczenia 55 proc. progu zadłużenia Polski w stosunku do PKB kluczowe znaczenie będzie mieć zaufanie inwestorów. Jeśli pokażemy, że potrafimy zapanować nad finansami publicznymi, oprocentowanie naszych papierów dłużnych pozostanie na poziomie nie powodującym znacznego zwiększenia kosztów obsługi zadłużenia. Do tego zaś potrzebne są jego zdaniem przekonujące posunięcia rządu już w najbliższym czasie.
W ostatnich miesiącach 2010 r. w naszej statystyce coś zaczęło zgrzytać. W październiku, po raz pierwszy od dwudziestu miesięcy, pojawiło się ujemne saldo zakupu i sprzedaży polskich papierów dłużnych. W listopadzie co prawda siły podaży i popytu zdołały się wyrównać, jednak przewaga kupujących nad sprzedającymi wyniosła zaledwie 81 mln zł. Grudniowe dane jeszcze nie zostały opublikowane. Jeśli okażą się równie słabe, będzie to oznaczało, że dla naszego rynku zagranicznym inwestorom zapaliło się żółte światło. Nie dostrzegli go na razie inwestorzy azjatyccy. Nic dziwnego, bowiem do niedawna byli u nas niemal nieobecni. Tymczasem na styczniowym przetargu obligacji skarbowych ich zakupy sięgnęły 10 proc. puli papierów wystawionych do sprzedaży. Natychmiast pojawiły się spekulacje, że pojawił się zwiększając swoją aktywność w Europie Ludowy Bank Chin. Gdyby rzeczywiście tak było, to zainteresowanie Chin polskimi obligacjami pojawiło się chyba w najlepszym momencie, szczególnie biorąc pod uwagę plany rządu
drastycznego ograniczenia wysokości składek przekazywanych funduszom emerytalnym, które były poważnym nabywcą obligacji. Ich udział w finansowaniu pożyczkowych potrzeb budżetu sięgał od 20 do 25 proc.
O ile opinie przedstawicieli Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego nie miały charakteru oficjalnego stanowiska, to list Komisji Europejskiej, w którym zwraca się ona do polskiego rządu o przedstawienie szczegółów planu reformy systemu emerytalnego, oraz wyraża obawy, czy będzie ona wystarczająca by obniżyć deficyt budżetowy do 3 proc. PKB w 2012 r. Od przekonania Komisji Europejskiej o realności sprowadzenia finansów państwa do ustalonych kryteriów zależeć będzie to, czy zastosowana będzie wobec naszego kraju procedura nadmiernego deficytu. A to też istotny element wiarygodności w oczach inwestorów, co ma szczególne znaczenie w obecnych czasach, gdzie wiele państw ma problemy z finansowaniem potrzeb.
A nie są one małe i ciągle rosną. W listopadzie 2010 r. całkowite zadłużenie sektora finansów publicznych wyniosło 709 mld zł i wzrosło o 12,3 proc. Z kolei zadłużenie zagraniczne zwiększyło się aż o 19,6 proc. i wyniosło prawie 202 mld zł., z czego 128 mld zł przypadało na skarbowe papiery wartościowe.
Wzrost zainteresowania inwestorów zagranicznych naszym rynkiem akcji zaczął się nieco później, niż działo się to w przypadku obligacji. Od września 2008 do marca 2009 r. wyprzedawali oni polskie akcje, o czym świadczy utrzymujące się w tym okresie ujemne saldo kupna i sprzedaży papierów na giełdzie. Było ono szczególnie wysokie jesienią 2008 r. oraz w lutym i marcu 2009 r. Trzeba jednak przypomnieć, że trwającą do dziś globalną falę wzrostową na giełdach rozpoczął warszawski parkiet. Jako jeden z pierwszych na świecie przełamał on tendencję spadkową już w połowie lutego 2009 r. Z tego można wyciągnąć wniosek, że to własnymi siłami, wbrew zagranicy, przełamaliśmy bessę. Ale zagranica zmieniła zdanie o naszym rynku dość szybko i wraz z poprawą nastrojów na świecie, już w kwietniu zakupy zaczęły przeważać nad chęcią sprzedaży naszych akcji.
Od kwietnia do lipca dodatnie saldo zagranicznych zakupów nie było zbyt imponujące, ale miało trwały charakter i lekką tendencję zwyżkową. Zwiększyło się wyraźnie jesienią 2009 r., osiągając bardzo wysoki poziom 3 mld zł w październiku. Z drugą falą zagranicznych zakupów mieliśmy do czynienia od marca do czerwca 2010 r. Jesień ubiegłego roku była jednak rekordowa. W październiku dodatnie saldo wyniosło 2,8 mld zł, a w listopadzie aż 5,9 mld zł., ustanawiając historyczny rekord. W przeszłości bardzo często bywało tak, że po takim rekordowym wyskoku już w następnym miesiącu sytuacja ulegała diametralnej zmianie i zagranica pozbywała się akcji. Jesienią 2005 i 2008 roku tak zmiana miała charakter dłuższej, trwającej kilka miesięcy tendencji, we wrześniu 2009 i 2010 r. skończyło się na jednomiesięcznej wyprzedaży. Warto zauważyć, że zjawisko polegające na tym, że zwiększające się zainteresowanie inwestorów zagranicznych naszymi papierami skarbowymi po dwóch-trzech miesiącach przenosi się także na rynek akcji.
Jednoczesna chęć posiadania i polskich akcji i obligacji nie jest wśród zagranicznych inwestorów normą. Zdarzają się okresy wspólnych zakupów, jak i zupełnie przeciwstawnych zachowań.
Roman Przasnyski, Open Finance