Co boli, a czym jest silne polskie mleczarstwo

Polskie mleczarstwo znalazło się na rozdrożu. Wraz z zapowiedzianą reformą Wspólnej Polityki Rolnej i związanym z tym zniesieniem kwotowania produkcji mleka, pojawiają się obawy o przyszłość. Rodzi to także konieczność zastanowienia się, jak funkcjonować w zmienionej rzeczywistości.

Co boli, a czym jest silne polskie mleczarstwo
Źródło zdjęć: © Rynek Spożywczy

28.09.2009 09:33

Branża mleczarska ma szereg atutów, które może i powinna wykorzystać. Są także sprawy, nad którymi trzeba popracować. Zmiany rynkowe i polityczne bardzo mocno wpływają na przyszłość producentów i przetwórców mleka w kraju.

Mocni nowoczesnością

Polskie mleczarstwo ma wiele atutów, których wykorzystanie pozwoli stać się jednym z pierwszych w Europie. Podstawową mocną stroną naszego mleczarstwa są nowoczesne zakłady przetwórcze oraz tradycja produkcji wysokiej jakości wyrobów mleczarskich.
- Polskie mleczarnie mają bardzo wysoki poziom zaawansowania technologicznego, często większy niż zachodnie zakłady. W okresie przedakcesyjnym mleczarstwo zaabsorbowało ogromne pieniądze na rozwój. Nie zostały one zmarnowane i dzisiaj mamy w pełni nowoczesne przetwórstwo mleka -uważa Waldemar Broś, prezes KZSM.

Z tym w zasadzie wszyscy są zgodni. - O sile branży świadczy nowoczesność stosowanych technologii. W okresie przedakcesyjnym mleczarstwo korzystało z funduszy, takich jak SAPARD i PROW 2004-06. To pozwoliło nam zmodernizować całą stosowaną technologię. Wiele zakładów za-instalowało całkiem nowe linie produkcyjne, a to zdecydowanie poprawiło jakość produktów - mówi Grzegorz Grzeszkowiak, prezes SM Gostyń. Także Henryk Karpiński, prezes OSM Pajęczno, uważa, że polskie mleczarstwo w okresie przedakcesyjnym dokonało ogromnego postępu technologicznego. - Nowoczesność branży jest jej głównym atutem - mówi prezes Karpiński. Również prezes Związku Prywatnych Przetwórców Mleka docenia nowoczesność przemysłu mleczarskiego. - Niektóre za-kłady dobrze wykorzystały moment, gdy ceny były wysokie w 2007 roku. Dokonano wówczas wielu inwestycji - uważa Marcin Hydzik, prezes ZPPM.

Kolejną przewagą naszego przemysłu mleczarskiego nad zachodnią konkurencją są niskie koszty. - Wiąże się to bezpośrednio także z poziomem zaawansowania technologicznego - nowoczesne linie produkcyjne są bardziej ekonomiczne. Ponadto koszty pracy, koszty produkcji są zdecydowanie mniejsze niż w krajach "starej" Unii. Średnie wynagrodzenie w mleczarstwie wynosi około 2,5 tys. zł - mówi prezes KZSM. Niskie koszty pracy oraz niskie ceny surowca powodują, że cena producenta OMP i masła jest atrakcyjna na rynku światowym. Należy jednak pamiętać, że taki stan nie będzie trwał wiecznie i niedługo nie będziemy mogli skutecznie konkurować ceną na rynkach światowych.

Następnym, jeśli nie najważniejszym, atutem są ludzie. - Obok nowoczesnej bazy technologicznej, silną stroną naszego mleczarstwa jest fachowość zatrudnionych w niej pracowników - uważa Henryk Karpiński. Ludzie to także dostawcy mleka. - Dzięki nim przetwórcy mają zapewnione stałe dostawy surowca dobrej jakości. Trzeba zwrócić uwagę, że cały czas postępuje koncentracja producentów. Gospodarstw jest coraz mniej, a równocześnie zwiększa się ilość i jakość produkowanego mleka - mówi prezes SM z Gostynia. W Polsce rolnicy mają bez porównania większy wpływ na przemysł mleczarski niż ich koledzy na Zachodzie. - Dzieje się tak, gdyż to rolnicy są w łaścicielami spółdzielni, do których należy 85 proc. skupowanego mleka w kraju. Dlatego rola rolników jest większa - uważa Waldemar Broś.

