Coraz wyraźniejsze odbicie na rynku nieruchomości w USA
Mimo spadku dochodów Amerykanów (w czerwcu o 1,3 proc.), indeks liczby transakcji sprzedaży domów wzrósł w Stanach po raz piąty z rzędu, co nie zdarzyło się od sześciu lat.
04.08.2009 | aktual.: 05.08.2009 08:22
Spadek dochodów Amerykanów choć największy od czterech lat nie zrobił większego wrażenia, ponieważ w maju wzrósł dokładnie o 1,3 proc. za sprawą jednorazowego zasilenia kont Amerykanów przez administrację Obamy. W czerwcu tego efektu już nie było stąd spadek przychodów. Wzrosły za to wydatki - o 0,4 proc., ale także tylko pozornie. Uwzględniając inflację otrzymujemy spadek wydatków o 0,1 proc.
W zasadzie łączenie tych informacji z danymi o wzroście liczby umów sprzedaży domów (jest ich o 6,7 proc. więcej niż przed rokiem) nie ma dużej wartości. Sam wzrost liczby transakcji jest jednak budujący - po pierwsze ułatwia wycenę niektórych aktywów powiązanych z rynkiem nieruchomości, po drugie daje nadzieję na ożywienie tego sektora. Warto zwrócić uwagę na pewną analogię do rynku polskiego - liczba transakcji rośnie, choć kredyty hipoteczne nadal są trudno dostępne (zarówno w USA, jak i u nas). Decydującym czynnikiem jest więc cena (domy w Stanach są tańsze o 17 proc. niż przed rokiem) nieruchomości, a nie dostępność czy oprocentowanie kredytów, co dotyczy także naszego rynku (gdzie również liczba transakcji rośnie od początku roku).
GPW nie była tymi danymi zainteresowana w najmniejszym stopniu. Przez cały dzień obserwowaliśmy płytką i beznamiętną korektę, która rozegrała się w przedziale 30 pkt dla WIG20. Nic więc dziwnego, że niewielka zmienność nie przyciągnęła uwagi inwestorów - obroty podliczono na 1,4 mld PLN.
Największe transakcje przeprowadzano papierami Pekao, który ogłosił lepsze niż się spodziewano wyniki za I półrocze. Notowania akcji banku spadły jednak o 4,5 proc. rzekomo za sprawą plotek o możliwej sprzedaży resztówki akcji banku przez skarb państwa (ma ok. 4 proc. akcji). Plan ich sprzedaży nie jest jednak niczym nowym i jest przypominany za każdym razem, ilekroć minister skarbu mówi o przyspieszeniu prywatyzacyjnym.
Złoty umocnił się rano, później sporo tracił, a na koniec dnia odrobił część strat. W efekcie jego notowania nie różnią się istotnie od wczorajszego zamknięcia, a wahania formy możemy przypisać realizacji zysków przez część inwestorów (znamienne, że towarzyszy temu eksplozja opinii o długoterminowym trendzie wzrostowym złotego, choć ten trwa ledwie od miesiąca.
Notowania surowców czy indeksów giełdowych giełd zachodnich także przechodziły dziś nieznaczną korektę, która była tyleż pożądana, co stosunkowo trudno uzasadnić jej pojawienie się akurat w tym dniu i o takiej sile. Bezpieczniej wspomnieć o realizacji zysków.
Emil Szweda
analityk
Open Finance