ZUS do pana Janusza: Pan nie żyje!
- Aż się we mnie zagotowało. Najgorsze, że musiałem się wręcz wykłócać o to, że naprawdę nie leżę jeszcze na cmentarzu
24.01.2012 | aktual.: 24.01.2012 12:00
Gdyby nie interwencja mężczyzny, dla ZUS pewnie dalej byłby nieboszczykiem. Wszystko zaczęło się we wrześniu zeszłego roku, kiedy pan Janusz się rozchorował. Przez kilka dni był na zwolnieniu i nie mógł pracować w swoim niewielkim kiosku, który prowadzi od 10 lat w centrum Przemyśla.
Zaniósł L4 ubezpieczycielowi i cierpliwie czekał, aż dostanie chorobowe. Mijały jednak tygodnie, miesiące, a pieniędzy wciąż nie było. Kilka dni temu zgłosił się do ZUS wyjaśnić sprawę. Ale to czego się dowiedział, przerosło jego najśmielsze wyobrażenia. „Pan według naszej dokumentacji nie żyje” - usłyszał od urzędniczki.
– Natychmiast zapytałem - gdzie akt zgonu? Gdzie zasiłek pogrzebowy? Ale pracownica jakby upierała się przy swoim. I dalej argumentowała: „Czasami rodziny zmarłych nie zgłaszają się po zasiłki” - tłumaczyła. To kompletnie mnie rozbroiło, tym bardziej, że regularnie płacę składki i jakoś to nikogo nie zdziwiło, że wpłaty pochodzą od martwej duszy – mówi zdenerwowany mężczyzna.
W końcu, po interwencji kioskarza zakład ubezpieczeń przyznał się do pomyłki. Urzędnicy twierdzą, że zostali wprowadzeni w błąd przez pocztę. Według nich, kiedy chcieli wysłać panu Januszowi chorobowe pocztą, listonosz go nie zastał w domu. - Wtedy poczta zwróciła nam pieniądze z adnotacją, że adresat zmarł. Zostały one wprowadzone do systemu jako świadczenie niezrealizowane. Jest nam bardzo przykro, że do takiej sytuacji doszło i bardzo za nią przepraszamy – stwierdza Małgorzata Bukała, rzecznik prasowy Oddziału ZUS w Rzeszowie.