Bez skoordynowanej polityki banków centralnych może nie udać się zażegnać kryzysu finansowego

Po poniedziałkowej zapaści, wczoraj nastroje inwestorów na pewien czas radykalnie poprawił centralny bank Australii. Obniżył on stopy procentowe najbardziej od 1992 roku, co sprawiło, że na rynku niemal powszechne. stało się oczekiwanie, że również inne banki centralne będą starały się w ten sposób odblokować rynki kredytowe.

08.10.2008 | aktual.: 08.10.2008 09:00

Fed postanowił stworzyć specjalny fundusz, który będzie kupował papiery komercyjne

Takiej decyzji australijskiego banku centralnego inwestorzy na ogół się nie spodziewali. Nie wykluczano wprawdzie możliwości obniżenia stóp procentowych, ale nie bardziej niż o 50 punktów bazowych. Tymczasem rada banku zdecydowała się zredukować podstawową stopę o 100 punktów bazowych, najbardziej od czasu recesji z 1992 roku.

Wzmogło to oczekiwania uczestników rynku, że jeszcze w tym miesiącu decyzji można spodziewać się po bankach centralnych w dwudziestu kilku krajach. Pojawiły się nawet prognozy analityków, że wobec powagi obecnej sytuacji można spodziewać się skoordynowanych działań banków centralnych, mających na celu obniżenie stóp procentowych stosunkowo szybko i w takim stopniu, by było to rzeczywiście odczuwalne dla podmiotów gospodarczych, którym blokada kredytowa bardzo utrudnia, a niekiedy uniemożliwia prowadzenie normalnej działalności.

Taka redukcja była potrzebna

Prezes Banku Rezerw Australii Glenn Stevens powiedział wczoraj w Sydney, że niezwykle duża obniżka podstawowej stopy procentowej została dokonana właśnie w tym celu, by w sposób znaczący zmniejszyć koszty kredytu.

PKB Australii w drugim kwartale wzrósł zaledwie o 0,3 proc., najwolniej od końca 2004 r., a wydatki tamtejszych konsumentów zmniejszyły się po raz pierwszy od 1993 r. Mimo to żaden z ankietowanych przez agencję Bloomberga analityków nie spodziewał się redukcji stóp o cały punkt procentowy. Tym bardziej że przed miesiącem australijski bank centralny obniżył podstawową stopę o 25 punktów bazowych. Była to jednak pierwsza redukcja po 12 kolejnych podwyżkach stóp też o ćwierć punktu procentowego, które wywindowały je do poziomu najwyższego od 12 lat.

Nie wyklucza się więc, że bezpośrednią przyczyną niespodziewanie wysokiej redukcji dokonanej przez australijski bank było to, że w poniedziałek ze światowych rynków wyparowało 2 biliony dolarów. Indeks Dow Jones Industrial Average po raz pierwszy od 2004 r. spadł poniżej 10 tysięcy punktów. A jeśli rzeczywiście o decyzji podjętej w Sydney przesądziło to, co działo się na światowych giełdach, to można ją traktować jako zapowiedź, a nawet początek skoordynowanej akcji o globalnym wymiarze.

Rory Robertson, ekonomista z największego australijskiego banku inwestycyjnego Macquarie Group, uważa za oczywistą potrzebę zsynchronizowanych redukcji stóp procentowych w globalnej skali, bo "tak złej sytuacji na rynkach finansowych nikt nie pamięta".

Na pierwszy ogień Wielka Brytania

O tym, czy rzeczywiście wczoraj w Sydney zaczął się jakiś ogólnoświatowy proces uzdrawiania tej sytuacji przez banki centralne, możemy się przekonać już jutro. W południe ogłosi decyzję w tej sprawie rada Banku Anglii. W tym tygodniu będą też obradowały nad redukcją stóp banki centralne Tajlandii i Korei Południowej.

48 z 61 ekonomistów ankietowanych przez agencję Bloomberga przewiduje, że Bank Anglii obniży podstawową stopę o ćwierć punktu procentowego. Brytyjska Izba Handlu uważa jednak, że już w tym tygodniu podstawowa stopa powinna być obniżona o pół punktu, do 4,5 proc., bo coraz bardziej widoczne są oznaki recesji gospodarczej na Wyspach.

