Premier Mateusz Morawiecki na tle flag polskiej i chińskiej.
© Andrzej Hulimka / Forum | ANDRZEJ HULIMKA

Będzie "lex anty-Huawei"? To oznaczałoby gospodarczą wojnę z Chinami

Rząd Mateusza Morawieckiego może utrudnić inwestycje w infrastrukturę telekomunikacyjną chińskim firmom. Chińczycy, nie czekając na ostateczny kształt polskiej ustawy, już teraz grożą odwetem, który może być dla nas bardzo dotkliwy.

Nowa ustawa o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa zostanie przyjęta – zapowiedzieli przedstawiciele rządu podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Precyzyjnego terminu jednak nie podali.

Na panelu, w którym poruszano temat, Janusz Cieszyński, pełnomocnik rządu ds. cyberbezpieczeństwa, powiedział zaś jasno, że technologia ma narodowość. Wtajemniczeni czytali to tak: lepiej pozbyć się chińskich rozwiązań z naszego rynku budowy sieci komórkowej nowej generacji.

To już kolejne podejście do tej sprawy - od ponad roku bowiem rząd zapowiada zmiany, lecz ma problem ze znalezieniem większości dla swojej propozycji.

Kwestia jest bowiem kontrowersyjna. Ustawa ma rozwiązać wiele bolączek, które dziś utrudniają rozwój nowoczesnej infrastruktury oraz powodują, że walka z cyberprzestępczością nie wygląda tak dobrze jak powinna. Gdyby tylko o to chodziło - nie byłoby sprawy.

W rzeczywistości szykowane rozwiązanie nazywane jest "lex anty-Huawei". To ze względu na rozwiązania zawarte w ostatnim projekcie ustawy (było już kilka wersji, ale wszystkie de facto zmierzają do tego samego).

Kluczowe przepisy zakładają, że organ składający się z polityków oraz wybranych przez nich osób będzie oceniał, którzy producenci sprzętu gwarantują bezpieczeństwo polskiej sieci, a którzy nie.

Kryteria oceny – zdaniem ekspertów – będą niedookreślone. Tak aby możliwe było w zasadzie wykluczenie każdego. To jednak o Huawei mówiło się dotychczas w kontekście szpiegowania użytkowników jego produktów.

Janusz Cieszyński, pełnomocnik rządu ds. cyberbezpieczeństwa
Janusz Cieszyński, pełnomocnik rządu ds. cyberbezpieczeństwa © KPRM, Materiały prasowe | Daniel Gnap, Krystian Maj

Gra idzie o dziesiątki miliardów zł. Mowa bowiem o tym, na czyim sprzęcie będzie budowana sieć 5G, czyli najnowocześniejsza sieć mobilna. Jest ona niezbędna, bo do internetu podpinanych jest coraz więcej urządzeń. Szacuje się, że korzysta z niego nawet 5,5 mld ludzi i ponad 50 mld urządzeń.

Dzisiejsze sieci nie poradzą sobie z taką ilością danych, bo – według szacunków – każdy użytkownik mobilnego internetu będzie już niebawem zużywać średnio 20 GB danych miesięcznie. Jeszcze 3-4 lata temu było to 3,5 GB.

Dla jasności: w ustawie o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa nie pojawi się oczywiście nawet jedna wzmianka o firmie Huawei. Natomiast konstrukcja przepisów (tych już zaprezentowanych i tych zapowiadanych) wskazuje, że to właśnie chiński gigant zostanie uznany za "dostawcę wysokiego ryzyka", od którego sprzętu nie będzie należało kupować. A ten już zakupiony będzie trzeba po kilku latach wymienić na inny.

O tym, że chodzi o Huaweia, świadczy zresztą obecny podział rynku. Dużych dostawców infrastruktury dla sieci mobilnych jest na świecie czterech. Są to szwedzki Ericsson, fińska Nokia, południowokoreański Samsung oraz chiński Huawei.

Walka z Huaweiem to zresztą nic nowego na świecie. W ramach batalii geopolitycznej USA-Chiny kilka państw jednoznacznie opowiedziało się po stronie Amerykanów. I na ich prośbę zablokowało możliwość rozwoju Chińczyków w obszarze telekomunikacji na terenie swych państw.