Ludzie to także konsumenci, którzy chociaż nie spożywają największej ilości mleka w Europie, są lojalni w swoich wyborach zakupowych. - Silną stroną na rynku krajowym jest przywiązanie konsumenta do polskich produktów, przywiązanie do wyrobów określonej mleczarni, co ma miejsce zwłaszcza wśród starszych konsumentów. Lecz ta silna strona polskiego mleczarstwa zanika wraz z młodszym wiekiem odbiorców. Dla młodego konsumenta silną stroną polskiego mleczarstwa jest naturalność i wysoka jakość polskich produktów - uważa Krzysztof Sałacki, dyrektor działu analiz Infodome.

Wysoka naturalność, a co za tym idzie jakość, jest jednym z czołowych atutów docenianych przez konsumentów i kontrahentów zagranicznych. Polska jest krajem stosunkowo czystym, gdzie nie używa się tylu chemikaliów w rolnictwie, co na Zachodzie. - Nie można pominąć faktu, że nasze produkty mleczarskie są znacznie bardziej naturalne niż na Zachodzie. W Polsce jest kilkakrotnie mniejsze zużycie nawozów sztucznych i środków ochrony roślin niż np. w Holandii. To wpływa na naturalność i smak mleka oraz jego przetworów. Powinniśmy wykorzystać ten atut - uważa prezes Broś. Również Krzysztof Sałacki docenia naturalność naszego mleczarstwa. - Silną stroną na rynkach UE, choć słabo wykorzystywaną, są polskie warunki naturalne przy produkcji mleka. Mleko w Polsce produkowane jest głównie w czystych ekologicznie regionach, a jakość wyrobów jest bardzo wysoka - uważa.

Oprócz wymienionych tu najważniejszych atutów, Jadwiga Seremak-Bulge z IERiGŻ dodaje jeszcze ciągle istniejące znaczne rezerwy poprawy efektywności produkcji i przetwórstwa mleka w wielu mleczarniach i gospodarstwach oraz wdrożone systemy bezpieczeństwa zdrowotnego i zarządzania jakością praktycznie we wszystkich mleczarniach i w większości gospodarstw dostarczających mleko do mleczarni, skutkujące wysoką jakością surowca i przetworów. Słabi, bo liczni

O tym, że sektor mleczarski czeka jeszcze dużo pracy, nie trzeba nikogo przekonywać. Zdaniem Krzysztofa Sałackiego, polskie mleczarstwo posiada wiele słabych stron, z którymi radzi sobie bardzo opornie.
- Jedną ze słabych stron jest niski stopień koncentracji dostawców mleka. Przy dużej liczbie małych dostawców koszty pozyskania mleka są większe, receptą jest tworzenie grup producenckich. Niestety, producenci mleka łączą się niechętnie. Gospodarstwa nie są wyspecjalizowane w określonym kierunku produkcji, przez co wydajność jest niższa niż w innych krajach Unii. Podejmowane działania, min. wykup kwot mlecznych, przynosi oczekiwane efekty, zmniejsza się liczba producentów mleka przy rosnącym skupie mleka. Lecz te działania podjęte zostały późno i następują zbyt wolno - uważa dyrektor Sałacki.

