Czesi stawiają na atom

Zależność od surowców z Rosji i zobowiązania do redukcji gazów cieplarnianych z elektrowni węglowych zmuszają państwa Europy Środkowej do poszukiwań nowych źródeł energii. Czesi już dawno temu postawili na atom.

Czesi stawiają na atom
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

03.07.2012 | aktual.: 03.07.2012 11:32

W kwestiach bezpieczeństwa energetycznego i energii jądrowej Czechy, Polska, Słowacja i Węgry mówią jednym głosem; na szczycie Grupy Wyszehradzkiej w Pradze 22 czerwca szefowie rządów tych krajów zapewnili o swym poparciu dla rozwoju elektrowni nuklearnych.

To - według ich zwolenników - energia czysta, bezpieczna i bardzo wydajna. Przeciwnicy zwracają uwagę na ryzyka związane z promieniowaniem i przypominają katastrofy w Czarnobylu oraz Fukushimie.

Z czterech państw Grupy Wyszehradzkiej w tej chwili jedynie Polska nie ma na swym terenie siłowni nuklearnej. Czesi dysponują dwoma - w Dukovanach i Temelinie, Słowacy również dwoma - w Jaslovskych Bohunicach oraz Mochovcach, a Węgrzy jedną - w mieście Paks nad Dunajem.

- Kiedy idzie się na zdjęcie rentgenowskie płuc, otrzymuje się dawkę promieniowania rzędu 2-3 milisiwertów (mSv), czyli tysiąc razy więcej, niż gdyby stać przez około godzinę w pomieszczeniu wyłączonego reaktora - tłumaczy Marek Svitak, rzecznik operującej elektrownią jądrową w Temelinie czeskiej spółki energetycznej ČEZ, który oprowadza mnie po elektrowni atomowej.

- Tutaj - pokazuje mi Svitak - pracownicy prowadzą montaż reaktora. Niżej, na dole, jest paliwo, które już trafiło do jego wnętrza. Teraz zaczynają dodawać poszczególne części i nałoży się to na siebie. Za moment pokazuje na ubranych na biało ludzi pod nami: - Mają białe kombinezony, maski tlenowe, aby - w ramach środków ostrożności - czegoś się nie nawdychali. - A tu są szyby rewizyjne, do których odkłada się części, które nie są już potrzebne do montażu - dodaje.

Wskazuje też na kryjącą reaktor budowlę, tzw. containment. - Żelazobetonowy płaszcz ma dwie funkcje: chroni reaktor przed ewentualnymi nieprzewidzianymi zdarzeniami zewnętrznymi - trzęsieniem ziemi, uderzeniem samolotu. Ale także zabezpiecza okoliczne środowisko na wypadek, gdyby do czegoś doszło wewnątrz reaktora.

Temelińska elektrownia wyposażona jest w dwa reaktory wodne ciśnieniowe WWER-1000 rosyjskiej konstrukcji. Ich budowa jest bardzo prosta; zwykła woda wewnątrz reaktora spełnia podwójną rolę - moderatora reakcji oraz przekaźnika energii cieplnej, zasilającego turbiny elektryczne. Pierwotny obieg wody ogrzewanej przez reaktor i narażonej na promieniowanie w wytwornicy pary ogrzewa wodę obiegu wtórnego, który - podobnie jak w każdej elektrowni konwencjonalnej - wywołuje ruch turbiny.

Wykorzystanie zwykłej wody jako moderatora oznacza, że w przypadku odcięcia jej dopływu, procesy zachodzące w reaktorze wygasają samoczynnie.

Moc towarzyszących reaktorom turbogeneratorów wynosi 1000 MW. Dzięki temu dwie czeskie elektrownie jądrowe są w stanie pokryć 1/3 krajowego zapotrzebowania na energię elektryczną.

W tej chwili drugi blok energetyczny jest wyłączony. Trwa w nim wymiana części paliwa. Dlatego mogę zobaczyć go z bliska.

