Bezrobotni a mają pieniądze. Z czego żyją?
Nie chcą się zarejestrować jako bezrobotni. Nie zamierzają też iść do pracy etatowej
27.01.2012 | aktual.: 02.02.2012 13:40
Nie opłaca mi się być zatrudnionym
Adam twierdzi, że nie opłaca mu się pracować w firmie, ani zakładać własnej firmy. Jest wziętym tłumaczem. Co miesiąc ma kilkunastu klientów. Zarabia ok. 4 tys. zł miesięcznie.
- Nie odprowadzam podatków i nie uważam, żebym oszukiwał państwo. To nie jest zarobek, tylko honorarium. Mam stałych klientów i robię im bardzo ekskluzywne tłumaczenia. Pracuję też dla jednego z wydawnictw. Kiedyś myślałem o firmie, ale gdy przekonałem się ile z tym zachodu i jakie podatki musiałbym płacić, postanowiłem z tym poczekać do korzystniejszych czasów. Nie chciałbym jednak zajmować się masówką, tłumaczeniami dokumentów, CV. Pracuję nad literaturą, to moja pasja. Cieszę się, że mogę żyć na jakimś tam poziomie. Tłumacze nie mają lekkiego życia w Polsce. Gdybym miał firmę, to musiałbym tłumaczyć dwa razy więcej, wtedy jakość byłaby dużo słabsza. Może musiałbym mieć współpracowników. Dlatego nie opłaca mi się iść do pracy, być bezrobotnym na zasiłku lub zakładać firmę - twierdzi Adam, mieszka z żoną w Krakowie, ma trzymiesięcznego synka, żona wykłada na uniwersytecie.
Kiedy tylko mogę nie wystawiam rachunków
Karol miał firmę. Jest hydraulikiem w Gdańsku, wykonuje wszelkie naprawy związane z kanalizacją i wodociągami. Dwa lata temu miał pracownika. Wtedy zajmował się poważnymi awariami. Miał nawet umowę z siecią sklepów - zabezpieczał i odbierał do użytku m.in. rury kanalizacyjne w sklepach. Dziś pracuje sam. Kiedy tylko może nie wystawia rachunków. - Ogłaszam się w Internecie, zawsze mam zlecenia. Miałem firmę, ale podatki mnie zjadły. Musiałem ogłosić upadłość, a pracownika zwolnić. Naprawdę było wtedy dużo zleceń. Dlatego teraz wykonuję wszystkie zlecenia na czarno. Tłumaczę klientom, dlaczego. I oni na tym korzystają i ja. Zawszę spotykam się ze zrozumieniem klientów. Mam 52 lata, rodzinę - twierdzi Karol.
"Mam renomę na mieście"
Ania żyje, jak mówi, od zlecenia do zlecenia. Jest kosmetyczką i ma swoją „renomę na mieście”. Mieszka z rodzicami na przedmieściach Katowic.
- Potrafię nawet 4 tysiące wyciągnąć. Mam więcej niż gdybym pracowała normalnie na etacie. Akurat we wrześniu miałam dobry miesiąc. Dużo moich znajomych miało wesela, to im paznokcie robiłam, makijaże. Nawet facetom. Spodobało się i dostałam stałe zlecenia na przygotowanie hostess do pokazów na różnych targach. Te dziewczyny reklamują np. auta, ale też garnki. Moim marzeniem jest pokaz mody, ale to robota dla najlepszych w tym fachu. Na razie nie szukam pracy. Nie chcę harować po osiem godzin za grosze, na zasiłek też nie poszłam, bo w końcu mam robotę - opowiada Anna Dobrzyńska, ma 23 lata.
"Żyję w zawieszeniu. Ale nie narzekam"
Malarka, Weronika Przybysz, poszła się zarejestrować do urzędu pracy dwa lata temu. W zawodzie nie mogła znaleźć pracy, postanowiła poszukać pomocy w "pośredniaku". Jak mówi, tylko się zdenerwowała. - Było krucho z pieniędzmi i poszłam się zarejestrować. Ale urzędniczka od razu mi powiedziała, że z takim wykształceniem to mogę sobie czekać i właściwie po co studiowałem na ASP, mogłam się domyślić, że tak będzie - mówi Weronika. - Dlatego zaczęłam robić wystawy sklepowe za grosze. Jednocześnie chodziłam do butików i sklepów ze sztuką, chciałam sprzedać kolekcję ceramicznych kotów. Dwa lata chodziłam z tymi kotami i w końcu kupił jeden sklep, potem drugi. Chyba koniunktura się polepszyła. Teraz się wściekam, bo widzę w sklepach podróbki moich figurek. Na razie mam z czego żyć, ale na założenie firmy mnie nie stać. Tylko naprawdę zamożnych w tym kraju stać na otwarcie firmy. Żyję w zawieszeniu, nie jestem pracownikiem, ani firmą, ale muszę przyznać, że dobrze na tym wyszłam.
Kogo premiuje system podatkowy?
Nie brakuje osób, które nie chcą się zarejestrować jako bezrobotni. Nie zamierzają też iść do pracy etatowej, nie myślą o założeniu firmy, bo musiałyby mieć pokaźny kapitał i liczyć się z wyższymi kosztami związanymi z założeniem biznesu. Oszukują państwo, a może to państwo nie daje im możliwości legalnej pracy?
- Z punktu widzenia prawnego, pracują na czarno i okradają państwo. Ale nie da się ukryć, że podatki mamy w Polsce takie, że drobny przedsiębiorca ledwo sobie radzi. To przykre, bo wielu nie wybiera pracę na czarno. Nie mają wyboru, nie płacą podatków dlatego, że chcą oszukać, tylko dlatego, że chcą żyć z tego, co potrafią robić. Znam wielu artystów, ale też ludzi, którzy działają w branży wydawniczej, którzy właśnie tak żyją - mówi Joanna Pogórska, doradca personalny, psycholog biznesu.
Krzysztof Winnicki/MA