Do tego dochodzi fakt, że Huawei jest jednoznacznie posądzany o współpracę z chińskim rządem i z tego powodu podejrzewa się, że firma może szpiegować na jego rzecz. A nikt nie lubi być szpiegowany.

Polska staje więc dziś przed wyborem: zapisać się do antychińskiej koalicji i wykluczyć największego azjatyckiego dostawcę sprzętu do budowy sieci komórkowej - i tym samym narazić się Chińczykom, albo tego nie zrobić i narazić się Amerykanom.

Wszystko wskazuje na to, że rząd wybierze ten pierwszy wariant. I tu wspomnijmy o jeszcze jednej kwestii, o której czytelnicy powinni wiedzieć: chińska administracja robi wiele, by do tego nie dopuścić.

Jej przedstawiciele oraz zatrudnieni przez nią lobbyści (a także PR-owcy zatrudnieni przez Huaweia) sami odzywają się do dziennikarzy, posłów, innych wpływowych osób, by nastraszyć konsekwencjami wynikającymi z przyjęcia nowego prawa.

- Jeśli Polska przyjmie takie przepisy, o jakich wszyscy słyszeliśmy, odpowiedź będzie bardzo mocna - usłyszeliśmy od osoby związanej z chińską administracją.

Chiński kontratak

Chiny pokazują jednoznacznie, że kto podniesie rękę na przedsiębiorców z Państwa Środka, ten zostanie zdemolowany na arenie chińskiej. Gdy globalna kampania przeciwko Huaweiowi zaczęła nabierać tempa, w styczniu 2021 r. w Chinach przyjęto przepisy antyblokujące.

W największym uproszczeniu zakładają one możliwość nałożenia "środków wzajemnych" na biznes z państw, które postanowiły zaszkodzić Chińczykom.

Jeżeli więc Polska zdecyduje się wykluczyć Huaweia z rodzimego rynku budowy sieci komórkowej, Chińczycy będą mogli pozbyć się polskich przedsiębiorców ze swojego rynku.

Byłoby to dotkliwe dla co najmniej kilkudziesięciu firm, głównie z branży elektronicznej i budowy maszyn oraz urządzeń mechanicznych (polskie firmy mają swe oddziały w Chinach i tam produkują sprzęt, który następnie jest przywożony do Europy). Na tym jednak nie koniec.

- Możliwe byłoby też np. odcięcie Polski od dostaw substancji czynnych do leków - zagaił jednego z nas lobbysta działający na rzecz Chińczyków, wiedząc najwyraźniej, że zajmujemy się opisywaniem rynku medykamentów.

I tu kolejne wyjaśnienie: gdy idziemy do apteki, na półkach widzimy produkty polskie, niemieckie czy francuskie. Około 70 proc. z nich zawiera substancje czynne (API, z angielskiego Active Pharmaceutical Ingredient) z Chin. A to właśnie substancja czynna jest tym, co leczy. Bez niej lek nie leczy.

- Odcięcie Polski z dostaw substancji czynnych na okres np. 3 miesięcy mogłoby być opłakane w skutkach dla polskich pacjentów - przyznaje Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej. I dodaje, że we współczesnym świecie nie trzeba wysyłać czołgów. Wystarczy "dać bana" chińskim fabrykom lekowym na wysyłkę API do Polski.

- Dlatego od lat środowisko farmaceutyczne oraz krajowi producenci leków apelują o uniezależnienie się od chińskiego przemysłu. Niestety bezskutecznie – zaznacza Tomków.

Walka z chińskim Huaweiem może być dla wielu państw kosztowna
Walka z chińskim Huaweiem może być dla wielu państw kosztowna © GETTY | Barcroft Media

Ile w zapowiedzi odwetu jest przesady, a ile gróźb, które faktycznie mogłyby zostać zrealizowane - nie wiemy.

Wiadomo za to, że Chińczycy rzeczywiście stosują odwet wobec tych, którzy zdecydowali się wykluczyć u siebie biznes z Państwa Środka. Azjaci wybierają często te branże, w których wet może być najdotkliwszy.

Przykład? Australia. Chińczycy ograniczyli o jedną trzecią import tamtejszej wołowiny, która była wyjątkowo popularna w Państwie Środka (wartość eksportu do Chin wynosiła 3 mld dolarów rocznie).

Nie podano oficjalnego powodu redukcji importu, ale media nieoficjalnie donosiły o odpowiedzi na antychińską politykę gospodarczą Australii. Hipotezę tę wzmacniał fakt, że Chiny jednocześnie nałożyły dodatkowe cło na australijskie wina.

- To niszczący cios dla naszego przemysłu winiarskiego. Ciężko będzie konkurować z produktami z innych państw, na które nie zostało nałożone cło - przyznał Simon Birmingham, minister handlu Australii, cytowany przez portal ABC News.

Zbiegiem okoliczności bowiem państwa, które nie zdecydowały się zapisać do proamerykańskiego obozu technologicznego, otrzymały w prezencie od Chińczyków wręcz ułatwienia we wprowadzaniu swoich produktów na największy rynek zbytu na świecie.

Drastyczne ochłodzenie relacji pojawiło się już też na linii Chiny-Szwecja.

Popularny portal ComputerWeekly.com poinformował w połowie sierpnia, że szwedzkie firmy telekomunikacyjne przygotowują się do ostrej reakcji gospodarczej ze strony Chin w związku z przyjęciem w Szwecji przepisów anty-Huawei, które zostały uznane za zgodne z prawem unijnym przez szwedzki sąd administracyjny.

Co ciekawe, po stronie Huaweia stanął publicznie nawet Ericsson, czyli jego konkurent. Władze Ericssona nie kryją bowiem, że istotne dla niego są interesy prowadzone w Chinach. A te - jak przyznają szwedzcy analitycy rynku telekomunikacyjnego - trudno sobie dziś wyobrazić. Szwedzki producent sprzętu może więc paradoksalnie stracić na tym, że w wielu państwach będzie miał jednego konkurenta mniej.

Obok przepisów

Polski rząd zdaje sobie sprawę z tego, że Chiny stosują metodę wet za wet. Najchętniej więc Prawo i Sprawiedliwość nie przyjmowałoby ustawy wykluczającej Chińczyków z polskiego rynku, ale doprowadziło do wykluczenia w praktyce. Jak to osiągnąć?

Wystarczyłoby zniechęcić operatorów telekomunikacyjnych do kupowania chińskiego sprzętu. Można to zrobić np. wskazując, że ustawa w każdej chwili może być przyjęta i dopiero co zakupione chińskie rozwiązania musiałyby być niebawem zutylizowane.

Z informacji WP wynika, że w tym tygodniu planowane jest spotkanie premiera Mateusza Morawieckiego z szefem Orange, Stephanem Richardem. Gdy spytaliśmy o to Kancelarię Prezesa Rady Ministrów, oficjalnej odpowiedzi nie dostaliśmy. Usłyszeliśmy jedynie nieoficjalnie, że "premier spotyka się z różnymi osobami, zawsze mając interes Polski w sercu".

Biuro prasowe polskiego oddziału Orange poinformowało nas z kolei, że spotkanie nie jest umówione, jednak polscy pracownicy czołowego operatora podczas każdej wizyty szefa grupy w Polsce zabiegają o spotkanie z kluczowymi decydentami. I tak jest też teraz.

"Orange jest największym inwestorem na polskim rynku telekomunikacyjnym i jednym z największych w kraju bez podziału na branże. Dlatego najważniejsze kwestie do poruszenia podczas takiej rozmowy dotyczyłyby planów naszych dalszych inwestycji w sieci światłowodowe i mobilne, wsparcia cyfryzacji w Polsce oraz zgłoszenia naszej gotowości wsparcia w kwestiach cyberbezpieczeństwa obywateli i instytucji" - poinformowała nas spółka.

O niektórych spotkaniach Mateusza Morawieckiego politycy PiS mówią chętnie. O innych jednak nikt nie chce mówić
O niektórych spotkaniach Mateusza Morawieckiego politycy PiS mówią chętnie. O innych jednak nikt nie chce mówić © Getty Images | Thierry Monasse

Jak nam tłumaczy jeden z analityków rynku telekomunikacyjnego, w największym uproszczeniu na takim spotkaniu szef Orange mógłby spytać premiera, czy firma może dowolnie wybierać sprzęt, czy lepiej unikać produktów chińskich.

Premier zaś by odpowiedział, że oczywiście biznes może dokonać samodzielnie wyboru, ale rzeczywiście lepiej unikać azjatyckiego sprzętu, bo jego producent może niebawem zostać uznany za "dostawcę wysokiego ryzyka". To z kolei wiązałoby się z koniecznością wymiany infrastruktury w krótkim czasie.

Podobne rozmowy przedstawiciel Orange prowadził już choćby w Rumunii.

- Jeśli rzeczywiście takie rozmowy się odbędą i rozmówcy doszliby do wspólnego wniosku, że lepiej nie kupować sprzętu konkretnej firmy, to można by to uznać za czyn nieuczciwej konkurencji. Tyle że w praktyce niepodlegający karze, bo z udziałem, a może nawet wręcz z inspiracji czołowego przedstawiciela polskiej administracji – zauważa prof. Mariusz Bidziński z Wydziału Prawa Uniwersytetu SWPS.

Własny interes

- Na pewno polska gospodarka i Polacy nie mają interesu w rosnących napięciach międzynarodowych, także w zakresie wyścigu technologicznego. Między naszym uczestnictwem w NATO, w Unii Europejskiej, a kontaktami z resztą świata nie ma sprzeczności. Racjonalizm, pragmatyzm, profesjonalizm, odpowiedzialność i mądrość – tym powinni kierować się rządzący krajem - mówi Janusz Piechociński, były wicepremier i minister gospodarki, prezes Izby Przemysłowo-Handlowej Polska-Azja, gdy pytamy go o sprawę Huaweia.

Zdaniem byłego wicepremiera w ostatnich pięciu latach proces budowy nowoczesnej sieci mobilnej został w Polsce opóźniony i sprowadzony do dyskusji od kogo możemy kupić technologię dla naszego bezpieczeństwa, a od kogo nie powinniśmy.

- Dyskusje często są nadmiernie upolitycznione, a nie merytoryczne. Mamy bardzo dużo wypowiedzi polityków, których wiedza w zakresie innowacyjności i technologii sprowadza się do tego, że mogą dostać na spotkaniu z firmą telefon za darmo. Kolejny raz mówimy o 5G w kategoriach polityki, dyplomacji, konsekwencjach dla relacji Polski z partnerami. Nie mówimy o stratach, które powoduje brak decyzji, planie strategicznym i co poprzez tę technologię chcemy i możemy osiągnąć - zauważa były polityk.

Budowa sieci 5G to wielki biznes. Chińczycy chcą na tym skorzystać
Budowa sieci 5G to wielki biznes. Chińczycy chcą na tym skorzystać © GETTY | Barcroft Media

Piechociński – do czego już wszystkich przyzwyczaił – zarzuca nas ogromem liczb i pozornie luźno związanych ze sprawą faktów, które dopiero po chwili łączą się w jedną całość.

I tak – wskazuje Janusz Piechociński - już 32 proc. importu z Chin ma charakter zaopatrzeniowy, a 92 proc. kontenerów drogą lądową z Chin przechodzi przez Polskę, umacniając znaczenie naszego sektora TSL (transport, spedycja, logistyka).

- Huawei to nie tylko 5G, reklama telefonów z Robertem Lewandowskim od lat w roli głównej, lecz także jeden z czołowych technologicznych inwestorów w Polsce, z ciekawymi programami współpracy ze środowiskiem akademickim czy samorządowym - zaznacza Piechociński. I odsyła nas choćby na Politechnikę Warszawską, do przedsiębiorców z branży odnawialnych źródeł energii czy... do władz Serocka.

Mówiąc krótko: walka z chińskim gigantem technologicznym nam się nie opłaci finansowo. Jeśli zaś już musimy z jakichś względów wykluczyć Huaweia z rynku telekomunikacyjnego, to - w ocenie Piechocińskiego - powinniśmy wszyscy trochę poudawać.

Czyli po prostu podmiot ten mógłby nie wygrywać przetargów z różnych względów, ale państwo nie powinno go stygmatyzować. Bo tak jak różne kwestie biznesowe Chińczycy zrozumieją, tak stygmatyzacji nie zaakceptują.

Na inną kwestię zwraca zaś uwagę prof. Robert Gwiazdowski, adwokat i wykładowca na Uczelni Łazarskiego. Spostrzega on, że sprzęt Huaweia był dotychczas często wybierany przez operatorów, bo był tańszy niż rozwiązania konkurencji. Eksperci z zakresu telekomunikacji zaś nie wskazywali, by chińskie produkty były gorsze.

