Afery finansowe w Polsce
Im większy procent, tym większe ryzyko. Nie wszyscy jednak zdają sobie z tego sprawę. Piramidy finansowe w naszym kraju pojawiają się co parę lat. Scenariusz jest zawsze podobny: dobry marketing, obiecywanie wysokich zysków, rok-dwa działalności, a później kolejki zdesperowanych ludzi pod oddziałami parabanków.
Przeanalizowaliśmy największe afery finansowe zarówno w Polsce i na świecie. Jak wypada w nich najnowszy "hit" Amber Gold?
Nie ma finansowych cudów
Nabierają się wszyscy - robotnicy, emeryci, policjanci, złodzieje. Wśród ofiar naciągaczy jest były trener piłkarskiej reprezentacji Polski w piłce nożnej, politycy i znani dziennikarze.Tymczasem mogłoby się wydawać, że to takie proste i każdy wie, że im większy procent, tym większe ryzyko.
Piramidy finansowe w naszym kraju pojawiają się co parę lat. Scenariusz jest zawsze podobny: dobry marketing, obiecywanie wysokich zysków, rok-dwa działalności, a później kolejki zdesperowanych ludzi pod oddziałami parabanków.
Przeanalizowaliśmy największe afery finansowe zarówno w Polsce i na świecie. Jak wypada w nich najnowszy "hit" Amber Gold?
Multikasa, czyli przekręt na rachunek
Firma założona przez Marcina Plichtę (wówczas nazywał się jeszcze Stefański), czyli prezesa i właściciela Amber Gold. Multikasa od 2002 roku oferowała za drobną odpłatnością możliwość uiszczenia płatności za rachunki telefoniczne, za prąd czy wodę. Prowizja była niższa niż na poczcie, a na dodatek firma oferowała zniżki dla emerytów i rencistów.
W czym więc problem? W dwa lata po starcie Multikasy okazało się, że nie zawsze przekazywała pozyskane pieniądze do zakładów energetycznych czy telekomów. Poszkodowanych było co najmniej kilkaset osób. Prezes Plichta stanął przed sądem za sprzeniewierzenie pieniędzy i został skazany na rok i 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata.
Jak sam twierdzi, wyrządzoną krzywdę naprawił, a pokrzywdzonym w aferze Multikasy pieniądze zwrócił. Tę część swojego życia określa sformułowaniem "błędy młodości". Jak odkryli jednak dziennikarze, większość klientów zadośćuczynienia nie otrzymała.
Czy Amber Gold łamał prawo - rozstrzygnie prokuratura. Zarzuty są coraz poważniejsze. Niekorzystne rozporządzanie cudzym mieniem (czyli po prostu oszustwo) w porównaniu z praniem brudnych pieniędzy to w sumie leciutki kaliber. Sprawa Amber Gold zwróciła uwagę organów ścigania na inne tego typu instytucje. Prokuratura postawiła już zarzuty Andrzejowi K., prezesowi Finroyal. Usłyszał on zarzut nielegalnego gromadzenia środków finansowych bez zezwolenia KNF. Ale prowadzący sprawę nie wykluczają posądzenia Andrzeja K. o oszustwa.
Afera Bogatina
W kapitalizmie pierwszy raz oszukał nas Amerykanin. W 1989 David Bogatin wyprzedził Polaków i założył Pierwszy Komercyjny Bank w Lublinie (PKBL). Wszystko było jednak wielkim oszustwem: od pozyskiwania kapitału aż po kredyty, które bank miał udzielać jego właścicielowi, a on nigdy ich nie spłacał. PKBL kusił nowoczesnym wystrojem swoich oddziałów, marmurowymi posadzkami, a przecież po lata 80. Polacy nawet nie znali słowa marketing. Dodatkowo bank zachęcał nad wyraz wysokimi odsetkami.
Bańka prysła, gdy w 1992 roku media poinformowały, że Bogatin w Stanach Zjednoczonych jest poszukiwany za przestępstwa podatkowe, a jego bank nie podaje prawdy o swoim kapitale. Zanim Amerykanin po procesie ekstradycyjnym wyleciał za ocean, pod jego bankiem już ustawiały się kolejki oszukanych klientów.
Afera Grobelnego,czyli (nie)Bezpieczna Kasa Oszczędności
Bezsprzecznie największa piramida finansowa w historii Polski. Na początku lat 90. BKO założył Lech Grobelny. Kasa obiecywała krociowe zyski rzędu 250 proc. rocznie. Tak astronomiczne stopy zwrotu miały pochodzić z wymiany złotówek na dolary. Niestety zmiana prawa i uwolnienie polskiej waluty sprawiły, że biznes przestał być opłacalny.