Inną słabością polskiego mleczarstwa jest duża liczba firm mleczarskich, co zwiększa wewnętrzną konkurencję na rynku. W niektórych przypadkach rywalizacja cenowa przekłada się na gorszą jakość produktów, a możliwości konkurencji pozacenowej są bardzo małe, gdyż jest niewiele marek o ugruntowanej pozycji na rynku.
- Problemem jest rozdrobnienie, zarówno producentów, jak i przetwórców. Konsolidacja jest niezbędna, aby polskie mleczarstwo mogło oprzeć się konkurencji. Tymczasem jest ona właściwie wstrzymana. Główną przyczyną tego stanu, obok kryzysu, są złe przepisy. Środki unijne są rozmieniane na drobne i zamiast wspomagać konsolidację, utrudniają ją. W przyszłości małe zakłady mogą i tak nie przetrwać. Z tej perspektywy przyznawanie pieniędzy małym mleczarniom to spowalnianie procesu konsolidacji - mówi Kazimierz Łoś, prezes Lacpolu.

- Słabością polskiego mleczarstwa jest brak jednolitej reprezentacji, która dbałaby o interesy branży wobec sieci handlowych, rządu i instytucji międzynarodowych - uważa Kazimierz Łoś. Sprawę tę szerzej komentuje Marek Konina, prezes OSM Lubliniec - Dobrodzień. Jego zdaniem, przez brak silnej reprezentacji i wzajemnej solidarności trudno uregulować relacje z sieciami handlowymi. Gdyby zamiast czterech organizacji branżowych była jedna, można by łatwiej negocjować z detalistami czy skuteczniej reprezentować polskie mleczarstwo w Brukseli - uważa prezes Konina, który zwraca także uwagę na brak solidarności wewnątrz branży. - Gdy jedna z mleczarni nie chce zgodzić się na warunki narzucane przez sieci handlowe, na jej miejsce od razu wchodzi inna. Uniemożliwia to wszystkim wynegocjowanie lepszych zasad współpracy - mówi prezes OSM Lubliniec.

Jadwiga Seremak-Bulge za słabe strony polskiego mleczarstwa uważa przede wszystkim rozdrobnienie, zwłaszcza przetwórstwa, i zbyt wolno przebiegające procesy konsolidacji skutkujące słabą pozycją rynkową i negocjacyjną, brak woli i umiejętności współpracy w zakresie polityki i organizacji sprzedaży nadmierne obciążenie majątkiem i niewykorzystanymi zdolnościami produkcyjnymi oraz niską wydajność pracy i nadmierną pracochłonność będącą skutkiem zbyt rozbudowanej struktury produkcji przy niewielkiej skali.

Bolączką całej Polski, a zatem również mleczarstwa, jest chroniczny brak kapitału. Brakuje środków na konsolidacje, na inwestycje czy szeroko rozumiany marketing, zarówno krajowy, jak i zagraniczny. - Za główny problem mleczarstwa uważam brak kapitału. Uniemożliwia to rozwój, hamuje inwestycje, a tym samym komplikuje działania w branży - uważa Krystyna Widera, prezes spółdzielni Jogser.

Nie należy także zapominać o braku silnej polskiej marki. - Przy niewielkiej liczbie silnych marek na rynku, słabą stroną polskiego mleczarstwa jest małe przywiązanie konsumenta do marki, przy dużym wyborze asortymentu. Konsument jest wrażliwy na cenę, drugorzędną rolę odgrywa marka, jakość i wygoda - uważa szef działu analiz In-fodome.

Groźne światowe trendy!

Branża mleczarska nie działa w próżni. W jej otoczeniu jest wiele zagrożeń. Niewątpliwym zagrożeniem są spekulacje cenami produktów mleczarskich na rynkach europejskich i światowych. Znowu może pojawić się załamanie czy nagły wzrost cen.
- Są to rzeczy, na które nie mamy wpływu i trzeba zdać sobie z tego sprawę. Można spotkać się z opinią, że UE wszystko nam zapewni czy zagwarantuje, a tak nie jest. Współczesna, globalna gospodarka to system naczyń połączonych i UE nie jest w stanie wpływać na ceny na całym świecie - mówi Marcin Hydzik.

Natomiast, zdaniem Krzysztofa Sałackiego, podstawowym zagrożeniem jest marginalizacja polskiego mleczarstwa.
- Utrzymanie dotychczasowego masowego eksportu produktów bezmarkowych i silne uleganie wahaniom koniunktury na rynkach światowych jest groźne dla przyszłości branży. Brak koniunktury będzie się równać brakowi możliwości zbytu - uważa Krzysztof Sałacki.

Zagrożeniem dla polskiego sektora mlecznego, według prezesa KZSM, jest globalny brak popytu na artykuły mleczarskie. - Brak poprawy sytuacji na świecie odbija się na naszym mleczarstwie. Szczególnie mocno odczuwają to przedsiębiorstwa, które są zmuszone eksportować swoją produkcję. W takiej sytuacji szukają możliwości sprzedaży na rynku wewnętrznym, co uderza w małe, lokalne spółdzielnie - mówi prezes Broś. Wiele osób dostrzega również zagrożenie w złej i niekonsekwentnej polityce unijnej.

- Poprzez niejasną politykę unijną dotyczącą kwotowania mleka, polscy i europejscy rolnicy są zdezorientowani. Z jednej strony karze się ich za nadprodukcję, a równocześnie podnosi się minimum produkcyjne.

Komisja zmniejszyła minimalny poziom wykorzystania kwoty mlecznej z 70 do 85 proc. - mówi Waldemar Broś, którego zdaniem zmniejszenie dolnej granicy wykorzystania kwoty powoduje frustrację wielu producentów, gdyż zmusza się ich niejako do większej produkcji, gdy ceny są coraz niższe.

- W efekcie za więcej pracy otrzymują mniej. To budzi niechęć ludzi do zarządzeń Komisji Europejskiej - podkreśla prezes KZSM.
- Poważnym zagrożeniem dla polskiego mleczarstwa jest zła polityka unijna. Nie bierze ona pod uwagę specyfiki narodowych gospodarek - mówi Grzegorz Grzeszkowiak.

- Uważam, że zniesienie systemu kwotowania może spowodować zwiększony import do Polski produktów zachodnich koncernów, które radykalnie wówczas mogą zwiększyć produkcję. Zagrożeniem jest wejście na nasz rynek zachodnich koncernów, co już ma zresztą miejsce - dodaje prezes Grzeszkowiak, podając przykład Müllera.

Zagrożeniem jest także dalsze budowanie silnej pozycji sieci handlowych, które będą stawiać coraz większe wymagania. Może to spowodować upadek mniejszych zakładów mleczarskich, które nie spełnią wymagań sieci.

Innym zagrożeniem jest przeniesienie produkcji produktów pod markami własnymi sieci do zagranicznych mleczarni.
- Dużym zagrożeniem jest doprowadzenie do sytuacji, w której mniejsze zakłady produkcyjne będą sukcesywnie zamykane, a obecni liderzy uzyskają słabą pozycję na rynku, która pozwoli im jedynie wegetować.

Zagraniczni przetwórcy powoli przejmą upadające zakłady mleczarskie, tworząc własne silne grupy - uważa Krzysztof Sałacki. Szansą wzrost popytu

Przed polskim mleczarstwem jest sporo szans do wykorzystania. Zdaniem Jadwigi Seremak-Bulge, szansą dla polskiego mleczarstwa jest przede wszystkim wzrost popytu na produkty mleczarskie na świecie i wzrost wymiany międzynarodowej produktami mlecznymi. Podobnego zdania jest prezes ZPPM.

- Szansą jest rynek rosyjski i w ogóle rynki krajów trzecich. Nareszcie z Rosją zaczyna rozmawiać Unia jako całość, a nie każdy kraj oddzielnie - zaznacza Marcin Hydzik, który podkreśla również, że niskie jest spożycie krajowe. Paradoksalnie ta słabość jest też szansą, gdyż jest jeszcze bardzo duży potencjał wzrostu, który można wykorzystać. Aby spożycie było zadowalające, powinniśmy dojść przynajmniej do ok. 250 kg produktów mleczarskich wyrażonych w ekwiwalencie mleka w przeliczeniu na osobę. Nie będzie to jednak proces ani szybki, ani łatwy. Uważam, że może to zająć nawet 10 lat, pod war unkiem że znajdą się pieniądze na promocje, czyli że wszystkie rozpoczęte programy promocyjne będą konstytuowane, oraz że pojawią się nowe - mówi prezes Hydzik.

Także Krzysztof Sałacki podkreśla rolę krajowego spożycia. - Szansą polskiego mleczarstwa jest działanie zmierzające do wzrostu spożycia krajowego produktów mleczarskich, a także budowanie marek na rynku UE. W pierwszej kolejności ważne jest zadbanie o krajowy rynek, a następnie o zbudowanie i rozwój eksportu pod własną marką. Szansą jest rozwój na rynku produktów wysoko przetworzonych, na których realizowany zysk jest większy - mówi.

Potrzebę silnej, polskiej marki mleczarskiej akcentuje Antoni Kogut, prezes Rzeszowskiej Spółdzielni Mleczarskiej Resmlecz. - Potrzebna jest także wspólna marka, którą można promować za granicą. Jej powstanie i odpowiednia promocja jest szansą na rozwój popytu na polskie produkty za granicą - uważa Antoni Kogut. Sprawa powstania silnej polskiej marki nierozerwalnie wiąże się z Funduszem Promocji Mleczarstwa. Jego sprawne działanie i mądre zarządzanie jest niewątpliwie szansą naszego mleczarstwa.

W perspektywie zniesienia systemu kwotowania, także rozwój produkcji mleka można postrzegać jako szansę stania się jednym z liderów na rynku unijnym.

W kryzysie i w warunkach twardej konkurencji szansą dla polskiego mleczarstwa może być produkcja ekologiczna. - Partnerzy z Francji czy Włoch są coraz częściej zainteresowani naszym mlekiem, gdyż można z niego zrobić tradycyjne produkty których nie da się wyprodukować z ich mleka. Polski surowiec jest czyściejszy i bardziej naturalny. W Polsce GMO nie jest jeszcze tak powszechne jak na Zachodzie. Powinniśmy zrobić z tego atut. Zamiast na siłę promować GMO i niemalże przemysłową produkcję mleka, warto się zastanowić nad odmiennym kierunkiem rozwoju - mówi Marek Konina, prezes OSM Lubliniec - Dobrodzień.

Konkluzje

Utrzymanie pozycji konkurencyjnej polskiego mleczarstwa wymaga przede wszystkim przyspieszenia restrukturyzacji i konsolidacji, głównie w sferze przetwórstwa połączonej z uporządkowaniem posiadanego majątku i poprawą wykorzystania potencjału produkcyjnego. Jadwiga Seremak-Bulge zwraca także uwagę na konieczność inwestycji w unowocześnienie bazy magazynowej i logistycznej, wyposażanie linii technologicznych w nowoczesne urządzenia do pakowania oraz poprawę organizacji i efektywności sprzedaży, rozwój marketingu, w tym także poprzez rozwój wspólnych platform sprzedaży, oraz rozwój sieci sprzedaży. Nie mniej ważne jest podejmowanie wspólnych działań w zakresie gwarancji jakościowych i opracowania kodeksu etycznego postępowania. Sektor mleczarski powinien, zarówno na poziomie producentów, jak i dostawców, ciągle doskonalić technologię oraz inwestować w urządzenia poprawiające jakość produktu fi nalnego. Dodatkowo nie można zaniedbywać rozwoju innowacyjnych produktów. Polskie mleczarstwo ma szansę być wiodące w
Europie. Jest nowoczesne, a równocześnie produkty są bardziej naturalne niż na Zachodzie.

Roman Wieczorkiewicz
Rynek Spożywczy

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)