Wskaźnik zaufania tamtejszego biznesu, obliczany na podstawie ankiety w 5100 przedsiębiorstwach, jest obecnie na poziomie najniższym od 1989 roku, kiedy zaczęto go sporządzać. O powadze sytuacji świadczą też najnowsze raporty makroekonomiczne. Produkcja przemysłowa w Wielkiej Brytanii zmniejszyła się w sierpniu po raz szósty z rzędu. To najdłuższy taki okres spadkowy od niemal 30 lat. Wymowa tego raportu jest tym bardziej alarmująca, że produkcja spadła o 0,4 proc. w porównaniu z lipcem, a więc dwa razy bardziej, niż przewidywali ekonomiści. W porównaniu z sierpniem zeszłego roku spadek ten wyniósł 1,9 proc., najwięcej od 2003 r.

Dzień wcześniej podano, że sprzedaż samochodów spadła we wrześniu w Wielkiej Brytanii o 21 proc. i był to piąty kolejny miesiąc pogarszania się sytuacji w tym ważnym segmencie rynku konsumpcyjnego.

Do pogorszenia sytuacji gospodarczej na Wyspach przyczynia się też coraz bardziej widoczne spowolnienie tempa wzrostu w skali globalnej, co zmniejsza popyt na brytyjskie towary za granicą. Strefa euro, największy partner handlowy Wielkiej Brytanii, jest coraz bliższa recesji, bo według najnowszych prognoz Komisji Europejskiej, spadek PKB jest już widoczny w drugim z rzędu kwartale w Niemczech, największej europejskiej gospodarce, i w Hiszpanii, która zajmuje czwarte miejsce w tym ugrupowaniu. Brytyjska firma analityczna Capital Economics uważa, że wobec powagi sytuacji gospodarczej w Wielkiej Brytanii podstawowa stopa procentowa na Wyspach powinna być obniżona "bardzo szybko do bardzo niskiego poziomu". Już w przyszłym roku podstawowa stopa powinna wynosić na Wyspach 3,5 proc., ale coraz bardziej prawdopodobne wydaje się, że będą konieczne jeszcze głębsze redukcje.

Wszystkie oczy skierowane na Fed

Oczywiście im poważniejsza jest sytuacja już nie tylko na rynkach finansowych, ale także w światowej gospodarce, z tym większą niecierpliwością i nieukrywaną nadzieją uczestnicy rynku czekają na decyzje amerykańskiego banku centralnego. Tym bardziej że bez opanowania sytuacji w Stanach Zjednoczonych nie ma co marzyć o normalizacji w innych krajach. Nie tylko dlatego, że amerykańska gospodarka jest największa, ale również dlatego, że tym razem całe zło zaczęło się za oceanem i nie ma szans na poprawę gdzie indziej, dopóki tam nie pojawią oznaki ożywienia. Najbliższe posiedzenie Federalnego Komitetu Otwartego Rynku, który ustala poziom stóp w Stanach, wyznaczono na 29 października.

Cytowana już Capital Economics uważa, że "spodziewana głęboka i długotrwała recesja w USA zmusi Fed do obniżenia stóp do 0,5 proc., poziomu nienotowanego tam od co najmniej pół wieku. Z notowań kontraktów terminowych na Chicago Board of Trade wynika 58-proc. prawdopodobieństwo, że na najbliższym posiedzeniu Fed obniży podstawową stopę z obecnych 2 proc. o trzy czwarte punktu procentowego, a więc do 1,25 proc.

Jest to tym bardziej prawdopodobne, że przyjęty w zeszłym tygodniu plan Paulsona umożliwia już teraz takie działania Fedu, które faktyczny poziom stóp procentowych sprowadzają właśnie do 1,25 proc. Chodzi o to, że podpisana jeszcze w miniony piątek ustawa pozwala Fedowi wypłacać bankom komercyjnym odsetki od trzymanych w banku centralnym rezerw obowiązkowych. John Ryding, były analityk Fedu, określił to jako "ukrytą obniżkę stóp".

Wpływowy amerykański inwestor Bill Gross wezwał wczoraj Rezerwę Federalną do obniżenia podstawowej stopy do 1 proc. z obecnych 2 proc., ze względu na gwałtowny spadek cen aktywów na całym świecie. - _ Mamy już do czynienia z deflacją aktywów i groźba inflacji dawno minęła _ - powiedział Gross. Jest on szefem inwestycji w amerykańskim funduszu Pimco i zarządza największym na świecie funduszem obligacyjnym.

Komentarze: John Higgins

starszy ekonomista w firmie doradczej Capital Economics w Londynie

Skoncentrują się na gospodarkach

Nie sądzę, byśmy mieli jakąkolwiek skoordynowaną akcję banków centralnych. Stopy procentowe muszą spaść, ale oczywiście ze względu na konkretne problemy w każdej poszczególnej gospodarce.

