By móc kupić mieszkanie, biorą ślub z zamożnymi
Gdyby żyli w pojedynkę wegetowaliby na granicy ubóstwa. Biorą ślub z zamożnym partnerem, by móc kupić mieszkanie
03.10.2011 | aktual.: 03.10.2011 11:02
Iza ukończyła polonistykę kilka miesięcy temu i jak twierdzi, swoją przyszłość upatruje w zamożnym mężu. Na razie nie ma pracy. Uważa też, jeśli coś znajdzie, na wysoką pensję nie ma co liczyć.
- No tak, szukam bogatego męża. Nie ma innej rady. Polonista w Polsce, zaraz po studiach może pracować w szkole za minimalną pensję. Poszłam na te studia, bo kocham literaturę. Nie mogłabym nic innego studiować – mówi Izabela Strzembosz, absolwentka z Krakowa.
Agata zaś ma pracę, ale mówi wprost: bez bogatego męża byłoby trudno. Ukończyła studia 3 lata temu. Jest pedagogiem i pracuje z trudną młodzieżą w ośrodku. Dorabia też sobie w podstawówce jako pedagog szkolny. Zarabia 1,8 tys. zł na rękę. Wynajmowała pokój w mieszkaniu, jej współlokatorki jeszcze studiowały. Jak mówi, chociaż czas studencki miała za sobą i była poważną panią pedagog, ciągle czuła się jak dziecko. Liczyła się z każdym groszem, nie mogła wziąć kredytu mieszkaniowego, nie protestowała, gdy rodzice wciskali jej do ręki 10 czy 20 zł. Wszystko się zmieniło, gdy poznała chłopaka – Darek był od niej starszy o rok i pracował w banku jako specjalista od kredytów, zarabiał dwa razy tyle co Agata. Po roku wzięli ślub. Agata nie ukrywa, że oboje sugerowali się względami ekonomicznymi.
- Po ślubie łatwiej nam było ubiegać się o kredyt mieszkaniowy. Oboje nie jesteśmy zwolennikami ślubów. Dla nas papierki nie są istotne, nie mieliśmy nawet wesela, poszliśmy tylko do urzędu stanu cywilnego i załatwiliśmy wszystkie formalności. Nie było białej sukni, ani kwiatów. Może ktoś uzna, że jesteśmy wyrachowani. Ale takie jest życie. Jest mi przykro, że mając wyższe wykształcenie, własną pracę nie mogłam być niezależna. Uwielbiam moją pracę i uważam, że jestem w niej świetna, ale ile można mieszkać jak student i z obcymi studentkami. Ja po prostu musiałam się z kimś związać, by móc normalnie żyć – mówi Agata Karpiniuk, ma 28 lat, pracuje i mieszka w Gdyni, pochodzi z Kościerzyny na Pomorzu.
Janusz Tomasik, psycholog społeczny mówi, że gdy partnerzy nieźle zarabiają, zalegalizowanie związku częściej odraczają w czasie. Para chce się sprawić, dotrzeć, dopiero po latach bierze ślub. Nawet, gdy parze rodzi się dziecko, nie widzi ona nagłej potrzeby zalegalizowania związku. Częściej o małżeństwie myślą pary, w których jeden z partnerów jest gorzej sytuowany. Częściej też o małżeństwie myślą osoby, których dochody są porównywalne i należą do niskich. - Nawet jeśli mało zarabiają i oboje nie mają wyższego wykształcenia, chcą brać ślub. Mówią, że nikogo lepszego nie znajdą, a chcą kogoś mieć, żeby czuć się bezpiecznie. Chcą budować tradycyjną rodzinę, z której wyrośli, chociaż zdaj sobie sprawę, że o pomoc będą musieli prosić krewnych, rodziców. O małżeństwie myślą też, te pary, w których jeden z partnerów zarabia gorzej. Po ślubie łatwiej takim parom brać kredyty. Z oczywistych względów osoby najbardziej niezależne finansowo, śluby odkładają. Oczywiście mówimy tu o danych uśrednionych – mówi Janusz
Tomasiuk, psycholog, robi doktorat na temat dochodów w związkach.
Zdanie psychologa potwierdza przypadek Piotra i Ani. Oboje mają po 25 lat i dwa lata temu wzięli ślub. Wychowują roczną córeczkę. Poznali się w „zawodówce”. Ona chodziła do klasy handlowej. A on uczył się w klasie budowlanej. Najpierw pracował jako pomocnik murarza, potem przekwalifikował się i teraz pracuje jako magazynier, jeździ wózkiem widłowym w supermarkecie. Codziennie dojazd do pracy zajmuje mu 2 godziny. Mieszkają na wsi pod Gdańskiem, w domu rodziców Ani. Bez wsparcia dziadków by sobie nie poradzili. Dlaczego zakładali rodzinę, chociaż wiedzieli że sami sobie nie poradzą?
- Uczciwie pracujemy, no ja teraz zajmuję się dzieckiem. Ale jak tylko mała podrośnie wrócę do sklepu mięsnego, w którym sprzedaję. Jesteśmy normalnymi ludźmi, już więcej nie zarobimy. To chyba w naszym kraju jest coś nie tak, że zwykła rodzina nie może się samodzielnie utrzymać. Bez emerytury moich rodziców, nie mielibyśmy co wrzucić do garnka. O własnym mieszkaniu w ogóle nie mówię – opowiada Anna Zawadzka, która jako ekspedientka w sklepie mięsnym zarabiała 900 zł brutto, jej mąż zarabia 1,5 tys. zł brutto.
Częściej to kobiety lub osoby z niskimi kwalifikacjami stają się utrzymankami. Ale nie zawsze tak jest. Adam ma 52 lata i pracował jako dziennikarz. Ma na swoim koncie wiele sukcesów. Ale dwa lata temu stracił pracę. Nowy redaktor naczelny pisma, w którym Adam pracował zreorganizował zespół. Adam jest bez pracy, został wykreślony z rejestru bezrobotnych i nie otrzymuje już zasiłku. - Niestety dziennikarza w moim wieku nikt nie potrzebuje, a urząd pracy też nie jest w stanie znaleźć mi zatrudnienia. Może to niemęskie, ale utrzymuje mnie partnerka. Kochamy się, jesteśmy ze sobą od lat, ona rozumie, że znalazłem się w trudnej sytuacji – mówi Adam, były dziennikarz z 30-letnim stażem.
(toy)/JK