Co robimy na szkoleniach i wyjazdach integracyjnych?

Tańce, hulanki, swawola. A potem walka z potwornym kacem. I kłopoty z frekwencją na zajęciach

Obraz
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

Tańce, hulanki, swawola. A potem walka z potwornym kacem. I kłopoty z frekwencją na zajęciach. Nie okłamujmy się. Tak wygląda większość szkoleń, które finansuje firma, samorząd lub Unia Europejska.

Autobus wypełniony pracownikami centrum outsourcingowego. Z każdym przejechanym kilometrem pasażerowie stają się coraz weselsi. Pijani, krzyczą, płaczą, wpadają sobie w objęcia i się całują. Tak wyjazd na szkolenie, do którego z powodu nadużycia mocnych trunków nie doszło, zapamiętał prof. Mariusz Jędrzejko, socjolog badający zwyczaje panujące w korporacjach. Uczony nie ma złudzeń: niemal każdy czynny zawodowo Polak mógłby opowiedzieć wiele podobnych historii.

60-70 procent szkoleń wyjazdowych zawiera mniej lub bardziej rozbudowany element rozrywkowy – szacuje Andrzej, współzałożyciel firmy trenerskiej, który woli nie ujawniać nazwiska, by nie stracić klientów. Najgorszy jest – według niego – dzień drugi, kiedy to po wieczorze integracyjnym 90 proc. „korpoludów” jest „nie w formie”. Wtedy nawet hiperatrakcyjny temat, podany lekko i dowcipnie – dodaje – zupełnie ich nie kręci. Całą energię zużywają przecież na walkę z ciężkim kacem.

- Jedna z uczestniczek, nawiasem mówiąc dyrektorka oddziału znanego banku, przyszła na zajęcia ze szklanką coli – wspomina Andrzej. – Przez godzinę, pewnie za sprawą dodatku do owego napoju, kobieta była dziwnie nadaktywna. Zadawała podchwytliwe pytania, wyrażała wątpliwości, podważała moją wiedzę i autorytet. Po czym jakby nigdy nic opuściła salę wykładową. A jej chwiejny krok wzbudził u podwładnych nieskrywane rozbawienie.

Ballady i romanse

Grzegorz Turniak, trener z wieloletnim stażem i członek zarządu Stowarzyszenia Profesjonalnych Mówców w Polsce, nie widzi nic złego w tym, że firmy próbują łączyć naukę z rekreacją. Przeciwnie. Uważa, że to służy budowie lepszej atmosfery w zespole, poprawia komunikację między pracownikami oraz pomiędzy podwładnymi a przełożonymi. W rezultacie – wzmacnia u zatrudnionych entuzjazm i motywację.

- Komfortowy ośrodek, basen, sauna, gitara przy ognisku, dyskoteka do białego rana, „piękne okoliczności przyrody”, wszystko to sprzyja integracjom – nie tylko zakrapianym, ale też tym o zabarwieniu erotycznym – śmieje się Turniak. Na jednym ze szkoleń wyjazdowych, które prowadził, gorące uczucie połączyło pewną panią z pewnym panem. Oboje żyli do tej pory w szczęśliwych, jak się wydawało, małżeństwach. Nic więc dziwnego, że pozostali uczestnicy mieli problem z zaakceptowaniem rodzącego się na ich oczach romansu.

- Plotkom, obmowom i wyrazom oburzenia nie było końca. Wątek obyczajowy zdominował wszystko inne – wspomina Grzegorz Turniak. – Musiałem stawać na głowie, by cokolwiek z tego, co miałem uczestnikom do przekazania, rzeczywiście do nich trafiło.

Takich sytuacji – przyznaje szkoleniowiec – nie miał jednak w swej trenerskiej przygodzie zbyt wiele. Nigdy też nie musiał użerać się z amatorami napojów wyskokowych. Nawet gdy wieczorem wypili za dużo, rano wszyscy stawiali się posłusznie na zajęciach.

- Z moich obserwacji wynika, że alkoholowe ekscesy częściej zdarzają się na szkoleniach organizowanych przez przedsiębiorstwa państwowe niż firmy prywatne. Zwłaszcza w dużych międzynarodowych korporacjach ludzie trzymają poziom, bo wiedzą, że szef patrzy i trzeba dbać o reputację – podkreśla Grzegorz Turniak.

Upadek obyczajów

Doktor Marek Suchar, prezes firmy doradczej IPK, mówi, że cudów nie ma: jeśli szkolenie odbywa się w dobrym hotelu czy na promie pasażerskim, aspekt rozrywkowo-integracyjny musi przeważyć.

- Mam wrażenie, że sami pracodawcy nie wpadają z tego powodu w rozpacz. A chyba nawet się cieszą, że pracownicy mogą odreagować – mówi dr Suchar. – Bądźmy szczerzy, niektórzy przedsiębiorcy traktują naukę tylko jako pretekst, aby ludzie mogli się spotkać, rozluźnić, zabalować. No i by móc wrzucić taki wyjazd w koszty.