Polska też planuje budowę elektrowni atomowych. W 2008 roku premier Tusk zapowiedział, że co najmniej dwie powstaną w północno-wschodniej części kraju. Niedawno Polska Grupa Energetyczna wskazała, że staną one w Żarnowcu (gdzie w 1990 przerwano budowę elektrowni jądrowej), Choczewie lub Gąskach i nie wykluczyła, że pierwszy reaktor mógłby zacząć pracę już w 2020 roku.

Czescy specjaliści jednak w tej kwestii są sceptyczni. Choć Polska ma w nich sojusznika, twierdzą, że na rozwój energetyki jądrowej kraj, który praktycznie zaczyna od zera, potrzebuje o wiele więcej czasu. Ich zdaniem samo przygotowanie legislacyjne trwa około pięciu lat. Tymczasem oprócz zmian w prawie potrzeba bardzo dobrej kampanii informacyjnej, konsultacji społecznych, przetargów na dostawy poszczególnych elementów siłowni i - zanim rozpocznie się produkcja prądu - licznych testów bezpieczeństwa i wydajności.

- Do działania elektrowni jądrowej potrzeba także doświadczonego personelu - zwraca uwagę Kamil Muzika, główny inżynier sterowni pierwszego bloku elektrowni Temelin. - Jego pozyskanie nie będzie łatwe. Raczej powinni być to ludzie, którzy znają język polski.

Muzika przyznaje, że część czynności mogą wykonywać firmy zewnętrzne, ale lepszy dla elektrowni jest własny zespół, który z czasem nabiera coraz większego doświadczenia.

Inżynier wspomina też, iż nie ma zbyt wielkich różnic między klasyczną elektrownią węglową a elektrownią atomową. - Różnica tkwi przede wszystkim w kwestiach bezpieczeństwa. Elektrownie węglowe nie potrzebują żadnych systemów awaryjnych dla kotła. U nas większa część technologii w pierwszej kolejności podporządkowana jest bezpieczeństwu jądrowemu - tłumaczy. - Tego klasyka nie ma.

Dla Temelina system sterowania kupiono od Amerykanów, ale nie było schematów opracowanych dla rosyjskiej technologii. - Współpracowaliśmy z nimi około pięciu lat i de facto wszystkie schematy nakreśliliśmy im my. Oni natomiast ożywili aktywne punkty w sieci - zauważa.

- Gdyby porównać amerykański PWR-1000 bezpośrednio z rosyjskim WWER-1000, to dziś mają one praktycznie zgodną konstrukcję naczynia reaktora. I choć w tym amerykańskim inaczej rozłożony jest pierwotny obieg wody, to sposób ułożenia paliwa oraz system sterowania prętów kontrolnych jest zgodny. A więc wyprowadzenie z reaktora termometrów i ciśnieniomierzy, włączenie ich do sieci i digitalizacja stanowi już właściwie problem techniczny, a nie filozoficzny - mówi Muzika.

W ciągu kilkugodzinnego pobytu w elektrowni atomowej przechodzę przez sześć wyraźnych kontroli dozymetrycznych. Pierwsza odbywa się przy wejściu i sprawdza, czy na jej teren nie wnoszę materiałów nuklearnych. Druga, to rozdawane przy wejściu do bloku reaktora osobiste dozymetry. Trzecia sprawdza obuwie i rękawiczki przy wyjściu z komory reaktora na wypadek kontaminacji. Czwarta i piąta oceniają całe ciało na wypadek nagłej absorpcji promieniowania. Szósta - przy wyjściu - kontroluje ewentualną dawkę całkowitą otrzymanego promieniowania.

U człowieka mniej-więcej 1 siwert prowadzi do ostrego zespołu popromiennego. W Polsce naturalna roczna dawka promieniowania wynosi 2,4 mSv.

Wszystkie kontrole przy wyjściu ukazują zera.

Z Temelina Michał Zabłocki

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)