570 tysięcy – i to ma być premia? Niektórzy dostają 10 razy więcej!
Premia byłego już szefa Narodowego Centrum Sportu wywołała medialną i internetową burzę. 570 tys. zł przy opóźnieniach i niedoróbkach podczas budowy stadionu – dużo to, czy mało?
20.02.2012 | aktual.: 17.06.2014 10:08
Ponad 300 tys. za dzień pracy? Do tego nie doszło
40 mln euro dla ustępującego prezesa włoskiego banku UniCredit, Alessandro Profumo – to najwyższa premia wypłacona w Europie. Ponad 7 mln zł odprawy dla ustępującego przed dwoma laty z funkcji prezesa Pekao Jana Krzysztofa Bieleckiego – to prawdopodobny rekord w naszym kraju. 6 mln dla odchodzącego prezesa Kredyt Banku.
Milionowe odprawy nie są też rzadkością w branży energetycznej. Kilka lat temu odchodzący prezes Orlenu Zbigniew Wróbel walczył o 13 mln odprawy. Otrzymał jednak ostatecznie 2 mln. Odchodzący prezesi dla uzasadnienia wysokości otrzymanych odpraw mogą często podać swoje osiągnięcia. Dla przykładu Profumo przyczynił się do budowy potęgi włoskiego banku, wykraczającej dziś daleko poza granice kraju. Ale bywa też, że osiągnięć brak... Osiem lat temu jeden z menedżerów domagał się 7 mln zł odprawy za niespełna trzy tygodnie pracy. Ostatecznie ich jednak nie dostał.
Wysokość kontraktu menedżerskiego, czyli takiego, na jakim był szef NCS-u, budzi sprzeciw, zwłaszcza jeśli wypłaca go spółka z udziałem Skarbu Państwa. Pojawia się wtedy często przywoływany zarzut: wydawane są pieniądze podatników! W dodatku idą one do kieszeni kogoś, kto nie dopilnował, nie dopatrzył, nie opanował bałaganu, itp., itd.
Ale i w przypadku biznesu prywatnego premie opiewające na sumy z sześcioma zerami budzą w ludziach gniew. Jego główną przyczyną jest rozwarstwienie płac. Przykra świadomość, że oto ktoś w ciągu jednego miesiąca może zarobić pieniądze, jakich większość pracowników nie zarobi przez całe zawodowe życie.
Rozpiętość zarobków jest ogromna. Niektórym przeciętne płace przywodzą wręcz na myśl PRL, kiedy to Polacy zarabiali przez miesiąc równowartość kilku dolarów. W porównaniu z nimi czołowi menedżerowie mają dziś natomiast solidne „zachodnie” pensje.
Dla zwykłego pracownika nie ma większego znaczenia argument, że wielocyfrowe pensje i odprawy mają służyć im jako zabezpieczenie. W kontraktach widnieje bowiem często klauzula, że po ich zakończeniu przez jakiś czas – np. rok – nie podejmą oni pracy u konkurencji.
Premia czy nagroda? Szefie, co ja dostałem?
Na jakich zasadach w ogóle przyznawane są premie? Przepisy Kodeksu pracy mówią, że premii nie przyznaje się „po uważaniu”. Nie ma więc w zasadzie czegoś takiego, jak „premia uznaniowa”. Zasady jej przyznawania powinny zostać jasno określone w zakładowych przepisach.
O tym, czy pracownikowi należy się premia, czy nie, muszą decydować dokładnie opisane kryteria. To, czy pracownik je spełnił, powinno być możliwe do sprawdzenia. Wysokość przyznanej premii może być zmniejszona. Pracodawca może też jej nie wypłacić, jeśli pracownik określonych kryteriów nie spełni.
Natomiast szef czy pracodawca mają prawo wręczyć dodatkowe pieniądze pracownikowi, jeśli uważają, że na nie zasłużył. Jest to wówczas jednak nagroda, a nie premia.
Różnica dla pracownika jest taka, że prawo do premii nabywa, jeśli spełnił konkretne warunki, wymienione w regulaminie firmy. Prawo do nagrody natomiast pracownik nabywa wtedy, gdy pracodawca go o niej powiadomi. Przełożony nie może więc powiedzieć podwładnemu, że da mu 1 tys. zł tytułem nagrody, a po paru dniach oznajmić, że się rozmyślił.
Poza tym, jeśli pracodawca zawiesił wypłacanie premii, czy to z powodu kłopotów z finansami w firmie, czy to z innych przyczyn, pracownik i tak ma prawo się o nią dopominać. Pod warunkiem naturalnie, że spełnił wszystkie kryteria, które określają, czy premia mu się należy, czy nie. Jak widzimy na przykładzie Stadionu Narodowego, niejasna sytuacja nawet w przypadku czołowych menedżerów też niekiedy może się zdarzyć.
Tomasz Kowalczyk
/ak