Człowiek na łańcuchu psa? Już nie
Gdy wyjeżdżamy na wakacje, pojawia się pytanie: co z naszym pupilem? Rynek nie znosi próżni. Za 40 - 60 zł dziennie i pies, i kot na czas naszego urlopu udadzą się na wypoczynek, choć nie z nami.
08.07.2010 | aktual.: 10.07.2010 10:06
Hotele i pensjonaty dla zwierząt to żaden wynalazek. Na początku lat 90. XX wieku powstawały, zazwyczaj przy gabinetach weterynaryjnych, przechowalnie zwierząt na czas wyjazdu właścicieli.
Pani Ewa Majka jest lekarzem weterynarii. Zanim w 1997 roku zaczęła we własnym domu prowadzić pensjonat dla kotów i psów, pracowała na uczelni. Maria Jakubowska była wolontariuszką w fundacji pomagającej zwierzętom, miała własnego trudnego psa. Dziś prowadzi hotel dla psów Dog Inn.
- To jest biznes, który wymaga obecności 24 godziny na dobę. Zawsze może się coś wydarzyć - podkreśla Maria Jakubowska. Oprócz niej na miejscu jest jedna pracownica. Do dyspozycji mają dwa pokoje w starym dzierżawionym domu.
Dom dla ludzi, dom dla zwierząt
Najczęściej ludzie zostawiają psy, rzadziej koty. Inne zwierzęta goszczą w hotelach i pensjonatach sporadycznie.
- Kota łatwiej oddać znajomemu. Mniejsze zwierzęta trafiają do nas zazwyczaj przy okazji, w pakiecie z psem czy kotem - mówi Ewa Majka.
W okolicach Warszawy jest około 20 - 30 hoteli dla zwierząt. W innych miastach mniej. Takie placówki powstają zazwyczaj na obrzeżach. Najlepiej stosunkowo blisko (ale nie za blisko) głównych tras wylotowych. Taki biznes można prowadzić na kilka sposobów.
Najpopularniejsze są takie jak pani Ewy i jej męża. We własnym domu i na własnej działce. W przypadku kotów zdarzają się i takie prowadzone w 50-metrowych mieszkaniach w centrum miasta.
- Ma być domowo, dlatego mamy tylko 10 - 15 psów. Trzy w kojcach na zewnątrz, reszta w naszych czterech kątach - mówi pani Ewa. Kojce mają kilkanaście metrów kwadratowych są schludne, pod drzewami. Jak dodaje właścicielka, są one trochę za karę dla psów nieposłusznych, tych, które nie potrafią się dogadać z innymi zwierzętami.
Pozostałe wciąż biegają po domu. Każdy ma własne posłanie (lub śpi na kanapie, jeśli właściciel na to pozwala), psy mają dostęp do wszystkich pomieszczeń. Tylko na zewnątrz nie wszystkie mogą wychodzić (choć i tak robią wszystko, by się wydostać).
Oddzielne pomieszczenie, pokój niecałe 20 m kw. przeznaczony jest dla kilku, maksymalnie kilkunastu kotów, w nim półeczki, ścieżki, po których mogą szaleć, no i klatki, w których jedzą i śpią.
W takich przypadkach, jeśli tylko ma się odpowiednie warunki, inwestycje niezbędne do założenia działalności polegającej na opiece nad zwierzętami nie są ogromne.
- U 3/4 ceny to odpowiedzialność! Kosztem jest czas. Pracujemy 12 miesięcy w roku, 7 dni w tygodniu, 24 godzin na dobę - mówi Ewa Majka.
- A nawet dwie dłużej - dorzuca mąż, który tłumaczy, że w nocy godziny się zazębiają. Oboje nie pamiętają, kiedy mogli gdzieś wyjechać...
Ale na takim biznesie można nieźle zarobić.
- Koszt noclegu to od 40 do 55 zł w przypadku psa, 20 zł - kota. Cenę ustalamy indywidualnie. Zależy m.in. od wielkości zwierzęcia oraz od tego, ile wymaga pracy. Czy szczeka, czy próbuje samemu otworzyć drzwi itp. - opisuje Ewa Majka z pensjonatu dla kotów i psów. Na pytanie, czy klienci często wysuwają argument, że przecież oni mniej płacą za nocleg w pensjonacie nad morzem, mąż pani Ewy odpowiada krótko: - Ceny nie mogą być niskie. Nie mogę spać z nimi za 20 zł.
By pies mógł się wybiegać
Drugim typem działalności jest ten prowadzony przez Marię Jakubowską. Na peryferiach Warszawy w otoczeniu Mazowieckiego Parku Krajobrazowego dzierżawi 2 ha ziemi dla swoich podopiecznych. Jej hotel nie jest duży. Nocleg znajdzie tu do 18 psów. Pani Maria przyjmuje prawie każdego.
- Mamy tyle miejsc, bo tyle są wstanie opanować dwie osoby obsługi. Każdy pies ma swoje zwyczaje, swoje upodobania, każdy wymaga indywidualnej opieki, dlatego jesteśmy na miejscu przez całą dobę - tłumaczy pani Maria.
Psy mają do dyspozycji ogrodzoną działkę o pow. 20 tys. m kw. Mieszkają w dwóch specjalnych budynkach. Pomieszczenia są całoroczne, więc są izolowane i ogrzewane z doprowadzoną wodą i prądem (czyszczenie, oświetlenie). Nie są to zwykłe drewniane budki. Standard budynków jest mniej więcej taki, jak porządnych domków letniskowych. W każdym z nich znajduje się kojec z posłaniem, druga część boksu jest na zewnątrz, gdzie zwierzak ma dodatkowe parę metrów kwadratowych.
- Mamy trzy poziomy zaufania. Psy oczywiście nie siedzą cały dzień w budynku. Mamy 500 m kw. ogrodu - ogrodzonego wybiegu, gdzie sprawdzamy psy, jak zachowują się z innymi psami, czy są lękliwe, czy słuchają komend - tłumaczy Maria Jakubowska.
Drugi poziom to podwórze, czyli teren wokół domu. - Tu bawimy się z psami wodą, piłką, są przy nas przy naszych codziennych zajęciach - dodaje właścicielka Dog Inn.
Trzeci poziom to las, gdzie opiekunowie chodzą z psami na spacer. Te, które są dobrze znane, chodzą same, biegają, poznają, obwąchują.
Budowa budynków to koszt ok. 50-70 tys. zł. Do tego dochodzi koszt ogrodzenia. Sama siatka to koszt minimum 10 zł za m kw., do tego podmurówka, żeby pies nie wykopał dziury, słupki, no i robocizna.
Na ogrodzenie małego wybiegu trzeba wydać przynajmniej 10 tys. zł (ale to i tak optymistycznie licząc). Ogrodzenie dużej działki, na której psy mogą się bezpiecznie wybiegać, to przynajmniej drugie tyle. A mogą się pojawić dodatkowe wydatki.
- Teraz czeka nas kolejna inwestycja - płot dźwiękochłonny od strony jednego z sąsiadów - przyznaje Maria Jakubowska.
Obóz, nie hotel
Oczywiście można mieć mniejszą działkę, a psy wyprowadzać na smyczy po publicznym terenie. Jednak tracimy w ten sposób jeden z argumentów przyciągających klientów. Można też nie zostawać z psami na noc. I takie lokale znajdziemy, choć według innych właścicieli hoteli nie cieszę się taką popularnością.
W takich miejscach pies pozostawiony jest sam sobie. Ma własny kojec z wybiegiem i tylko parę razy dziennie ktoś zajrzy, czy wszystko ze zwierzakiem w porządku. Taki hotel jest ciut tańszy - kosztuje 30 - 40 zł. Odpadają koszty dodatkowych pracowników. Nie trzeba się martwić o wyprowadzanie, itp.
Największe tego typu hotele mogą przyjmować do 50 psów. Tak dużych jest jednak bardzo mało.
Ani pani Ewa, ani pani Maria ich nie polecają.
- W woj. mazowieckim jest ok. 20 - 30 hoteli. Niektóre inaczej podchodzą do prowadzenia takiej działalności, ale większość polega na indywidualnej opiece. Zwiększa się świadomość klientów, którzy coraz bardziej zwracają uwagę, komu powierzają pupila - tłumaczy Maria Jakubowska
Pracownik - towar deficytowy
Przy prowadzeniu takiej działalności najważniejsze jest zaufanie. Nie tylko klienta do usługodawcy, ale też pracodawcy do pracownika.
- Pracujemy sami. Ja i mąż. Nie ma nikogo na tyle odpowiedzialnego, byśmy mu zaufali. Bo przecież zwierzę to więcej niż rzecz - mówi pani Ewa Malik.
- Trudno znaleźć odpowiedniego pracownika. Po pierwsze musimy mu ufać, musi mieć umiejętności, których żadna szkoła nie uczy. No i być dyspozycyjny. U nas pracownik pracuje od 8 do 23. Można posiłkować się studentami, praktykantami kierunków weterynaryjnych, ale za nim się ich wyszkoli, mija miesiąc, dwa. A to się nie opłaca - tłumaczy Maria Jakubowska.
Pracownik to także comiesięczny koszt. Za tak zajmującą pracę wynagrodzenie waha się w okolicach średniej krajowej. Licząc comiesięczne koszty nie można też zapomnieć o prądzie, wodzie, środkach czystości, opiece weterynaryjnej.
- Zużywają się posłania, „sikacze” je zalewają i po dwóch tygodniach ciągłego prania trzeba wymieniać - zaznacza pani Maria.
No i najważniejszy koszt. Grunt. Można go kupić albo wydzierżawić. Przy kupnie może być pewien problem. Nawet las na terenie dużego miasta lub tuż pod nim kosztować może od 100 do kilkuset zł za m. kw. Do tego musimy postawić jeszcze własny budynek. Łatwiej, zwłaszcza na początku, jest taką działkę wydzierżawić.
Przykładowo za dzierżawę dużej leśnej działki na obrzeżach Warszawy z budynkiem, w którym da się jakkolwiek zamieszkać, trzeba zapłacić min. 4 tys. zł.
