Ceny nieruchomości oderwane od siły nabywczej. Dlaczego płacimy tak drogo?
Dziesięć lat temu za przeciętne wynagrodzenie netto można było kupić 1,4 m kw. mieszkania. Dziś, gdyby ponadto do zakupu 50-metrowego mieszkania zaprzęgnąć kredyt, rata pochłaniałaby 33 proc. miesięcznego wynagrodzenia. Jest to znacznie lepszy wynik niż w 2009 roku, ale wciąż brakuje dużo do tego z roku 2006, kiedy na ratę wystarczyło przeznaczyć 19 proc. pensji. To wszystko oznacza, że siła nabywcza na rynku mieszkaniowym spadła o ponad połowę - wyliczają analitycy Lion's Banku.
25.05.2015 | aktual.: 25.05.2015 16:09
Szerszy dostęp do kredytów od początku XXI wieku pozwalał Polakom szybko zrealizować marzenie o własnym „M”. Rynek mieszkaniowy nie był jednak na taką liberalizację przygotowany. Niedostateczna liczba mieszkań oferowanych w sprzedaży spowodowała, że przy dużej liczbie kupujących ceny zaczęły gwałtownie rosnąć. Dane GUS pokazują, że w 2003 i 2004 roku za metr mieszkania płacono przeciętnie około 1,2 tys. zł. Od roku 2005 ceny zaczęły jednak dynamicznie rosnąć. W największych miastach kres tych wzrostów nastąpił na przełomie lat 2007 i 2008, po czym przyszły spadki cen. Ale w mniejszych miejscowościach zahamowanie trendu wzrostowego przyszło później.
W 2009 roku za przeciętny metr trzeba było już zapłacić prawie 3,6 tys. zł – 3 razy więcej niż pięć lat wcześniej. Kolejne pięć lat nie przyniosło już tak spektakularnych zmian. Na rok 2014 szacowana średnia to ponad 3,9 tys. zł za metr kwadratowy.
Kredyt odrywa ceny mieszkań od zarobków
W latach 2003-2004, gdy zadłużenie Polaków z tytułu kredytów hipotecznych rosło o „zaledwie” kilka miliardów złotych rocznie, za przeciętne miesięczne wynagrodzenie na rękę osoby pracujące na pełen etat mogły kupić 1,3 – 1,4 m kw. mieszkania. W kolejnych latach, gdy zadłużenie na cele mieszkaniowe rosło po kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt miliardów rocznie, ceny mieszkań zaczęły dynamicznie rosnąć odrywając się od poziomu wynagrodzeń. Efekt? W latach 2005 – 2009 możliwości nabywcze stopniały do 0,6 m kw. mieszkania za jedną pensję. Kolejne lata przyniosły niewielką poprawę możliwości nabywczych. Krajowa średnia to obecnie 0,67 m kw. mieszkania za pojedynczą miesięczną pensję netto.
Tanio na kredyt było 8 lat temu
Dane publikowane przez GUS i NBP pozwalają ponadto odpowiedzieć na pytanie – skąd wziął się wzrost popularności kredytów w latach 2003-2007? W latach tych singiel zatrudniony na pełen etat musiał wydać jedynie 20-25 proc. swojego wynagrodzenia na ratę kredytu, zaciągniętego na zakup 50-metrowego mieszkania, przy 20-proc. wkładzie własnym. Co więcej, obliczenia te zakładają zadłużenie w rodzimej walucie, a w latach o których mowa to kredyty walutowe święciły triumfy jako „tańsze”. Trudno się dziwić skokowemu wzrostowi popularności kredytów hipotecznych jako sposobu finansowania zakupu własnego „M”, gdyż za relatywnie niewielką część domowego budżetu można było realizować potrzeby mieszkaniowe. Rekordowy pod tym względem był rok 2006, kiedy singiel musiał wydać przeciętnie 19 proc. swojej pensji, aby opłacić ratę kredytu zaciągniętego w złotych na zakup 50-metrowego lokum.
Załamanie na rynku kredytowym i wzrost cen nieruchomości już w 3 lata później spowodował, że modelowy kredytobiorca musiałby wydawać na podobny cel aż 45 proc. swojego comiesięcznego wynagrodzenia. Kolejne lata przynosiły stopniową poprawę. Najnowsze dane – dla roku 2014 – sugerują, że singiel kupujący 50-metrowe lokum musi wydać na ratę 33 proc. swojego wynagrodzenia.