"22 razy rejestrowałem się w urzędzie pracy"
Rekordzista był bezrobotny 22 razy. Nie brakuje osób, które w ogóle nie szukają pracy lub szukają ją nieefektywnie.
16.12.2009 | aktual.: 16.12.2009 16:50
Przeciętnie 30% zarejestrowanych bezrobotnych nie szuka pracy i nie chce podnosić kwalifikacji, zarejestrowało się po to, by skorzystać z bezpłatnej opieki zdrowotnej albo ze świadczeń z pomocy socjalnej – wynika z raportów resortu pracy.
Rekordzista rejestrował się w urzędzie 22 razy. Nie brakuje osób, które w ogóle nie szukają pracy lub szukają ją nieefektywnie. Starają się jednak spełnić wszystkie warunki, żeby zarejestrować się w urzędzie pracy i mieć prawo do świadczeń. Urzędnicy mówią, że to już prawdziwa plaga. Twierdzą, że trzeba zreformować przepisy.
- To ludzie, którzy wyrejestrowują się, potem popracują trochę, tracą pracę i znów idą do urzędu się zarejestrować. To prawdziwy problem. Chociaż i tak jest nieco lepiej, bo zmieniły się przepisy i teraz są one bardziej restrykcyjne. Obecnie, gdy bezrobotny odmawia przyjęcia pracy czy szkolenia, to przez określony czas, od 120 do 270 dni, nie może się na nowo zarejestrować. Niektórzy bezrobotni omijają te restrykcje i sami rezygnują ze statusu bezrobotnego. Już na drugi dzień rejestrują się na nowo! Tak najczęściej robią osoby pracujące na czarno. Twierdzą, że im się to opłaca bardziej niż praca na etacie – mówi Joanna Pogórska, doradca personalny, psycholog, współpracuje też z urzędem pracy.
Waldemar, bezrobotny z Kartuz, mówi, że w urzędzie pracy rejestrował się już ponad 10 razy. Ile dokładnie nie pamięta. Twierdzi, że nie może znaleźć pracy. A zatrudnienie proponowane przez urząd pracy mu nie odpowiada. Waldemar ma troje dzieci i żonę, która pracuje na dwóch etatach. On sam nie ma pracy od 8 lat. Twierdzi jednak, że pracuje „dorywczo”.
- Ja nie jestem leniem. Pomagam na budowie, układam kostki brukowe, myję samochody. Pomagam w przeprowadzkach. No ale za to mam niewiele pieniędzy. To nie jest moja wina, że firmy bankrutują albo że mnie zwalniają. Nie mam wykształcenia, bo pochodzę z biednej rodziny. Dostałem propozycję z urzędu, ale musiałbym dojeżdżać, a na to mnie nie stać – opowiada Waldemar Krzysztofowicz.
Niektórzy rejestrują się, bo bardziej opłaca im się pracować nielegalnie. Do urzędu idą tylko po to, żeby uzyskać świadczenie medyczne. Praca proponowana przez „pośredniak” w ogóle ich nie interesuje. Wiele osób w taki sposób żyje nawet kilkadziesiąt lat. Kazimierz ma 48 lat. Z wykształcenia jest piekarzem. Ale w zawodzie pracował tylko przez 4 lata. Potem wyjechał za granicę. Gdy wrócił, zaczął pracować na czarno na budowach. Zarejestrował się, sam odprowadza pieniądze na prywatny fundusz emerytalny.
- Rejestrowałem się 22 razy. Ale to mi się opłaca bardziej, niż praca etatowa w firmie budowlanej. Nie mam skrupułów, bo uważam, że to prawo jest fatalne. Jestem sumienny i pracowity, nikogo nie oszukuję. A w urzędzie muszą mnie zarejestrować. Od jakiegoś czasu sam sobie opłacam emeryturę i myślę, że też wyjdę na tym lepiej, niż gdybym odprowadzał przez całe życie składki do ZUS-u – opowiada Kazimierz (rozmówca prosił, żeby nie podawać miasta).
Anna od 10 lat nie ma pracy, ale w urzędzie zarejestrowała się 2 miesiące temu. Zależało jej na bezpłatnej opiece medycznej. Jak mówi, gdy straci status bezrobotnego, znów pójdzie się zarejestrować. Nie ma środków do życia i musi znajdować się na liście bezrobotnych, żeby dostać pomoc z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.
- Wiem, że z tym zwlekałam. Ale od jakiegoś czasu sama wychowuję dziecko, mój były mąż wyjechał i uchyla się od płacenia alimentów. Musiałam się zarejestrować, inaczej zapomoga by przepadła – mówi Anna Chorzowska, bezrobotna z Gdańska.
Bywa i tak, że pracownik rezygnuje z pracy, bo ma dzieci, którymi nie ma się kto zająć. A na miejsce w przedszkolu rodzina się nie załapała lub nie stać jej na prywatną opiekę. Tak było w przypadku Teresy Biernat.
- Miałam pracę, ale zrezygnowałam z niej, bo znalazłam się w takiej sytuacji, że nie miałam z kim zostawić dziecka. Mój mąż pracuje za granicą. Nie dostaliśmy miejsca w przedszkolu, nie stać nas na prywatne przedszkole lub opiekunkę do dzieci. Mieszkam w Poznaniu, a dziadkowie w Gdańsku i w Płocku. Postanowiłam iść na bezrobocie, liczę, że mąż zarobi sporo za granicą. Naprawdę nie byłoby problemu, gdybyśmy dostali miejsce w przedszkolu – mówi Teresa Biernat, recepcjonistka z Poznania.
Ministerstwo pracy chce ograniczyć proceder i zastanawia się nad zmniejszeniem składki na dobrowolne ubezpieczenie zdrowotne osób bez pracy albo nad ubezpieczaniem ich w pomocy socjalnej zamiast w urzędach pracy.
Krzysztof Winnicki