Złoto ukryte w klasztorze dominikańskim? Komisja Amber Gold przesłuchuje byłego księdza
Dominikanin Jacek Krzysztofowicz przyjaźnił się z szefem Amber Gold Marcinem P. i przyjął od niego 1,5 mln zł darowizny. Potem się zakochał. Zrzucił habit, ale głośna afera wciąż się za nim ciągnie. Teraz pojawia się również tajemniczy wątek zaginionych sztabek złota.
W habicie spędził ponad 20 lat, a na msze w Gdańsku przyciągał tłumy. W pewnym momencie zdecydował się zostawić Kościół, bo "zrozumiał, że nic nie wie" i się zakochał. W środę przesłuchiwany jest przez komisję śledzą ds. Amber Gold. Dlaczego jest to tak ważne?
Złoto ukryte w klasztorze dominikańskim? Wassermann wskazuje na ważny wątek
W czerwcu Marcin P. zeznał przed komisją, że z byłym duchownym łączyły go przyjacielskie relacje i wsparł klasztor Krzysztofowicza kwotą 1,5 mln zł. Były dyrektor biura bezpieczeństwa Amber Gold Krzysztof Kuśmierczyk dodał z kolei, że w sierpniu 2012 r. było polecenie zarządu, by do kogoś wywieźć złoto Amber Gold. - Dokładnej daty nie pamiętam. Mówiono o jakimś Jacku — wskazał.
Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) natychmiast wychwyciła, że podczas wcześniejszych przesłuchań w prokuraturze, Kuśmierczyk nigdy nie wspominał w kontekście złota o żadnym Jacku. - Wydaje mi się na 90 bądź na 80 proc., że to imię padało wielokrotnie podczas przesłuchań z ABW - zapewniał. - Gdyby była taka wiedza, to w zasadzie skutkowałoby tym, że wydane byłoby postanowienie na przeszukanie w klasztorze dominikanów – stwierdziła Wassermann. - Mogę państwa poinformować, że również z odtajnionych notatek służb wynika, że rozważano, że to może być kontakt Jacek, jeśli chodzi o złoto. Procesowo nie wyniknęło nic, rozumiem, że żadne przeszukanie tam się nie odbyło i nikt nie zadbał o to, by w tym wrażliwym momencie pojechać i zobaczyć, czy tam znajduje się jakieś złoto lub pieniądze — podsumowała szefowa komisji śledczej.
Syndyk, odejście z zakonu i koniec z celibatem
Ponieważ Krzysztofowicz przyjaźnił się z właścicielami Amber Gold, przez lata zapewniał o ich uczciwości. Jak informował "Fakt", na jednej z mszy świętych poręczył za nich nawet przed wiernymi. Gdy cała afera wyszła na jaw, syndyk masy upadłościowej Amber Gold zażądał od dominikanów zwrotu pół miliona złotych z otrzymanej wcześniej sumy.
W 2010 roku, po ośmiu latach bycia przeorem klasztoru w Gdańsku, Krzysztofowicz zrezygnował z funkcji i skupił się na praktyce psychoterapeuty. W 2013 roku definitywnie odszedł z zakonu. - Według mnie to, co robię teraz, jest logiczną konsekwencją tego, co robiłem wcześniej. Zawsze starałem się pomagać ludziom, ale w pewnym momencie odkryłem, że jeśli chcę to robić dobrze, to powinienem używać narzędzi psychoterapeutycznych. Zacząłem je poznawać jeszcze kiedy byłem duszpasterzem - mówi w rozmowie z WP.
Dlaczego po przejściu do stanu świeckiego zaznacza, że "wreszcie odważył się żyć i kochać"? - Bardzo często jest tak, że nie mogąc czegoś mieć albo nie mając odwagi po to sięgnąć mówimy sobie, że tego nie potrzebujemy. Tak jest na przykład z celibatem w Kościele katolickim. Nie jest prawdą, że wszyscy księża lubią celibat. Ja chciałem żyć w normalnym związku. Od pewnego momentu przestałem widzieć sens celibatu w moim życiu i nie miałem siły udawać, że jest inaczej - dodaje.