Brexit. Boris Johnson chce wcześniejszych wyborów. To jeszcze większa niewiadoma
Wniosek o wcześniejsze wybory w Zjednoczonym Królestwie w żaden sposób nie przybliża nas do brexitu. Wszystkie scenariusze, które rysowaliśmy w ostatnich miesiącach, pozostają na stole.
Ogłoszenie informacji o poniedziałkowym głosowaniu nad wcześniejszymi wyborami w Zjednoczonym Królestwie jest z pewnością najgorętszym newsem kolejnego wieczoru pod znakiem brexitu. Taki ruch ze strony rządu Borisa Johnsona nie zmienia jednak krajobrazu pełnego niewiadomych, który rysuje się przed nami.
W dodatku premier dużo ryzykuje. Jego poprzedniczka na stanowisku szefa Rządu Jej Królewskiej Mości, Theresa May, wykonała podobny ruch w 2017 r. Przekonując, że chce wzmocnić swój mandat negocjacyjny, przekonała 18 kwietnia 2017 r. Izbę Gmin do poparcia wcześniejszych wyborów.
Brytyjczycy do urn poszli 8 czerwca i... Torysi stracili samodzielną większość. Z 330-osobowej delegacji w 650-osobowej izbie niższej parlamentu zostało jej 317 deputowanych. Niespełna półtora roku później przeszła do historii jako premier, który przegrał głosowanie największą różnicą głosów. W głosowaniu nad umową brexitową premier poniosła druzgocącą porażkę i przegrała 202 do 432. To była największa różnica w historii brytyjskiego parlamentaryzmu. 24 maja 2019 r. ze łzami w oczach, łamiącym się głosem ogłosiła swoją rezygnacją z urzędu premiera.
Pierwszą niewiadomą jest unijna zgoda na opóźnienie brexitu do 31 stycznia 2020 r. Pomysł poparli już liderzy frakcji politycznych w Parlamencie Europejskim. Jego zwolennikiem jest też większość rządów państw unijnych oraz przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk. Przeciwko trzem kolejnym miesiącom dla Brytyjczyków otwarcie opowiada się jednak prezydent Francji Emmanuel Macron, a decyzja wymaga jednomyślności.
Jeśli zatem ambasadorowie w piątek 25 października nie podejmą jednomyślnej decyzji, konieczny będzie nadzwyczajny szczyt RE, który może zostać zwołany na 29 października.
Francuzi przekonują, że zamiast dawać Brytyjczykom trzy miesiące, należy dać im czas do połowy listopada. Taki scenariusz nie pozwoli na jakikolwiek wpływ wyborów na brexit. Brytyjskie prawo przewiduje bowiem, że wybory mogą odbyć się najwcześniej 25 dni roboczych po rozwiązaniu się parlamentu. Z tego względu Boris Johnson proponuje wybory na 12 grudnia.
Zakładając jednak, że Francuzi zachowają europejską jedność i zgodzą się na przełożenie daty brexitu z 31 października 2019 r. na 31 stycznia 2020 r., nieznany jest wciąż wynik głosowania w brytyjskim parlamencie.
By zachować stabilność systemu, na Wyspach obowiązuje ustawa regulująca zasady rozpisania nowych wyborów – jeśli wniosek złoży rząd, poprzeć musi go 2/3 członków Izby Gmin (Torysi mają dziś 288 głosów i nawet z rebeliantami i północnoirlandzkimi Unionistami daleko im do wymaganych 433).
Gdyby wniosek złożyła opozycja, wystarczyłaby zwykła większość, ale w chwili pisania tego artykułu Laburzyści na wiele sposobów tłumaczą, że nie mogą poprzeć wniosku o wcześniejsze wybory, bo scenariusz bezumownego brexitu wciąż jest na stole, z czym nie zgadzają się Torysi.
W zagmatwanej mapie scenariuszy jest również i ten, że rządowi udaje się wygrać głosowanie i 12 grudnia odbywają się wcześniejsze wybory. W takiej sytuacji to ich wynik zadecyduje o przyszłości brexitu – wygrana Torysów zapewniająca im samodzielną większość pozwoli na przyjęcie ustaw wdrażających porozumienie z Unią Europejską w dowolnie krótkim czasie i brexit wydarzy się najpóźniej 31 stycznia przyszłego roku.
Wygrana Laburzystów rysuje przynajmniej dwa scenariusze. Pierwszym będzie próba ponownego otwarcia negocjacji z Unią Europejską i stworzenie trzeciego po May i Johnsonie "dealu". Drugim gra va banque i rozpisanie ponownego referendum. Oba pomysłu padały z ust lidera Partii Pracy Jeremy’ego Corbyna w różnych okresach dyskusji parlamentarnej o brexicie. Kolejne referendum wspiera także Szkocka Partia Narodowa.
Niewiadomą w przypadku obu laburzystowskich scenariuszy jest reakcja Unii Europejskiej.
Trzecią z możliwości po rozpisaniu wyborów jest utrzymanie stanu, z którym mamy do czynienia dziś, czyli braku samodzielnej większości żadnej z partii i braku większości dla żadnego brexitowego rozwiązania. Taki wynik nie zmieniłby niczego w stosunku do sytuacji, z którą mamy do czynienia dziś.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl