Tak upada mit Ryszarda Krauze
Niegdyś jeden z najbogatszych Polaków, w mediach nazywany "Cesarzem", dzisiaj próbuje sprzedać grilla ogrodowego znajomym, by zdobyć pieniądze. Biznesmen czasy świetności ma za sobą. Historię upadku Ryszarda Krauze publikuje tygodnik "Wprost".
02.09.2013 | aktual.: 02.09.2013 18:07
Jeszcze na początku tego wieku Ryszard Krauze odnosił olbrzymie sukcesy. Potrafił poruszać się za kulisami polityki i nie wiązał się z konkretnymi partiami. Zatrudniał byłych ministrów i ludzi, którzy odeszli z polityki. Jego dobrymi znajomymi byli m.in. Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller, Lech Kaczyński czy Donald Tusk.
Zarabiał miliony. W 2004 roku był drugim najbogatszym Polakiem. Jego oczkiem w głowie był Prokom (potem Prokom Software), firma komputerowa, która uzyskała zamówienia na dostawę systemu informatycznego dla ZUS, co miało kluczowe znaczenie dla jej wzrostu. Prokom Software SA był przez lata jedną z największych polskich firm informatycznych uzyskujących znaczne dochody z kontraktów informatyzacji sektora publicznego: informatyzacja ZUS, MON, MEN, NIK, KGHM, Poczty Polskiej. Biznesmen kontroluje również spółkę Prokom Investments posiadającą akcje w takich spółkach jak Polnord (budownictwo), Beskidzki Dom Maklerski (finanse), Kompap (poligrafia) czy Bioton (biotechnologia).
Krauze zarabiał miliony, ale i wydawał miliony, m.in. na turniej tenisowy w Sopocie. Kupił budynek, w którym mieści się muzeum Dom Rodzinny Ojca Świętego Jana Pawła II w Wadowicach i przekazał go na własność archidiecezji krakowskiej.
Imperium biznesmena zaczęło sypać się po wyborach, w których zwyciężyło PiS. Krauze miał nadzieję, że zaprocentuje jego znajomość z Lechem Kaczyńskim. Tak się nie stało.
Jak pisze "Wprost", w 2008 roku po przejęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość, partia ta wypowiedziała wojnę układowi. Służby specjalne zaczęły uważnie przyglądać się "polskim oligarchom", ich przeszłości i wpływom na politykę. Na liście znalazł się m.in. Ryszard Krauze.
- W 2006 roku powstała grupa śledcza, która prześwietliła życie szefa. Dwóch funkcjonariuszy z Poznania delegowano do Trójmiasta. Przez 1,5 roku zbierali informacje na temat Krauzego - mówi jeden z dawnych szefów bezpieczeństwa w Prokomie.
Wieloletni współpracownik Krauzego uważa, że biznesmena zgubiła pewność siebie i pycha. Najgłupszą biznesową decyzją było wejście w ropę. Krauze dość łatwo dał się owładnąć "gorączce czarnego złota", która doprowadziła go teraz na skraj przepaści.
- Ryszard miał dobrze ułożony biznes. Informatyka, leki, nieruchomości. Tyle że w 2006 roku Ryszard uwierzył w totem, uważał, że znalazł Świętego Graala. Chodziło o ropę - mówi o Krauze jeden z najbogatszych Polaków.
O decyzji biznesmena z Trójmiasta sceptycznie wypowiada się również menedżer, który kiedyś u niego pracował. Twierdzi, że Krauze latami mówił, że gaz czy ropa to nie jest zabawa dla niego. Tłumaczył, że to biznes, na którym łatwo się potknąć, bo są tu interesy tajnych służb, państw i wielkich koncernów. A jednak dał się ponieść.
Kiedy Krauze podjął decyzję o wejściu w kazachską ropę, został uwikłany w aferę przeciekową, która miała pogrążyć ówczesnego wicepremiera Andrzeja Leppera. Kiedy sprawa przecieku ujrzała światło dzienne, Krauze miał wpaść w panikę. Jak twierdzi jego znajomy, Krauze autentycznie się bał, że zostanie zatrzymany. W momencie, gdy dostał informację, że może tak się stać, wyjechał z Polski.
Jak twierdzi jego wieloletni współpracownik, "nietykalny Rysio" przestał być nietykalny. Jego grabarzami byli m.in. Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro. O ile parę lat wcześniej Janowi Kulczykowi udało się wybrnąć z tzw. afery Orlenu, o tyle Krauze nie miał już tego szczęścia. Powodem były m.in. nieudane inwestycje w Kazachstanie. Nie było obiecanej ropy.
- Jemu wmawiano, że ropa wytryśnie, jak wyłoży 100-200 mln dolarów. On sam wyłożył miliard i surowca nie ma - tłumaczy były partner w interesach biznesmena.
W celu pozyskiwania funduszy na spłaty kredytów i kontynuowanie poszukiwań Krauze zaczął dokonywać kolejnych emisji akcji na giełdzie. Wartość akcji topniała z miesiąca na miesiąc. Pętla zaczęła się zaciskać, akcje bowiem były zabezpieczeniem kredytów, a wartość papierów wartościowych Krauzego topniała w zastraszającym tempie. Banki zaczęły żądać dodatkowych zastawów.
Po dojściu do władzy Platformy Obywatelskiej biznesmen miał nadzieję, że wreszcie wokół niego się uspokoi. Złudną nadzieję. Odciął się od znajomości z nim nawet premier Donald Tusk.
Ostatnie lata to już zjazd po równi pochyłej. Krauze próbuje gdzie się da zdobywać pieniądze na spłatę kredytów i na kolejne poszukiwania. Nikt mu nie chce ich jednak dać. Zdaniem jednego ze znanych warszawskich przedsiębiorców wszyscy już wiedzą, że Krauze jest zadłużony po uszy. Majątek, który posiada w połowie, nie pokrywa jego zobowiązań finansowych.
Biznesmen sprzedał swój samolot, przenosi się do tańszych biur poza centrum Warszawy. Kilkanaście dni temu pojawiła się informacja, że Ryszard Krauze pozbył się na giełdzie dużych pakietów akcji Petrolinvestu i Biotonu. Z komunikatów obu spółek wynika, że "zbycie wynikało z konieczności realizacji zobowiązań zaciągniętych wobec instytucji finansowych na podstawie umów zawartych w latach ubiegłych". Po tej wyprzedaży kurs Petrolinvestu w ciągu kilku dni spadł o 20 proc. do najniższego poziomu w historii.
Inny biznesmen stwierdza, że Krauze jest w złej kondycji psychicznej. Rzadko odbiera telefon. Jego żona podobno obdzwaniała ostatnio znajomych z pytaniem, czy nie odkupiliby ogrodowego grilla. Prawie nieużywanego.