Jego zdaniem, trudno u uczestników wykrzesać zapał do nauki, gdy szkolenie ma charakter zamknięty, jest finansowane przez firmę i nie kończy się egzaminem. To nie musi wcale oznaczać – zaznacza – że wszyscy ludzie przychodzą na zajęcia pijani. Znacznie częściej po prostu są znudzenie i nawet nie próbują udawać minimalnego choćby zainteresowania tematem szkolenia.

- Kiedyś było nie do pomyślenia, żeby ktoś na wykładach jadł kanapkę, czytał gazetę, odbierał telefon, słał esemesy. Dziś takie zachowania są na porządku dziennym – zauważa szef IPK.

Jak zmienić podejście ludzi? Trzeba kazać im płacić za swą edukację – wskazuje ekspert.

- Jeśliby to sami pracownicy wyszukiwali dla siebie określone zajęcia, zapisywali się na nie z własnej woli i byli zmuszeni do pokrycia ich kosztów w całości, wówczas żadnych problemów z motywacją czy koncentracją by nie było – podkreśla Marek Suchar.

Bezradni trenerzy

Kamil Krzemiński, doświadczony trener z Warszawy, nie czuje się upoważniony do zwracania uwagi uczestnikom. Nie reaguje również wtedy, gdy grupa, zamiast siedzieć na zajęciach, zamyka się w pokoju, aby osuszyć kolejną butelkę wódki, koniaku czy whisky (w tych ostatnich trunkach celuje głównie kadra menedżerska). Szkoleniowiec wychodzi z założenia, że klient, czyli pracodawca, bierze pod uwagę to, iż pracownicy mogą wykorzystać wyjazd na ostrą balangę. - To nie my, usługodawcy, oceniamy grupę, ale grupa ocenia nas – trzeźwo zauważa Krzemiński. – Zresztą czy dyscyplinowanie pracowników miałoby sens? Byłoby to leczenie skutków, a trzeba chyba leczyć przyczyny choroby, którą jest totalne rozluźnienie panujące na większości integracji w różnych Jastarniach, Sopotach i Zakopanych. Uczestnicy zachowują się dziwnie, bo chcą zapomnieć o frustracjach i presji, której są poddani na co dzień.

Prof. Mariusz Jędrzejko opowiada, jak menedżer zespołu usprawiedliwiał pasażerów wesołego autobusu, którym jechał na szkolenie dla centrum outsourcingu. Ów team-leader z rozbrajającą szczerością wyjaśniał, że jego podwładni są ofiarami nadmiernej eksploatacji i stresu w pracy. W związku z czym muszą jakoś dać upust emocjom, a innych możliwości, niż alkohol, nie mają.

Mirosław Sikorski/MA

Wybrane dla Ciebie

Ceny prądu zamrożone do końca roku. A co potem? Padła ważna deklaracja
Ceny prądu zamrożone do końca roku. A co potem? Padła ważna deklaracja
Nowy obowiązek dla budujących i remontujących domy. Chodzi o światłowód
Nowy obowiązek dla budujących i remontujących domy. Chodzi o światłowód
Tańsze sanatorium. Nowe stawki już od października
Tańsze sanatorium. Nowe stawki już od października
Seniorka zostawiła pieniądze pod śmietnikiem. Straciła oszczędności
Seniorka zostawiła pieniądze pod śmietnikiem. Straciła oszczędności
Nowa usługa w popularnej sieci. Ma być dostępna w każdym sklepie
Nowa usługa w popularnej sieci. Ma być dostępna w każdym sklepie
Zabytek oddany za złotówkę i odkupiony za miliony. Historia wieży z Mazur
Zabytek oddany za złotówkę i odkupiony za miliony. Historia wieży z Mazur
Rok się nie skończył, a limit na ścieki tak. Kłopot pod Poznaniem
Rok się nie skończył, a limit na ścieki tak. Kłopot pod Poznaniem
Zapłacił za węgiel. Sklep nagle zniknął. Policja ostrzega
Zapłacił za węgiel. Sklep nagle zniknął. Policja ostrzega
Czy do łosi będzie można strzelać? Resort rolnictwa komentuje
Czy do łosi będzie można strzelać? Resort rolnictwa komentuje
Tony truskawek z Egiptu z zakazem wjazdu. Oto co wykryły służby
Tony truskawek z Egiptu z zakazem wjazdu. Oto co wykryły służby
Koniec sporu o kebaba. Turcy wycofali wniosek z UE
Koniec sporu o kebaba. Turcy wycofali wniosek z UE
Skarbówka wyprzedaje auta. Wśród nich kultowa toyota za 8 tys. zł
Skarbówka wyprzedaje auta. Wśród nich kultowa toyota za 8 tys. zł