Co wymyśli Rezerwa Federalna?

Sesja po dużych przecenach jest bardzo często trudna dla inwestorów, bo mają oni problem z jej interpretacją. Jeśli był to wypadek przy pracy to trzeba kupować, a jeśli początek czegoś większego to trzeba sprzedawać.

Co wymyśli Rezerwa Federalna?
Źródło zdjęć: © Fot. Xelion

24.06.2009 09:27

Sesja po dużych przecenach jest bardzo często trudna dla inwestorów, bo mają oni problem z jej interpretacją. Jeśli był to wypadek przy pracy to trzeba kupować, a jeśli początek czegoś większego to trzeba sprzedawać.

Nic dziwnego, że na giełdach w USA panowała niepewność pogłębiana dodatkowo przez oczekiwanie na komunikat FOMC (środa) oraz przez świadomość końca półrocza, który to okres może doprowadzić do wzrostu indeksów (window dressing). Dane z rynku nieruchomości nikomu specjalnie mocno nie pomagały, bo można je było bardzo różnie interpretować. W komentarzach można przeczytać, że popsuły nastroje, ale to zdecydowanie nie jest prawda, bo akcje największych deweloperów (DR Horton I KB Home) drożały.

Bardzo interesujące rzeczy działy się na rynkach innych niż giełdy akcji. Zadziwiająco zachowywał się kurs EUR/USD. Od rana rósł, bez chwili zatrzymania i zakończył dzień wzrostem o 1,7 procent. Taka zwyżka nie jest na tym rynku czymś normalnym. Pozostawało poszukać powodów takiej przeceny dolara. Oczywiste było, że nie jest to sygnał zwiększonego apetytu na ryzyko, bo na rynkach akcji nie widać było entuzjazmu. Wydaje się, że za wzrostem kursu stał splot trzech czynników. Po pierwsze już rano analitycy japońskiego Mizuho Corporate Bank powiedzieli, że kurs USD/JPY może niedługo spaść o około 6 procent. W Japonii wypowiedział się również Pierre Cailleteau, CEO Moody's Sovereign Risk Group. Stwierdził, że co prawda Moody’s podtrzymuje rating AAA dla długu USA, ale… pod warunkiem braku problemów z redukcją zadłużenia USA oraz tylko wtedy, jeśli nie spadnie znaczenie dolara jako międzynarodowej waluty rezerwowej. Jak dobrze wiemy to są bardzo trudne warunki. Potem włączył się Axel Weber, członek rady EBC.
Stwierdził, że bank wykorzystał swoje pole manewru, jeśli chodzi o obniżki stóp procentowych, a poza tym, że podejmowanie dodatkowych kroków nie jest teraz potrzebne. Słabnący dolar musiał, szczególnie po poniedziałkowej przecenie, doprowadzić do odbicia na rynku surowców, ale problem w tym, że było to bardzo silne odbicie, które stawia duży znak zapytania nad trwałością rozpoczętej w poniedziałek korekty.

Na rynku akcji trwało nerwowe poszukiwanie kierunku. Drożały spółki sektora finansowego i surowcowego, ale taniały te z sektora przemysłowego. Na południe prowadził je Boeing, który opóźni pierwsze testowe loty swojego nowego samolotu 787 Dreamliner. Spadek ceny akcji Boeinga szczególnie mocno szkodził indeksowi DJIA. W zasadzie od początku sesji indeksy oscylowały wokół poziomu poniedziałkowego zamknięcia. Widać było, że zarówno byki i niedźwiedzie nie kwapią się do ataku. Taka sytuacja trwała do końca tej, zakończonej neutralnie sesji. To nie był sukces byków, ale zobaczymy, co będzie się działo dzisiaj po posiedzeniu FOMC.

W Polsce we wtorek złoty od rana próbował się osłabić, ale polowanie na odbicie w USA podnosiło kurs EUR/USD, a to bardzo szybko zaczęło pomagać naszej walucie. Kursy osuwały się i kolejny raz było widać, że rynek kompletnie nie boi się nowelizacji budżetu. Po wystąpieniu ministra finansów potwierdziło się, że tak rzeczywiście jest. Złoty nie zareagował. Minister zapowiedział nowelizację ustawy budżetowej, zgodnie z którą PKB wzrośnie w Polsce o 0,2 proc. (a nie o zakładane 3,7 proc.), a deficyt budżetu centralnego wzrośnie do 27 mld PLN (z pierwotnie zakładanych 18,2 mld PLN). Pamiętać trzeba o tym, że minister mówi jedynie o deficycie budżetu centralnego, a nie o deficycie sektora finansów publicznych, z którego rozlicza nas Komisja Europejska. Skoro oczywiste jest, że brakuje jeszcze przynajmniej 10 mld PLN to znaczy, że minister będzie ciął wydatki albo przerzuci je poza budżet centralny, co oczywiście sytuacji nie poprawi. Ponieważ podatki w tym roku nie wzrosną to należy zakładać, że wydatki będą
cięte, co w kryzysie jest równoznaczne z popełnieniem seppuku.

Na GPW początek wtorkowej sesji był jeszcze bardziej gwałtowny niż na innych giełdach europejskich, gdzie też przecież spokojnie nie było. Zmiany WIG20 (spadek, wzrost, spadek, wzrost) w ciągu dwóch pierwszych godzin sesji były naprawdę spore (po dwa, a nawet trzy procent w każdą stronę). Obrót był tym razem bardo duży, co sygnalizowało, że większe kapitały zaczęły bronić rynku. Nie mniejsze jednak sprzedawały, czyli podsumowując: różnice w ocenach rynku były olbrzymie.

Po tych gwałtownych zmianach kierunków nastąpiło uspokojenie z lekką tendencją do osuwania się indeksów. Po południu WIG20 wrócił jednak znowu nad kreskę, ale bardzo spokojne zachowanie rynków europejskich nie zachęcało do większych zakupów. Przed rozpoczęciem sesji w USA, kiedy kontrakty na amerykańskie indeksy zaczęły się osuwać, WIG20 znowu zabarwił się na czerwono, ale sesję kończyliśmy kosmetycznym jedynie spadkiem. W drugiej połowie sesji dynamika wzrostu obrotu znacznie spadła, co sygnalizowało, że podaż i popyt są zadowolone z osiągniętych poziomów. Układ techniczny się nie zmienił i sygnały sprzedaży nadal obowiązują.

Piotr Kuczyński

główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)