Banki centralne dotychczas starały się pomagać sektorowi finansowemu, masowo zwiększając płynność. Chciały w ten sposób ograniczyć presję na rynek pożyczek międzybankowych. To nie działało. Zamarcie rynku kredytowego to nie przyczyna kryzysu, a jedna z jego konsekwencji. Banki nie pożyczają sobie nawzajem, gdyż boją się o własną pozycję kapitałową. Potrzebują więcej kapitału. Coraz trudniej znaleźć go w sektorze prywatnym. Wciąż bardziej pożądane

staje się zatem dokapitalizowanie ich przez państwo (tak jak w Japonii). Nie znaczy to, że banki centralne nie mają już nic do zrobienia. Mogą teraz skoncentrować się na pomaganiu gospodarkom. Do tej pory nie doceniały skali spowolnienia gospodarczego, a ponadto obawiały się inflacji.

Jeavon Lolay Ekonomista Lloyds TSB w Londynie

Cięcia nie wszędzie konieczne

W obecnej sytuacji obniżenie stóp procentowych nie wszędzie wydaje się konieczne. Ewentualna obniżka powinna dać gospodarkom pozytywny impuls, jednak powstaje pytanie, jak duże będzie to mieć znaczenie dla rynków. Jeśli chodzi o USA, to trzeba się zastanowić, czy dalsze obniżanie stóp nie doprowadzi do niebezpiecznej sytuacji. Na pewno Fed nie chce dalszego spadku stóp procentowych. Wydaje się jednak, że System Rezerwy Federalnej zostanie zmuszony do zejścia poniżej 2 proc. w najbliższym czasie. W Europie sytuacja wygląda trochę inaczej. Uważam, że na Starym Kontynencie obniżka stóp nie jest w tym momencie konieczna. Europejski Bank Centralny nie podejmie na razie takiej decyzji. Pierwszym państwem Unii Europejskiej, które zdecyduje się na obniżenie stóp, będzie Wielka Brytania. Bank Anglii najprawdopodobniej jutro podejmie decyzję co do wysokości obniżki. Myślę, że pozostałe kraje europejskie najwcześniej w przyszłym miesiącu postanowią, co zrobić ze stopami procentowymi.

wywiad Ze Stuartem Greenem, ekonomistą ds. gospodarki światowej HSBC, rozmawia Grzegorz Siemiończyk Obecnie najważniejsza jest stabilizacja na rynkach Czy plan Paulsona lub podobne inicjatywy mogą położyć kres zawirowaniom na rynkach finansowych?

_ Musimy być realistami w odniesieniu do inicjatyw Rezerwy Federalnej oraz amerykańskiego Departamentu Skarbu. Jeśli zastanowimy się nad rokiem 1989, kiedy utworzono w USA Resolution Trust Corp., zobaczymy, że nie powstrzymało to recesji w latach 1990-1991 ani nie zapobiegło trudnym warunkom kredytowym w kolejnych. Pomogło jednak ustabilizować sytuację. Determinacja amerykańskich władz, aby zmienić obecną sytuację, jest czymś pozytywnym, lecz fakt ten nie zwalnia nas z konieczności realistycznej oceny tych działań. _

Czy Waszyngton będzie podejmował jeszcze inne próby ożywienia gospodarki?

_ Przewidujemy, że stopa wzrostu gospodarczego w USA w drugiej połowie tego roku oraz w I kwartale przyszłego będzie niska. Dopiero potem można oczekiwać poprawy. Spodziewamy się więc, że polityka interwencyjna będzie kontynuowana przez następne 12 miesięcy. Oczekujemy kolejnego cięcia stóp procentowych, aż do poziomu 1 proc., a także nowego pakietu zachęt fiskalnych. _

Czy źródła kryzysu w USA i Wielkiej Brytanii są w Pana ocenie podobne?