W niecały rok od uruchomienia BKO jego założyciel uciekł do Niemiec, a oddziały jego kasy zaczęli oblegać oszukani klienci. Szacuje się, że było to około 10 tys. osób, którzy powierzyli Grobelnemu kwotę 25 mld zł (na dziś byłoby to 25 mln zł). Odzyskać udało się około jednej czwartej tej sumy.
Piramida Skyline
Polak nie uczy się na błędach Niemca. Dlaczego? Skyline to przeniesiony do naszego kraju system, który przez kilka lat funkcjonował w Niemczech pod nazwą World Trading System. W 1993 pojawił się w Polsce za sprawą Mariusza K. I choć za Odrą system padł już w 1995 roku, to w Polsce udawało się nabierać ludzi jeszcze w 1997 roku. Jak?
Na spotkaniach przy winie wmawiano uczestnikom, że są wybrańcami losu, którzy mogą zarobić gigantyczne pieniądze. Na każdym pokazie był przystojny i dobrze ubrany mężczyzna, który twierdził, że dzięki Skyline został milionerem (a wtedy miliarderem). Zachęcał, by wpłacić 2 tys. marek niemieckich i znaleźć kolejnych chętnych do inwestowania. Za każdego kolejnego zwerbowanego dostać można było pieniądze. W piramidę weszło ok. 30 tys. osób.
Jej założyciel nie zdążył jednak skorzystać z wyłudzonych 4,5 mln marek. Mariusza K. zamordowała jego kochanka, która miała dostęp do bankowego konta. W 2000 roku została skazana na 15 lat więzienia.
Afera WGI
Niektórzy określają ją aferą „młodych wilków finansjery”. Młodzi inwestorzy sprawili, że z kieszeni drobnych giełdowych ciułaczy wyciekło 300 mln zł. WGI obiecywał krociowe zyski z inwestycji na rynku walutowym. Interes kręcił się, dopóki przychodzili nowi klienci. Choć firma funkcjonowała od 1999, to dopiero w 2005 roku uzyskała licencję na zarządzanie aktywami od nadzoru bankowego. Problemy pojawiły się rok później. Brokerowi szybko odebrano licencję, a sprawą zajęła się prokuratura.
Okazało się, że klientów oszukiwano, podają nieprawdziwe informacje o rzekomych zyskach, pieniądze wyprowadzano do mniejszych firm i za granicę.
Działania syndyka upadłościowego WGI sprawiły, że klientom udało się odzyskać około 70 mln zł (część pieniędzy odnaleziono na lokatach w Stanach Zjednoczonych). Cała reszta przepadła. Gdzie? Do dziś nie wiadomo.
Afera Interbroka
Bardzo podobna historia do WGI - zresztą jeden z założycieli Interbroka był związany z tą firmą. Schemat ten sam. Klientom obiecywano gigantyczne zyski z foreksu, ale firma nigdy nie potrafiła ich zrealizować. Choć początkowo chwaliła się 10-proc. zyskiem w miesiąc, to były to tylko zapisy na papierze.
Zasadnicza różnica między WGI a Interbrokiem, to jego klienci. Ta druga firma stawiała na klienta zamożnego, ze szczególnym uwzględnieniem VIP-ów. Wśród oszukanych byli m.in. trener piłkarski Janusz Wójcik, minister w rządach SLD Marek Ungier, satyryk Tadeusz Drozda czy dziennikarka i polityk Małgorzata Niezabitowska. W sumie 900 osób straciło ok. 260 mln zł.
W maju 2012 po pięcioletnim procesie skazano trzech założycieli Interbroka. Dostali kary od 3,5 do 7 lat więzienia.
System argentyński
W ten sposób działało i nadal działa w Polsce kilkadziesiąt małych firm i firemek. Jak oszukują? System argentyński teoretycznie ma dawać nie zyski, ale wręcz przeciwnie udzielać pożyczek. Aby je dostać, trzeba jednak kwotę wstępną i... zacząć spłacać raty. Pieniądze dostaniemy, gdy przyjdzie nasza kolej lub będziemy mieć szczęście i zostaniemy wylosowani. W rzeczywistości na wypłaty możemy czekać latami.
System argentyński jest niezgodny z polskim prawem - odpowiednie przepisy weszły w życie w 2004 roku. Nadal jednak wiele firm próbuje obchodzić zakaz, oferując różne jego modyfikacje.