- Skoro więc sprzęt producentów europejskich nie jest lepszy, jest droższy i nie mamy dowodów na to, by był bezpieczniejszy w zastosowaniu, dlaczego mamy z politycznych pobudek podejmować decyzję o ograniczeniu konkurencji? Ostatecznie zapłacą za to wszyscy odbiorcy usług telekomunikacyjnych, czyli po prostu konsumenci - zaznacza Gwiazdowski.

Jego zdaniem rządzący powinni postawić sobie kilka pytań przed podjęciem decyzji: czy przeciętny Polak chce mieć szybciej dostęp do nowoczesnej infrastruktury, która mu się przydaje w biznesie i w życiu codziennym, czy też może na to poczekać w imię realizacji politycznych celów władzy? Czy przeciętny Polak woli mieć taniej czy drożej? I wreszcie: czy istotniejsze jest to, żeby biznes telekomunikacyjny mógł się w Polsce rozwijać, czy żeby zyskać na ograniczeniu konkurencji mogło kilka firm, które akurat z rynku nie zostaną wyrzucone?

- Krótko mówiąc, dbajmy o swoje interesy. Jeśli mamy kogoś wykluczyć z rynku, to zastanówmy się, co na tym zyskamy. Bezpieczeństwo? A Francuzi, Amerykanie czy nawet nasze służby specjalne to nas nie szpiegują? - pyta retorycznie Gwiazdowski.

I dodaje, że jego zdaniem wypowiedzenie wojny gospodarczej Chinom i chińskim technologiom skończy się dla Polski tak samo jak nasze wojowanie przy budowie gazociągu Nord Stream 2 (dwunitkowa magistrala wiodąca z Rosji do Niemiec przez Morze Bałtyckie, która ma transportować 55 mld metrów sześciennych gazu ziemnego rocznie, z ominięciem Polski).

Co ciekawe, podobnie na sprawę patrzy prezydent Andrzej Duda, który wielokrotnie podkreślał, że dobre relacje Polski z Chinami są nam bardzo potrzebne.

"Puls Biznesu" poinformował właśnie, że nawet jeśli rząd znajdzie większość w parlamencie dla ustawy "karczującej" Huaweia z rodzimego rynku, prezydent Duda może skorzystać z prawa weta. "DGP" w marcu 2021 r. z kolei pisał, że tak jak rząd prezentuje w stosunku do Chin podejście jastrzębia, tak Andrzej Duda był gołębiem.

Gazeta podkreślała, że podejście głowy państwa do relacji z Chinami jest "pragmatyczne i serdeczne". Andrzej Duda zaś doskonale zdaje sobie sprawę, że jako głowa państwa musi podkreślać swoją niezależność od rządu Prawa i Sprawiedliwości w tych dziedzinach, w których nie będzie to poczytywane jako atak polityczny. I jedną z tych dziedzin jest polityka zagraniczna.

Przy okazji zaś – co Duda robi ponoć w pełni świadomie – prowadzenie serdecznych rozmów z Chińczykami ma służyć nie tylko polepszeniu relacji z Pekinem, lecz także zmobilizowaniu Waszyngtonu do większego zainteresowania Polską i samym prezydentem.

Naszym rozmówcom w tej kwestii bliżej do podejścia prezydenta niżeli rządu.

- Musimy potrafić mierzyć własny potencjał i analizować różnego rodzaju możliwości. Tymczasem specjalizujemy się w zamykaniu sobie opcji, po czym narzekamy, że ta, która nam została, jest niesatysfakcjonująca - konkluduje prof. Gwiazdowski.

Z kolei prof. Mariusz Bidziński mówi z goryczą: - Mam wrażenie, że wypisaliśmy się już ze wszystkich obozów. Polska zbudowała swój szałas, który przecieka i w każdej chwili może być zdmuchnięty przez wiatr, a rządzący opowiadają nam wszystkim, jaki to piękny szałas, jak jest w nim ciepło i bezpiecznie.

Napisz do autorów:

Źródło artykułu:WP magazyn
huaweisieć 5gchiny
Komentarze (1710)