Argentyński kryzys rozlewa się na świat

Analitycy od dłuższego czasu zapowiadali kryzys walutowy w Argentynie i ich zapowiedzi właśnie zaczęły się realizować. Od środy do końca tygodnia kurs argentyńskiego peso spadł wobec dolara o ok. 15 proc. - podaje "Parkiet". Najgorsze, że kłopoty rykoszetem uderzają w Polskę.

Argentyński kryzys rozlewa się na świat
Źródło zdjęć: © Fotolia | tarczas

27.01.2014 | aktual.: 27.01.2014 12:04

Argentyńskie kłopoty były jedną z przyczyn piątkowej zmiany nastrojów na giełdzie, kiedy to inwestorzy unikali ryzyka. Odbiło się to także na polskiej giełdzie i naszej walucie. WIG20 stracił w piątek prawie 2,5 proc., a złoty osłabił się do euro o 4 grosze i był najtańszy od czterech miesięcy. Ten trend wciąż jest widoczny.
Dziś giełda także otworzyła się ze spadkiem. Kwadrans po dziewiątej WIG20 tracił 0,99 proc. Wszystkie waluty rosną względem złotego od początku notowań - euro zyskuje 0,67 proc., frank 0,61 proc., dolar 0,61 proc., a funt brytyjski 0,83 proc.

- Obecnie środowisko może być dla rynków wschodzących mocno toksyczne. Niepewność co do polityki Fedu nakłada się na obawy dotyczące wzrostu gospodarczego, zwłaszcza w Chinach. Trudno obronić tezę, że to jest dobry moment na zakupy na rynkach wschodzących - powiedział dla "Parkietu" Eamon Aghadasi, strateg z Societe Generale.

Z kolei zdaniem Neila Shearinga, ekonomisty z Capital Economics, zawirowania w Argentynie czy na Ukrainie dowodzą tylko tego, że do rynków wschodzących trzeba podchodzić ostrożnie. Odradza on inwestowanie w Indonezji, Turcji RPA, Chile, a także Rumunii i na Węgrzech.

Polska nie jest zaliczana do krajów zagrożonych kryzysem, a to dzięki naszemu silnemu powiązaniu ze strefą euro.

- Ostatnie dni przyniosły największą wyprzedaż walut rynków wschodzących od lata zeszłego roku. W niektórych miejscach występowały objawy paniki, które zresztą odczuwalne były na wszystkich globalnych rynkach - w różnych krajach i na różnych aktywach. Turbulencje dotknęły też złotego, polskie obligacje i giełdę. Euro/złoty tylko w piątek w pewnym momencie tracił niemal 1,1 proc., co w skali jednego dnia zdarza się rzadko (cena dolara była stabilna ze względu na wzrost eurodolara). Jak zwykle w takich momentach, łatwo spotkać komentarze pt. "kryzys" - komentuje Ignacy Morawski, Główny Ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości.

Morawski podkreśla, że Polska jest uznawana za jeden z najsolidniejszych rynków i są ku temu powody. Wymienia m.in., że mamy dość niski i spadający deficyt na rachunku obrotów bieżących, co w warunkach wciąż dość wysokich cen energii jest sygnałem wysokiej konkurencyjności polskiego eksportu. Do tego mamy inflację niższą niż w krajach rozwiniętych, co oznacza, że możemy przetrwać spokojnie nawet wyraźne osłabienie waluty bez konieczności podnoszenia stóp.

Ekonomista zaznacza, że słabe rynki wschodzące doznały w ostatnich latach silnego i prawdopodobnie trwałego spowolnienia wzrostu gospodarczego. Polska wpadła w 2013 r. w głęboki dołek, jednak był to raczej efekt czynników popytowych niż strukturalnych, a wiele wskaźników sugeruje, że ożywienie gospodarcze od połowy 2013 r. jest bardzo wyraźne.

- Na koniec, spójrzmy na bieżące turbulencje w ujęciu porównawczym. Największy kryzys finansowy stulecia w 2008 r. przecenił złotego o ok. 50 proc. Europejski kryzys zadłużeniowy w 2010 i 2011 r. przecenił złotego o ok. 15 proc. Strach przed niekonwencjonalnymi działaniami Fed w 2013 r. przecenił złotego o ok. 5 proc. Wydaje się, że pole do silnej przeceny polskiej waluty staje się coraz mniejsze. Skala bieżących turbulencji nie powinna być tak silna jak w 2008 czy 2011 r., a wydaje się, że nie musi być taka, jak latem 2013 r. - komentuje Morawski.

argentynawalutygiełda
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (352)