_ Są podobieństwa i różnice w położeniu tych gospodarek. Wielka Brytania ewidentnie cierpi z powodu pogorszenia warunków kredytowania. Wystarczy spojrzeć na liczbę przyznawanych w Wielkiej Brytanii kredytów hipotecznych. Podczas gdy średnia z ostatniej dekady wynosiła około 90 tys. miesięcznie, obecnie jest to około 35 tys. Dostęp do pożyczek pogorszył się zwłaszcza z perspektywy gospodarstw domowych, a nie przedsiębiorstw. Ten czynnik jest więc podobny w USA i w Wielkiej Brytanii. Jednak na Wyspach sytuację pogarsza fakt, że wzrost brytyjskiej gospodarki napędzały te sektory, które są najbardziej podatne na cykl zmian stóp procentowych, np. budownictwo, wydatki konsumpcyjne, usługi finansowe. Tymczasem USA odnoszą sukcesy w eksporcie, a wymiana zagraniczna ma tam duży wkład w stopę wzrostu PKB. Anglia radzi sobie pod tym względem znacznie gorzej, zwłaszcza że 60 proc. jej eksportu trafia do strefy euro, a kolejne 15 proc. do USA. Oba te obszary wykazują ostatnio słaby popyt wewnętrzny. _

Mimo to władze Wielkiej Brytanii nie zdecydowały się na stymulację gospodarki, podobnie jak amerykańskie?

_ Bank centralny podjął działania na rzecz przywrócenia płynności na rynkach finansowych, pozwalając bankom na zamianę niepłynnych aktywów na pożyczki lub rządowe obligacje. Obciął też stopy procentowe w obecnym cyklu już o 75 pkt bazowych, a zgodnie z naszymi oczekiwaniami, w najbliższym roku nastąpią kolejne obniżki. Musimy więc być ostrożni, mówiąc, że brytyjskie władze nie podjęły prób stymulowania gospodarki. Podjęły i będą przypuszczalnie robić to nadal w ciągu najbliższych 12 miesięcy. _

Czy uważa Pan, że obecne zawirowania, prowadzące do rządowych interwencji, trwale zmienią sposób funkcjonowania rynków finansowych?

_ Coraz częstsze są głosy, że nadchodzi koniec kapitalizmu w takiej wersji, w jakiej go znamy. Ludzie, którzy prognozowali koniec świata, dotychczas się mylili. Musimy być ostrożni w formułowaniu tak daleko idących twierdzeń. Jest jednak faktem, że im więcej rządowych interwencji na rynkach będziemy obserwować, tym więcej będzie się pojawiało wątpliwości względem zakresu regulacji. Kwestię tę można jednak odłożyć na później. Obecnie najważniejsze są stabilizacja oraz próby poprawienia perspektyw wzrostu gospodarczego. _

Czy zgadza się Pan z opinią niemieckiego ministra finansów Peera Steinbruecka, że w wyniku obecnego kryzysu powstanie nowy, multipolarny system finansowy, w którym większą rolę będą odgrywały m.in. fundusze państwowe z Azji?

_ Jest to dobre źródło kapitału, które w przeszłości bywało aktywne, więc naturalne jest, że w niesprzyjającym otoczeniu biznesowym ludzie będą na nie spoglądać jako na potencjalną deskę ratunku. _

Nie obawia się Pan, że turbulencje na rynkach finansowych zwiększą wpływ polityki na sferę gospodarczą?

_ Jeśli spojrzymy na historię gospodarczą kilku ostatnich dekad, zauważymy, że w chwili załamania w sektorze bankowym rządy zawsze mają większą rolę do odegrania w gospodarce. Przykładowo, podczas kryzysu w szwedzkiej bankowości na początku lat 90. rząd w Sztokholmie odgrywał dużą rolę. Od początku obecnych zawirowań sugerowaliśmy, że będziemy mieć do czynienia z większymi wydatkami budżetowymi oraz częstszymi rządowymi interwencjami. W takich okolicznościach, z jakimi mamy dziś do czynienia, rząd pełni unikatową funkcję. _

Jak, Pana zdaniem, będą się kształtowały ceny surowców? Czy spowolnienie gospodarcze doprowadzi do spadku popytu na nie, a zatem i cen?

_ Nie sądzę. Zmienia się struktura wzrostu gospodarczego. Obecnie kraje rozwijające się mają większy wkład w światową stopę wzrostu niż kraje rozwinięte. A gospodarki wschodzące na każdy punkt procentowy wzrostu zużywają więcej surowców niż gospodarki zaawansowane technologicznie. Choć spodziewamy się spadku inflacji, należy oczekiwać, że surowce pozostaną drogie. Banki centralne, w tym polska RPP, zdają się to zauważać i są ostrożne w obniżaniu stóp procentowych. Generalnie, pomimo spowolnienia gospodarczego, popyt na surowce pozostanie wysoki. _

Dziękuję za rozmowę.

Jerzy Boćkowski

Michał Kowalczyk

Grzegorz Siemionczyk

Maciej Wesołowski

Tekst z kolumny nr 2 Gazety Giełdy Parkiet

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)