Cukier mało polski

Krajowa Spółka Cukrowa SA jest ostatnim polskim podmiotem na naszym rynku cukru. O tym, jak daje i będzie sobie dawała radę w konkurencji z zagranicznymi koncernami, mówi jej prezes Marcin Kulicki.

Cukier mało polski
Źródło zdjęć: © Rynek Spożywczy

02.10.2009 | aktual.: 03.10.2009 10:21

*Glinojeck, największa cukrownia w Polsce, został kupiony przez Niemców, a nie przez KSC. Co Pan na to? *
Jest to wydarzenie na rynku cukru w Polsce bardzo istotne. Pierwsza tak duża transakcja po przeobrażeniach, które miały miejsce wcześniej, i bardzo żałuję, że nie my jesteśmy nabywcami. Od początku, kiedy tu jestem, uważam, że była to znakomita okazja dla KSC. Położenie Glinojecka, skala produkcji, obszary plantacyjne - wszystkie te aspekty przemawiały za tym, żebyśmy to my byli właścicielami tej cukrowni. Sytuacja, w której z polskiego rynku wycofuje się taka firma, jak British Sugar Overseas (BSO), rzadko się zdarza i okazję t ę należało po prostu wykorzystać. Zwłaszcza że zdecydowanie twierdzimy, iż potencjał cukru, jaki mamy, czyli 550 tys. ton, jest zdecydowanie zbyt mały, aby KSC SA się rozwijała, aby wzmacniała swoją pozycję i aby w pewnym momencie nie została sprowadzona do pozycji małego lokalnego producenta, który będzie bardzo podatny na ogólnoeuropejskie działania grup producenckich, które niestety mogą doprowadzić do rzeczy najgorszej, czyli wyeliminowania nas z rynku.

Jakie według Pana to przejęcie będzie miało bezpośrednie konsekwencje dla KSC SA?
Myślę, że sprawa Glinojecka długo jeszcze będzie rozpatrywana w mojej firmie jako, nie powiem, że porażka, ale brak sukcesu, ponieważ kwota na sprzedaż 150 tys. ton cukru, który miała BSO, oraz zdolność rafinowania cukru trzcinowego, która wynosi 180 tys. ton, to jest potencjał, o którym my, jako zarząd KSC SA, marzymy - taki cel postawiliśmy sobie w strategii na najbliższe pięć lat. To była znakomita okazja do tego, żeby zrealizować strategię w pierwszym półroczu działania. Dodatkowo, w ramach reformy europejskiego rynku cukru, KSC została zmniejszona kwota na produkcję cukru o blisko 150 tys. Niestety, straciliśmy okazję do odbudowania naszego potencjału i wejścia w rafinację cukru surowego czy trzcinowego, ponieważ cukrownia Glinojeck kończy budowę instalacji do jego rafinacji.

Przejęcie cukrowni w Glinojecku rodzi także duże zagrożenie dla KSC SA, ponieważ Pfeifer & Langen (nowy właściciel cukrowni w Glinojecku - przyp. red.) staje się drugim graczem na polskim rynku. Gdy zsumujemy udział niemieckiego kapitału cukrowniczego w Polsce, to nagle z głównego producenta stajemy się producentem o zdecydowanie mniejszym potencjale. To grozi pewnym złym obrotem spraw na przyszłość - walką konkurencyjną, którą będzie nam zdecydowanie trudniej prowadzić. Proszę pamiętać o tym, że mamy ograniczony potencjał, a otoczeni jesteśmy przez niemieckie koncerny, które działają nie tylko w Polsce, ale też w całej Unii Europejskiej. Po za tym stopień przeobrażeń i przygotowania niemieckiego przemysłu cukrowniczego do tej ostrej konkurencji jest wyższy niż nasz.

Dlaczego nie udało się przejąć cukrowni w Glinojecku? Czy była to zaporowa cena, której chciała BSO?
Nie chciałbym mówić o konkretnych kwotach, natomiast myślę, iż w głównej mierze zdecydowało to, że w momencie, kiedy BSO ogłosiła sprzedaż swoich aktywów w Polsce, Krajowa Spółka Cukrowa nie przystąpiła do negocjacji. Oczywiście w ubiegłym roku sytuacja spółki była mniej korzystna, ponieważ była strata, ale można było przewidzieć napływ pomocy restrukturyzacyjnej i tę zasobność KSC, którą mamy obecnie. Zresztą poprzedni zarząd dość obszernie wypowiadał się na temat zysku, który będzie miała spółka w 2009 roku, natomiast nie zrobił wiele w kwestii podstawowej, czyli budowie potencjału. W momencie, kiedy Pfeifer & Langen uzyskał wyłączność na zakup Glinojecka, zmienił się zarząd KSC SA. Później co prawda zostaliśmy dopuszczeni do negocjacji, ale chyba bardziej na zasadzie przestraszenia przeciwnika, niż na zasadzie poważnych rozmów. Brytyjczycy tłumaczyli to tym, że stopień zaawansowania negocjacji z Pfeiferem jest na tyle duży , że nie ma potrzeby rozpoczynania rozmów z nowym partnerem. Sądzę, że
nieprzystąpienie do negocjacji na samym początku było błędem taktycznym, ponieważ byliśmy w stanie przebić propozycję konkurencji. Jak już mówiłem, zupełnie inaczej pozycjonowałoby to KSC SA w grze w skali europejskiej.

Polska była wiodącym producentem cukru. Jak to wygląda teraz, czyli gdzie byliśmy, jesteśmy i gdzie możemy być?
Polska była uważana za potęgę w produkcji cukru. Liczba cukrowni w Polsce, potencjał eksportowy był zawsze olbrzymi. W momencie wejścia do UE, weszliśmy w rygor regulacji europejskiej. Dodatkowo w polskie cukrownictwo uderzyła unijna reforma rynku cukru. Myślę, że w pewnym momencie zaniedbano poziom negocjacyjny, od którego polskie cukrownictwo mogłoby wystartować. Ograniczając w tak znacznym stopniu limit dla Polski, spowodowano, że polskie cukrownictwo nie ma obecnie dużych szans rozwoju. Myślę, że o tym, iż staniemy się importerem cukru, wiedziano już w momencie rozpoczęcia negocjacji. Świadomie zaplanowano deficyt i ograniczono produkcję.

Sądzi Pan, że była szansa na to, żeby nie dopuścić do tej sytuacji?
Trudno jest to oceniać w tej chwili jednoznacznie. Oczywiście decyzje były podejmowane w określonym czasie, kiedy było wiele niewiadomych i pytań dotyczących rynku. Ocenianie z perspektywy kilku lat, kiedy wiemy, jak on funkcjonuje i co z tego wynikło, byłoby może niesprawiedliwe, ale uważam, że na pewno należało zawalczyć o większy limit produkcji cukru. Nie ma co ukrywać, że dla Francuzów czy Niemców, liderów na europejskim rynku cukru, których rynki są znacznie większe od naszego, idealnym rozwiązaniem jest, żeby Polska nie była producentem, ale rynkiem zbytu cukru. Oczywiście wszystko to pod szczytnym hasłem ograniczania kosztów, koncentracji produkcji i stawania się konkurencyjnym przemysłem wobec światowego rynku cukrowego. Polska weszła w ten rynek z zupełnie innego poziomu niż Niemcy czy Francuzi. Oni mieli kilkadziesiąt lat na uporządkowanie spraw związanych z koncentracją produkcji, modernizacją, rozwojem tego przemysłu. Polska weszła w ten rynek z bardzo rozdrobnioną produkcją, zakłady były bardzo
zapóźnione, jeżeli chodzi o poziom techniczny itd. Przeobrażenia, które zaszły na naszym rynku w ostatnich latach, mimo że bolesne, były olbrzymie. To , co zostało z dawnego potencjału, jest na poziomie światowym. Została Krajowa Spółka Cukrowa SA.
Z perspektywy czasu uważam, że zachowanie narodowej tożsamości przez KSC było bardzo dobrym pomysłem. Przemysł cukrowniczy to jest dochodowy biznes. Walka o polskość, czyli zachowanie narodowych relacji między producentem cukru a producentem buraka cukrowego, była słuszna. KSC SA, mimo wcześniejszych problemów, jest obecnie w bardzo dobrej kondycji. Nie daliśmy się ograć całkowicie. Te n i najbliższy rok pokażą, czy nasz potencjał będzie wystarczający do dalszego rozwoju spółki.

Jak chcecie się rozwijać?
Jesteśmy spółką Skarbu Państwa, więc o tym, jak bardzo chcemy uczestniczyć w przeobrażeniach na rynku europejskim, czy będziemy chcieli np. przejmować inne cukrownie, żeby zwiększyć potencjał produkcyjny KSC SA, a tym samym się rozwijać - będą decydowali też politycy. Ja wyznaję zasadę, że KSC nie powinno mieć ograniczeń w zwiększaniu potencjału w innych krajach. Według mnie, nie musimy się trzymać zasady, że działamy jedynie w Polsce. To jest myślenie absolutnie ograniczające działanie spółki, droga donikąd. Postępując w ten sposób, doprowadzimy do tego, że ktoś nas w końcu przejmie lub będziemy podatni na upadek. Dlatego, tak jak już wspomniałem, najbliższy rok pokaże, czy będziemy mogli zwiększyć potencjał sprzedażowy. Trzeba odbudować potencjał, który mieliśmy przed reformą. Szansą dla nas jest to, że wokół nas wytworzyły się też rynki deficytowe - tradycyjne polskie rynki, gdzie umiejętność handlu i sprzedaży polskich firm zawsze była bardzo wysoka. Te rynki należy odzyskać. Chcemy tu być, czyli w
Europie Środkowej, głównym graczem, ale do tego jest potrzebny potencjał, czyli cukier.

Jak Pańska firma zamierza to osiągnąć?
To jest kwestia operacyjna, która będzie w najbliższym okresie rozstrzygana. Ja nie mam oporów przed szukaniem cukru za granicą, chociażby trzcinowego. Uważam, że możemy swój potencjał budować na rynkach, gdzie jeszcze przeobrażenia nie zaszły tak daleko. To są wszystko jednak, z racji naszej formy właścicielskiej, decyzje polityczne. Dlatego jako zarząd staramy się przekonywać właściciela o potrzebie takiej ekspansji, ale mamy też bardzo wielu przeciwników, którzy twierdzą, że to, co polskie, w Polsce musi funkcjonować. Uważam, że to jednak może być tylko przykrywka do złego życzenia naszej spółce. Są olbrzymie siły, które lobbują na rzecz zablokowania takich działań, ale my jesteśmy od tego, żeby takie działania przełamywać. W biznesie cukrowym, który stał się globalny, nie można tak myśleć, ponieważ działa to na szkodę firmy. Mamy wizję KSC SA, według której przerabiamy minimum 800 tys. ton cukru. Ideałem byłby wolumen miliona ton. Musimy wyzbyć się kompleksów. Zwłaszcza że za dwa, trzy lata będziemy
spółką sprywatyzowaną. Model prywatyzacji zakłada to "oddanie" KSC SA w ręce pracowników i plantatorów. Nie możemy przespać tego okresu.

Mówi Pan o prywatyzacji, ale czy to nie będzie dogodny moment na przejęcie KSC przez konkurencję?
To jest podstawowy problem, który niejako powstrzymuje tę prywatyzację. Ministerstwo Skarbu Państwa pracuje nad zasadami, które by zdecydowanie uniemożliwiły przejęcie KSC SA. Przejęcie grozi nam nie tylko w drodze prywatyzacji. Drugim wariantem, który chciałyby wobec nas za-stosować konkurencyjne koncerny, jest doprowadzenie do upadłości. Wtedy nasza spółka mogłaby być kupiona za dużo niższą cenę. To jest też olbrzymie zagrożenie, ponieważ ono nie znikło, kiedy przeszliśmy trudny czas modernizacji. Zwłaszcza kiedy mamy do czynienia z koncentracją produkcji w Polsce. Dotychczas mieliśmy pięciu producentów cukru w Polsce. Między nami była zrównoważona konkurencja. W momencie kiedy na polskim rynku zostaje czterech graczy, z czego trzy podmioty są niemieckie, twierdzę, że czekają nas trudne czasy.

Co w tej sytuacji planujecie?
Mamy trzy główne punkty w strategii na najbliższe lata. Po pierwsze planujemy olbrzymi skok technologiczny, czyli inwestycje i modernizację potencjału, który mamy. Drugi aspekt to dokończenie procesu restrukturyzacji, innymi słowy zagospodarowanie wygaszonych cukrowni. To będzie m.in. budowa biogazowni, ale z tym założeniem, że wszystkie te inwestycje muszą być rentowne. Nie stać nas na wchodzenie w biznes wątpliwy i niepewny. Z racji tego, że spółka ma jeszcze duże możliwości rozwijania biznesu podstawowego, dywersyfikację uważam na tym etapie za niekorzystną. Trzeci aspekt to ekspansja, czyli możliwość pozyskania cukru do sprzedaży. Tutaj są różne drogi - przejęcia, możliwość aliansów handlowych czy też prostej gry na rynku cukru światowego.

Czy to oznacza, że KSC SA planuje w najbliższym czasie przejęcia?
Nie wykluczamy przejęć poza Europą, ale ten rynek jest bardzo trudny. Do tego potrzebny jest potencjał nie tylko finansowy, ale też intelektualny i organizacyjny, dlatego będziemy preferowali jednak Europę. Będzie się to odbywało albo na zasadzie przejęć, albo, tak jak wspomniałem, na zasadzie współpracy, porozumienia z podmiotami, które już funkcjonują. Raczej upatrujemy swoją szansę w krajach skupionych wokół Polski, na Litwie, Łotwie, Estonii i w krajach południa Europy Środkowej. To wszystko pozwoli nam zdobyć potencjał, który może zaowocować ekspansją na rynki wschodnie. Mam tu na myśli przede wszystkim sprzedaż gotowego produktu. Ale jak jest to trudne zagadnienie, pokazuje przykład BSO. Brytyjczycy mieli za zadanie ekspansję na rynku polskim oraz ukraińskim, ale nie dali rady i zdecydowali się wycofać.

Rozmawiał: Adam Domagała
Rynek Spożywczy

prywatyzacjacukiercukrownia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)