Złoty przebija dno, euro coraz dalej
Złoty najsłabszy od 2004 r. Wczoraj za jedno euro trzeba było zapłacić nawet 4,46 zł, a frank szwajcarski na rynku walutowym otarł się o 3 zł, choć jeszcze nie przebił tej bariery.
24.01.2009 | aktual.: 18.02.2009 12:35
Analitycy twierdzą, że przyczyniły się do tego piątkowe informacje o tym, że gospodarka Wielkiej Brytanii po raz pierwszy od 1991 r. weszła w stan recesji, co świadczy o słabości całej unijnej gospodarki, a zwłaszcza tzw. rynków wschodzących, czyli m.in. Polski, Węgier czy Czech. Waluty tych krajów też notowały rekordowe spadki. Drugą przyczyną osłabnięcia złotego może być deklaracja ministra finansów Jacka Rostowskiego o możliwym przesunięciu o kilka miesięcy wejścia Polski do strefy ERM2, która poprzedza przyjęcie wspólnej waluty. Będąc w tym "przedpokoju" do euro, musielibyśmy utrzymywać sztywny kurs złotego wobec euro. Gdyby wahania kursowe były tak silne jak dziś, kosztowałoby to miliardy złotych.
Na razie minister finansów robi dobrą minę do złej gry. Wczoraj podczas sejmowej debaty Rostowski zapewnił, że wejście do strefy euro w 2012 r. w dalszym ciągu jest priorytetem rządu. Tyle tylko, że eksperci w to już nie wierzą, a stan polskiej gospodarki budzi coraz większe obawy.
Polska waluta słabnie w oczach
Padły kolejne rekordy słabości naszej waluty. Dolar otarł się w piątek o granicę 3,46 zł, co jest najwyższym poziomem od listopada 2005 r., a euro przekroczyło 4,43 zł. Wspólny pieniądz nie był tak drogi od połowy 2004 r. Złoty tracił też wobec franka - przez chwilę płaciliśmy za niego 3 zł, co bardzo mocno uderzy w setki tysięcy osób, które zaciągnęły kredyty we frankach.
Analitycy twierdzą, że złoty słabnie nie tylko z powodu spekulacji . W europejskiej gospodarce panuje ogromna niepewność, którą spotęgowały w piątek bardzo niepokojące dane z Wielkiej Brytanii, która po raz pierwszy od 1991 r. weszła oficjalnie w recesję. W ostatnich trzech miesiącach ubiegłego roku brytyjski PKB spadł o 1,5 proc. w skali roku.
_ Inwestorzy spoza Europy podchodzą do złotego z podwójną nieufnością - nie dość, że jest to waluta kraju europejskiego, który jest gospodarczo powiązany m.in. z Wielką Brytanią, to jeszcze Polska jest tzw. rynkiem wschodzącym. A do takich inwestorzy podchodzą z dużą ostrożnością _- wyjaśnia Marek Rogalski, główny analityk domu maklerskiego First International Traders.
Jego zdaniem istotny wpływ na wahania kursu złotego mogła mieć też czwartkowa wypowiedź ministra finansów Jacka Rostowskiego. Zasugerował on przesunięcie wejścia Polski do strefy euro, jeśli sytuacja w światowych finansach będzie tak napięta jak obecnie. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że Rostowski coraz poważniej myśli o przesunięciu z wiosny na jesień wejścia do strefy ERM2, czyli tzw. przedsionka, w którym musimy pozostawać co najmniej dwa lata przed przystąpieniem do strefy euro. W tym czasie musimy utrzymywać sztywny kurs złotego wobec wspólnej waluty. Jeśli doszłoby do przesunięcia daty, do Eurolandu moglibyśmy wejść najwcześniej w 2013 r., a nie w 2012 r., jak chce rząd.
_ Będziemy uważnie obserwować, co będzie się działo na rynkach i podejmiemy odpowiednią decyzję w swoim czasie _ - powiedział "Polsce" Szymon Milczanowski z gabinetu ministra Rostowskiego. W piątek w Sejmie minister finansów podtrzymał jednak, że chce wejścia do Eurolandu za trzy lata.
Znakomita większość ekspertów uważa, że Rostowski powinien wreszcie podjąć męską decyzję i przesunąć wejście do strefy euro o co najmniej rok. Podkreślają, że nie jesteśmy dziś w stanie spełnić najważniejszych kryteriów wejścia do Eurolandu, m.in. niskiego deficytu budżetowego, bo w czasie spowolnienia gospodarczego dochody państwa, m.in. z podatków, z pewnością będą niższe od zakładanych. Komisja Europejska ogłosiła kilka dni temu, że tegoroczny deficyt budżetowy Polski wyniesie 3,6 proc. PKB. Ale niepokojące są też ostatnie dane GUS dotyczące produkcji przemysłowej - w grudniu spadła ona o 4,4 proc. w porównaniu z grudniem 2007 r. Spada też eksport. To wszystko oznacza, że polska gospodarka będzie się rozwijać wolniej.
_ Wchodzenie wiosną do przedsionka ERM2 to duże ryzyko, szczególnie jeśli wahania złotego są tak silne. To zaproszenie dla spekulantów, którzy wiedzą, na jakim poziomie rząd będzie musiał bronić kursu złotego _ - uważa Krzysztof Rybiński, partner w Ernst & Young.
Ekonomiści twierdzą, że Narodowy Bank Polski, chroniąc złotego, musiałby pozbywać się swoich rezerw w euro. Dlatego radzą rządowi, by zaczekał z decyzją o wejściu do ERM2, a tym samym do strefy euro, aż złoty odzyska siły. Zdaniem Marka Rogalskiego z First International Traders może się to stać już w drugiej połowie roku.
Tomasz Ł. Rożek, Łukasz Pałka
POLSKA Gazeta Opolska