- Jak ktoś się dowiaduje, że na działalność gospodarczą, to cena idzie w górę dwukrotnie. Taki biznes to ciągłe inwestycje - potwierdza Maria Jakubowska.
Licząc wszystkie koszty, miesięcznie na prowadzenie takiej działalności trzeba przeznaczyć ok. 8 - 10 tys. zł.
A potencjalny zysk?
Czas żniw dla psich i kocich hoteli to święta i wakacje. Jeśli ktoś chciałby zarezerwować teraz miejsce na najbliższy tydzień, mógłby mieć spory problem. W sezonie wakacyjnym większość miejsc jest zajętych.
- Największe obłożenie jest w grudniu. Na święta trzeba rezerwować miejsce już w listopadzie. Pełne są także długie weekendy - opisuje Maria Jakubowska.
Jednak goście są w hotelach przez cały rok. Pani Maria przyznaje, że prawie nigdy nie ma mniej niż sześć psów.
Taki biznes opiera się na stałych klientach.
- Czas pobytu jest bardzo różny. Od dwóch dni nawet do roku. Lalkę, jednego z psów, jej właściciel przywozi do nas już od 6 lat - wspomina Ewa Majka.
- To jest biznes, który opiera się na zaufaniu. Czasami klient nas testuje. Zostawia psa na jeden dzień - dodaje Maria Jakubowska.
Prowadzący hotel również sprawdzają psa. Pensjonat dla kotów i psów z założenia nie przyjmuje ras psów niebezpiecznych. Dog Inn nie ma takich wytycznych, ale w nim pies musi być „sprawdzony”.
- Przeprowadzamy wywiad z właścicielem, czy pies jest ufny, jak się zachowuje, jak reaguje na inne zwierzęta, itp. Zdarza się, że to my prosimy właściciela, by przyjechał do nas z psem, zanim przyjdzie czas wakacji - tłumaczy Maria Jakubowska.
Zaznacza też, że z kwitkiem odchodzi może 1 na 20 psów. Podobnie to wygląda w większości hoteli.
Klient nasz pan
- Jesteśmy po to, by pomóc, jak właściciel wyjeżdża i nie ma z kim zostawić swego pupila. Naszymi klientami są często osoby samotne, rodziny, które nie chcą obciążać sąsiadów lub po prostu są nowe i się jeszcze nie zaaklimatyzowały - opisuje Ewa Majka.
Czego oczekują klienci? Najważniejsze, by pies czekał na nich cały i zdrowy. Niektórzy chcą, by był np. odchudzony. Opieka to także resocjalizacja. Bo, jak twierdzą właściciele hoteli, polskie psy są źle ułożone.
- Z dziwnych klientów mieliśmy panią, której psa musieliśmy karmić… łyżeczką. Nie zmieniamy nawyków, jak ktoś chce, byśmy karmili psa łyżeczką, szanujemy to, ponieważ gdybyśmy coś zmienili, działoby się to z krzywdą dla psa - tłumaczy pani Ewa.
Jak podkreśla Maria Jakubowska najważniejsze jest zapewnienie poczucia bezpieczeństwa, odwzorowanie domowego trybu życia. - Dlatego pytamy właścicieli, kiedy pies wychodzi na spacer, kiedy je. No i czy może np. wchodzić na kanapę - dodaje pani Ewa.
Jak prowadzić biznes?
Dobrze prowadzony hotel dla zwierząt, mający stałych klientów, może całkiem nieźle prosperować. Stopa zwrotu może przynieść znacznie więcej niż najlepsze obligacje. Czasem nawet ponad 20 proc. rocznie. Ceną jest poświęcony czas.
Jednak trzeba czymś przyciągnąć klientów. Jednym z najważniejszych czynników jest miejsce z dobrym dojazdem, tereny zielone, duża działka. Klienci takich firm to nie tylko osoby z najbliższej okolicy, do zaufanego hotelu klienci potrafią dowieść psa z drugiego końca miasta.
Często takie miejsca są tworzone przy gabinetach weterynaryjnych lub przy szkołach treserskich. Bardzo ważne jest, by jeśli nie w pobliżu, to w zasięgu kilku minut był lekarz weterynarii.
- Wolimy dmuchać na zimne. Czasem lepiej, by weterynarz przyjechał na darmo, niż by się miało coś stać poważnego - mówi Maria Jakubowska.
W przypadku hoteli dla zwierząt mniejsze znaczenie ma promocja. Najważniejszy jest marketing szeptany. No i porządna strona internetowa. Ewentualnie można się pokusić na plakaty i ulotki w miejscach takich jak gabinety weterynaryjne, sklepy z karmą dla zwierząt, itp.
Dla takiej działalności nie ma żadnych wytycznych, koncesji, itp. Każdy może ją założyć. - To źle, bo działa się w ciemno. Nie ma wytyczonych ścieżek i kontroli nad tym. W PKD nie ma nawet odpowiedniej rubryki. Sposób prowadzenia hotelu też musiałam wymyślić sama - twierdzi Maria Jakubowska.
Jan Kaliński
Wirtualna Polska