Coraz mniej podrobionych banknotów w obrocie. Takich fałszerzy jak "Napoleon" już nie ma
Z każdym rokiem w obrocie jest coraz mniej podrobionych banknotów.
Liczba ujawnionych falsyfikatów banknotów i monet zmalała w 2017 roku o 23,55 proc. w stosunku do 2016 r. – poinformowała Polska Agencja Prasowa.
Narodowy Bank Polski szacuje, że w zeszłym roku na milion banknotów i monet przypadało 1,91 sztuki falsyfikatów.
W ubiegłym roku ujawniono 5 tys. 156 falsyfikatów banknotów i 1 tys. 273 falsyfikaty monet. Rok wcześniej ujawniono 6 tys. 919 falsyfikatów banknotów i 1 tys. 490 falsyfikatów monet.
NBP podał też, że w roku 2015 i 2014 ujawniono odpowiednio 7 tys. 803 i 11 tys. 549 falsyfikatów banknotów i 2 tys. 299 i 4 tys. 250 falsyfikatów monet.
Oszuści czy artyści?
W swojej najnowszej historii Polska miała kilku wybitnych fałszerzy, którzy nie mając do dyspozycji skanerów i drukarek, z których korzystają współcześni fałszerze, tworzyli wierne podróbki, a do tego grali z milicją w ciuciubabkę. Najbardziej znanymi są "Napoleon" i "Matejko", dwie legendy świata fałszerzy, których wybory życiowe raczej nie zasługują na aprobatę, ale nie można im odmówić cząstki geniuszu.
Czesław Bojarski, który uznawany jest za najwybitniejszego polskiego fałszerza wszech czasów. Urodził się w 1912 r. w Łańcucie. Po 1939 r. znalazł się poza granicami Polski – najprawdopodobniej brał udział w kampanii wrześniowej i dostał się na Węgry. Niektórzy autorzy piszą, że uciekł z transportu na roboty przymusowe w Rzeszy.
Po wojnie pozostał we Francji. Choć w Polsce zdobył wyższe wykształcenie, to z powodu słabej znajomości języka mógł podejmować się tylko najprostszych prac. Nie czuł się z tym dobrze, bo był ambitnym i twórczym człowiekiem: zaprojektował nowy model szczoteczki do zębów, maszynkę do golenia, kapsułki do ekspresu do kawy… Nie zdążył ich opatentować, bo jego firma zbankrutowała.
Nie chcąc pozostawać na utrzymaniu teściów, wpadł na pomysł wyprodukowania potrzebnej ilości pieniędzy. Do sprawy podszedł metodycznie: pierwsze dwa lata poświęcił na studiowanie francuskich banknotów i doskonalenie metod, a później z werwą przystąpił do pracy.
Krył się na tyle dobrze, że nawet rodzina żyła w przekonaniu, że Bojarski prowadzi firmę handlową. On tymczasem na piętrze domu produkował pliki banknotów. Aby zmniejszyć ryzyko namierzenia przez policję, wprowadzał je do obrotu w różnych miastach. Po tym, jak wprowadził do obrotu kilkaset tysięcy banknotów o nominale 100 tys. franków, przerzucił się na banknoty 5-tysięczne.
Policja po raz pierwszy wpadła na jego trop w 1957 r., ale o tym, że poszukiwania szły w złym kierunku niech świadczy fakt, że funkcjonariusze zakładali, że w proceder zamieszana jest szajka co najmniej 10 osób – plus trudna do określenia liczba dystrybutorów.
Niedoskonały włos Napoleona
Tymczasem wszystkie fałszywki wychodziły spod ręki jednego człowieka, który w 1960 r. stanął przed nie lada wyzwaniem. Ogłoszono denominację, a Centralny Bank Francji wprowadził nowe banknoty. Były znacznie lepiej zabezpieczone, więc Bojarski od początku musiał opracowywać metody podrabiania.
Jego ambicją było sfałszowanie banknotu stufrankowego, który przedstawiał Napoleona Bonaparte. Ćwiczył uparcie i choć do dyspozycji miał "domowe" metody (papier podrabiał rozpuszczając w wodzie bibułę od papierosów, a efekt postarzenia uzyskiwał dzięki zmieszaniu banknotów z kurzem i popiołem), swoje podróbki doprowadził do perfekcji. Policja bezwładnie rozkładała ręce – fałszywki był tak dobre, że nie poddając poszczególnych egzemplarzy szczegółowej analizie, nie było możliwości odróżnienia podróbki od oryginału.
Podobno nie istnieje przestępstwo doskonałe i każdy, wcześniej czy później, popełni błąd, który go zdradzi. Bojarski poświęcił niewystarczająco dużo uwagi skopiowaniu wizerunku Cesarza Francuzów, a konkretnie – jeden z kosmyków włosów na jego banknotach był dłuższy niż w oryginale. Wprawdzie niedoskonałość ta była widoczna dopiero pod mikroskopem, ale i tak okazała się przełomem w sprawie nieuchwytnego fałszerza.
Trochę jeszcze wody upłynęło w Sekwanie, zanim został namierzony. W 1962 r. Bojarski złamał zasadę, że działa w pojedynkę – i zlecił rozprowadzanie pieniędzy innemu przebywającemu na emigracji rodakowi. Wspólnik wykazał się ogromną lekkomyślnością, gdyż zaprosił do współpracy swego szwagra, który za nic miał "procedury bezpieczeństwa" i zamiast dbać o to, by pieniądze upłynniane były w różnych miastach, wprowadzał duże ich ilości w pobliskim urzędzie pocztowym.
Policja dość szybko go namierzyła i stąd już prosta droga do zidentyfikowania Bojarskiego. Tak oto w 1964 r. funkcjonariusze zapukali do drzwi genialnego fałszerza, kładąc kres jego działalności.
Bojarski zrozumiał, że to już koniec. Nie zaprzeczał, wprost przeciwnie: przyznał się do podrabiania banknotów jeszcze sprzed denominacji, objaśnił też organom ścigania metody produkcji i pokazał swoją taśmę produkcyjną. Bo jak przegrać, to też z klasą.
Sąd zadecydował, że Bojarski spędzi kolejne dwie dekady za kratami. Wyszedł po 13 latach za dobre sprawowanie. Po wyjściu z więzienia jakby zapadł się pod ziemię i nie wiemy, czym zajmował się przez resztę życia. Zmarł w 2003 r.
Więcej historii o polskich fałszerzach przeczytacie w tym artykule:
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl