Znikający pracownicy zza wschodniej granicy
Tania siła robocza ze wschodu miała wspomóc
polskich pracodawców. Ale nasi sąsiedzi, choć przyjeżdżają na
zaproszenia naszych firm, to po przekroczeniu granicy ślad po nich
ginie - czytamy w "Metrze".
27.09.2007 | aktual.: 27.09.2007 06:29
Jeszcze do niedawna zatrudnienie obcokrajowca w Polsce było prawdziwym horrorem. Ale po apelach przedsiębiorców, którzy skarżyli się na brak rąk do pracy (w samym budownictwie brakuje 400 tys. osób!), Ministerstwo Pracy postanowiło ograniczyć procedury do minimum. Od 20 lipca uzyskanie wizy i zezwolenia na pracę w przypadku Ukraińców, Białorusinów i Rosjan jest proste. Wystarczy, że pracodawca zgłosi w najbliższym urzędzie pracy, że chce zatrudnić obcokrajowca, wypełni formularz i wyśle go do swego nowego pracownika ze Wschodu. Ten idzie z dokumentem do konsulatu i automatycznie dostaje wizę z trzymiesięcznym pozwoleniem na pracę w Polsce.
Liczba osób, które mogą do nas przyjechać jest nieograniczona. Zależy tylko od zapotrzebowania pracodawców - podaje dziennik. Nasi sąsiedzi zza wschodniej granicy chętnie więc korzystają z nowych przywilejów. Normalnie zdobycie polskiej wizy wymaga bowiem koczowania w wielomiesięcznych kolejkach.
Konsulat we Lwowie wydał do tej pory ponad pięć tys. pozwoleń dla Ukraińców, którzy deklarowali chęć pracy w Polsce. Większość nie dotarła jednak do pracodawców, którzy pomogli im w przyjeździe.
_ Bardzo wielu przedsiębiorców zgłasza nam taki problem. Ostatnio przyjechał do nas producent pieczarek. Wystawił ponad 300 zaświadczeń, a do miejsca pracy dotarło 20 Ukraińców. Był przekonany, że reszta nie dostała wiz. Sprawdziliśmy. Wszyscy otrzymali pozwolenie na pracę w Polsce _- potwierdza polski konsul we Lwowie Mirosław Gryta.
Podobny problem zaskoczył również urzędników z konsulatu w Grodnie. Zdaniem Gryty Ukraińcy znaleźli łatwy sposób na zdobycie wizy do Polski. _ Po przekroczeniu granicy najprawdopodobniej wybierają pracę na czarno, by więcej zarobić _ - dodaje.
Były minister pracy Michał Boni: _ jakaś grupa osób w ogóle nie pozostaje w Polsce. Zapewne próbują przedostać się do Europy Zachodniej, gdzie zarobki są nieporównywalnie większe niż u nas. Dlatego jeszcze większy problem możemy mieć od Nowego Roku, kiedy wejdziemy do strefy Schengen _- ostrzega Boni.
"Metro" przypomina, że po 1 stycznia granice pomiędzy Polską a krajami Unii "znikną". Nie będzie na nich strażników, nie będzie kontroli. (PAP)