Ceny surowców nie wytrzymały presji dolara

Ostatnie dni kwietnia i pierwszy „roboczy” dzień maja to istne surowcowe eldorado. Szczególnie dla ropy naftowej. Jeszcze w poniedziałek za baryłkę trzeba było płacić prawie 90 dolarów. Następne dwa dni były niczym dwa wiadra zimnej wody na rozpalone głowy „inwestorów”.

Ceny surowców nie wytrzymały presji dolara
Źródło zdjęć: © Gold Finance

W tym czasie jej cena zjechała o niemal 8 proc. W poniedziałek, 19 kwietnia, wczesnym rankiem baryłkę ropy naftowej gatunku Brent, można było kupić za 84 dolary. Tego dnia agencja Bloomberg poinformowała, cytując maklerów, że ropa tanieje w reakcji na opinie, że wzrost jej notowań w poprzednich dniach do poziomu najwyższego od półtora roku nie ma uzasadnienia w związku z powolnym procesem ożywienia w globalnej gospodarce. Powstrzymując się od złośliwych komentarzy, pomińmy fakt, że to szokujące spostrzeżenie dla wielu „niemaklerów” było oczywiste już dużo wcześniej. Jak się okazało, nie stanowiło to żadnej przeszkody w tym, by w ciągu zaledwie dwóch kolejnych tygodni, a konkretnie 3 maja, cena ropy dotarła w pobliże 90 dolarów za baryłkę, czyli podskoczyła o ponad 7 proc. (zabrakło zaledwie 50 centów i był to poziom najwyższy od jesieni 2008 r.). W tym czasie ożywienie w globalnej gospodarce nie drgnęło nawet o promil. Dość mizernym uzasadnieniem dla tak dynamicznego skoku cen surowca mogło być ledwie
dwucentowe osłabienie się dolara wobec euro w ciągu poprzednich trzech dni. Już dwa dni później, czyli w środę, 5 maja, baryłka z ropą była tańsza o ponad 7 dolarów, czyli o 8 proc. Poważnym argumentem za tak znaczącą przeceną ropy mogłoby być umocnienie się dolara wobec wspólnej waluty z 1,33 do 1,28 dolara, a więc aż o 5 centów (czyli o 3,7 proc.). Mogłoby, gdyby nie fakt, że trwające od początku lutego umacnianie się amerykańskiej waluty z 1,38 do 1,3 dolara za euro nie przeszkodziło baryłce ropy wtoczyć się w tym czasie z niecałych 68, do wspomnianych niemal 90 dolarów (czyli o 33 proc.) w górę. Choć „teoretycznie” powinno powodować spadek ceny surowca. Dla porządku wypada zauważyć, że od lutego do dziś stan globalnej gospodarki nie poprawił się ani o promil. Jedyne co w tym czasie się zmieniło, to nastroje inwestorów oraz prognozy cen ropy, publikowane przez Goldman Sachs. Według tego coraz bardziej znanego banku, baryłka ropy ma niedługo kosztować 99 dolarów.

Jeszcze bardziej niż ropa naftowa, ucierpiała w ciągu ostatnich tygodniu miedź. Kontrakty terminowe na ten metal staniały aż o 18 proc. Przy tej okazji warto przypomnieć, że do niedawna mówiono, że miedź ma „doktorat z ekonomii”, a to ze względu na zbieżność zmian jej cen z przyszłą koniunkturą gospodarczą. Jeśli ta teza jest nadal prawdziwa, to perspektywy gospodarcze nie rysują się w najjaśniejszych barwach. Można mieć tylko nadzieję, że od czasu słynnej afery z manipulacjami cenami miedzi, w wyniku których upadł bank Sumitomo, metal nieco stracił swe „doktorskie” właściwości. A przecież godnych następców słynnego wówczas tradera tego banku, Yasuo Hamanaki, z pewnością nie brakuje. Notowania palladu, platyny, a ostatnio i srebra również zaczęły spadać jak kamień, a raczej jak miedź. Jedynie złoto jako tako się trzyma. Ale ze złotem i dolarem, to już całkiem inna historia.

Roman Przasnyski
Główny Analityk Gold Finance

| Powyższy tekst jest wyrazem osobistych opinii i poglądów autora i nie powinien być traktowany jako rekomendacja do podejmowania jakichkolwiek decyzji związanych z opisywaną tematyką. Jakiekolwiek decyzje podjęte na podstawie powyższego tekstu podejmowane są na własną odpowiedzialność. |
| --- |

eurowalutyzłoty
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)